Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

White Night Recenzja gry

Recenzja gry 12 marca 2015, 16:02

autor: Luc

Recenzja gry White Night - survival horror, który naprawdę straszy

O oryginalność w horrorach coraz trudniej – te same motywy, te same miejsca, ci sami przeciwnicy, identyczne sytuacje. Co pewien czas trafia się jednak produkcja, która postanawia zerwać z dotychczasową tradycją. Takie właśnie jest White Night.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • fantastyczny, unikatowy i przerażający klimat;
  • oryginalny, czarno-biały styl artystyczny;
  • ciekawe zagadki i znajdźki;
  • dobra oprawa dźwiękowa.
MINUSY:
  • frustrująca praca kamery;
  • tragiczny system zapisu, zmuszający do powtarzania czasochłonnych sekwencji;
  • wymuszająca niepotrzebny pośpiech mechanika gry;
  • przeciętna historia z przewidywalnym zakończeniem.

Noir to chyba jeden z najbardziej zaniedbanych nurtów sztuki. O ile w przypadku filmów jestem w stanie zrozumieć konieczność „pójścia z czasem” (choć przykłady Sin City czy The Spirit pokazują, że gatunek ten potrafi się odnaleźć we współczesnej konwencji), tak gry wideo jako medium nadają się wręcz idealnie do kontynuowania spuścizny „czarnego kina”. Niestety, produkcji, które posługują się tą stylistyką, jest bardzo mało, a jeszcze trudniej trafić na te faktycznie godne uwagi. Zdarzają się niekwestionowane perełki, które w mniejszym lub większym stopniu nawiązują do konwencji, rozwijanej najmocniej w latach 40. i 50. minionego wieku, ale tytułów od początku do końca podążających wyznaczoną wtedy ścieżką ze świecą szukać. I kiedy byłem już niemal pewny, że absolutnie nigdy nie doczekam się gry, w której poczuję się jak podczas oglądania Wielkiego snu czy Dotyku zła, pojawiło się White Night – horror już od pierwszych chwil wyglądający niczym ze złotej ery kina noir. I byłaby to naprawdę wspaniała podróż w czasie, gdyby nie kilka poważnych „ale”.

Noc i miasto

Akcja White Night rozgrywa się – jak na porządną produkcję we wspomnianych klimatach przystało – w późnych latach 30., u schyłku amerykańskiego koszmaru, znanego również jako wielki kryzys. Rok 1938, w którym rozpoczynamy naszą przygodę, to w teorii nieporównywalnie lepszy czas niż okres 1929–1933, ale skutki gospodarczej depresji wciąż są odczuwalne. Bohater, w którego się wcielamy, także został nimi dotknięty – spędzając kolejną noc w barze i zapijając pamięć o minionym dniu, musi ostatecznie opuścić lokal i zgasiwszy papierosa, rusza w drogę do domu. Oddając się przemyśleniom na temat swojej obecnej, beznadziejnej sytuacji, nie spodziewa się kompletnie, że akurat tej nocy spotka go coś jeszcze gorszego niż dołek finansowy. Pierwsze problemy zaczynają się wraz z pojawieniem się świetlistej postaci tuż przed maską samochodu – protagonista, chcąc uniknąć kolizji, odbija mocno w bok i oczywiście rozbija się o pobliskie drzewo. Gdy odzyskuje przytomność, w myślach kołacze mu tylko jedno: „Czy zabiłem tę dziewczynę?”. Zanim będziemy w stanie odpowiedzieć na to pytanie, musimy jednak najpierw pomóc samym sobie. Ciężko poobijani zmierzamy więc ku jedynemu budynkowi w okolicy – imponującej, choć złowieszczo wyglądającej rezydencji.

Możliwość rozpalenia w kominku to rzadki przywilej.

Ta okazuje się pusta, na szczęście w środku odnajdujemy telefon. Gdy wydaje się, że ratunek jest na wyciągnięcie ręki, w domu zaczynają się dziać przerażające rzeczy – drzwi nieodwracalnie się zatrzaskują, gasną wszystkie światła… pojawia się też tajemnicza zjawa, do złudzenia przypominająca dziewczynę, którą widzieliśmy na drodze. Uwięzieni w środku, robimy jedyne, co nam w tej sytuacji pozostało – podążamy za ową postacią. Podróż, którą tym samym inicjujemy, już od pierwszych sekund jest szalenie klimatyczna. Ogromną rolę odgrywa tu artystyczny styl produkcji – czarno-białe barwy i fakt, że niewiele widzimy, budują niesamowity nastrój. W momencie gdy zaczynamy w rezydencji spotykać także i mniej przychylne nam duchy, atmosfera staje się jeszcze bardziej niepokojąca i muszę przyznać, że dawno już żaden horror nie zrobił na mnie takiego wrażenia. A zaliczyłem ich w swoim życiu całkiem sporo i mało której produkcji udaje się mnie autentycznie (i regularnie!) straszyć. Ostatnią grą, w której równie mocno obawiałem się przejścia do kolejnego pomieszczenia, był bodajże Outlast, ale to nie do tego dzieła White Night najbliżej. Bardziej na miejscu jest porównanie do oryginalnego Alone in the Dark i to zdecydowanie najmocniejszy punkt całej gry, pomimo stosunkowo oklepanego zakończenia i przeciętnych dialogów. Jak się jednak szybko okazuje – nawet najgęstszą atmosferę można zrujnować kilkoma fatalnymi decyzjami.

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

kALWa888 Ekspert 22 kwietnia 2022

(PS4) Świetny horror na dwa wieczory. Gęsty klimat potrafi przyprawić o gęsią skórkę - w sumie przez straszaki ściągałem czasami słuchawki z uszu, żeby na chwilę odsapnąć. Udźwiękowienie i ścieżka dźwiękowa dobrze spełniała swoje zadanie. Początek może nie jest szczególnie zachęcający (mi przeszkadzał wolny krok bohatera), ale szybko robi się o wiele lepiej. To też ciekawa opowieść, choć mogło to zostać napisane lepiej. Rozgrywka to w sumie standard - ustalone z góry ujęcia kamery, proste zagadki, notki do czytania i brak możliwości walki. Warto sprawdzić.

7.5
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.

Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi
Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi

Recenzja gry

Return to Monkey Island to gra, w której w końcu, po tylu latach, wielu z nas odkryje sekret Małpiej Wyspy. Prowadzi do niego ciepła, kolorowa i nostalgiczna przygoda zamknięta w pomysłowej, świetnie napisanej, metatekstualnej przygodówce.