Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 12 marca 2015, 16:02

autor: Luc

Recenzja gry White Night - survival horror, który naprawdę straszy - Strona 3

O oryginalność w horrorach coraz trudniej – te same motywy, te same miejsca, ci sami przeciwnicy, identyczne sytuacje. Co pewien czas trafia się jednak produkcja, która postanawia zerwać z dotychczasową tradycją. Takie właśnie jest White Night.

Bulwar Zachodzącego Słońca

Wielka szkoda, że postawiono na takie rozwiązanie, bo grając w White Night, naprawdę miałem ochotę pokręcić się po tajemniczym domu odrobinę dłużej. Wprawdzie znajdzie się w grze kilka sekwencji, w których da się na luzie przechadzać w tę i z powrotem, ale jak na mój gust jest ich zdecydowanie zbyt mało. Niemniej kiedy już jakimś cudem mamy chwilę spokoju i nie musimy martwić się o zapas zapałek, można podziwiać projekt i wykonanie lokacji. Grafika jest prosta – szczególnie podczas cut-scenek widać, że modele prezentują się dość topornie, na szczęście dzięki nietypowej kolorystyce kompletnie nie zwraca się na to uwagi. Światłocień, który odgrywa tu kluczową rolę, przedstawia poszczególne elementy z całkowicie innej perspektywy i muszę przyznać, że ten kierunek mocno przypadł mi do gustu. Niedopowiedzenia te mówią więcej o całej historii niż wizualne fajerwerki i wodotryski. Niewiele produkcji decyduje się na czarno-białą stylistykę, w końcu nie jest zbyt efektowna, jednak paradoksalnie, pokazując mniej, twórcy White Night sugerują graczowi dużo więcej… albo przynajmniej zmuszają, by uruchomić wyobraźnię.

Ucieczka przed duchami potrafi być równie stresująca, co frustrująca.

Na duży plus zaliczyć można także oprawę dźwiękową tytułu. Wybrane utwory, które śpiewa nasza piękna zjawa, są doskonale dobrane i idealnie pasują do epoki, a i pozostałym odgłosom nie można absolutnie niczego zarzucić. Niepokojące nuty, które docierały do moich uszu, w chwili gdy wkraczałem do pokoju z czającym się tam jakimś zagrożeniem, w teorii powinny mnie przygotowywać na to, że zaraz rozpęta się piekło, ale w rzeczywistości sprawiały, że wariowałem ze strachu jeszcze bardziej. Podobnie jest w przypadku słyszanych co pewien czas straszliwych krzyków, skrzypienia desek i innych dźwięków, których nie sposób zidentyfikować.

Śmiertelny pocałunek

Muszę wyznać, że po ukończeniu gry byłem naprawdę zły na twórców White Night. To mógł być jeden z najlepszych horrorów, w jakie miałem okazję ostatnio grać. Fantastyczny klimat, świetne zagadki, autentycznie przerażająca atmosfera i niezwykle oryginalna oprawa – czymś takim pochwalić mogą się tylko nieliczne produkcje, jednak już w parę chwil po rozpoczęciu rozgrywki okazuje się, że całość szybko przestaje sprawiać przyjemność za sprawą kilku, naprawdę fatalnych rozwiązań. Praca kamery, system zapisów oraz wymuszające dziwaczny styl grania rzadko dostępne zapałki w swoich podstawowych założeniach miały stanowić o sile tytułu, ale zrealizowano to po prostu nieudolnie. Bez owych utrudnień gra byłaby produkcją wręcz bardzo dobrą, a tak efekt końcowy jest „tylko” niezły. Szczęśliwie w tym przypadku, pomimo dominującej kolorystyki tytułu, werdykt nie musi być czarno-biały – White Night okazuje się szaraczkiem, z ogromnym potencjałem, któremu skryte w cieniu wady nie pozwalają w pełni rozbłysnąć. Chwilami pomimo mroku przebijają się błyski geniuszu, ale niestety tylko po to, by za chwilę ponownie przygasnąć. Niemniej, jeżeli gra doczeka się kontynuacji w podobnych klimatach, z pewnością się nią zainteresuję – miejmy tylko nadzieję, że twórcy nauczą się czegoś na swoich błędach i nie będą powielać rozwiązań, które tak zaszkodziły ich ostatniemu dziełu.

Luc | GRYOnline.pl