Recenzja gry Dragon Ball: Xenoverse - tylko dla bezkrytycznych fanów - Strona 2
Konsole nowej generacji dostały pierwszą grę z serii Dragon Ball. Choć deweloperzy obiecywali złote góry, zwłaszcza w kwestii scenariusza, produkt wypada dużo poniżej oczekiwań.
Lista wojowników jest jedną z dziwniejszych w historii marki. Mimo obecności wielu znanych twarzy z animowanego tasiemca, brakuje chociażby Androida 16 czy Zarbona. Na ich miejsce wskoczyły takie „sławy”, jak żołnierze Frezera: Rasberry i Appule. Perfekcjoniści też nie będą zadowoleni – bez 2 postaci w DLC, nie osiągniemy pełnej liczby i skończymy na 49 wojownikach. Dla porównania: Dragon Ball Z: Budokai Tenkaichi 3 na PS2 miał ich 161.
Od czasu do czasu zmieniają się okoliczności, w których załatwiamy rzeczy po męsku ze szwarccharakterami znanymi z komiksu, ale takich sytuacji jest stanowczo za mało. Zważając na anomalie czasowe i alternatywne wersje wydarzeń, aż dziw bierze że twórcy nie pokusili się o coś odważniejszego. Tak jak w dość dobrym Dragon Ball Z: Shin Budokai – Another Road na PSP, podróż w czasie i eksperymenty z historią to tylko mydlenie naszych oczu – jak zwykle będziemy pomijać filmiki, żeby jak najszybciej ukończyć kilkunastogodzinną historię i odblokować postacie. Te zaś, jak przystało na gry na licencji anime, nie są dostępne od samego początku. Nie było by to problemem gdyby nie fakt że tryb fabularny jest jedną z największych wad gry. Niektóre walki niemiłosiernie się dłużą, zmuszając nas do bezmyślnego wciskania na zmianę dwóch przycisków, inne zaś doprowadzają do szewskiej pasji. Za frustrację odpowiadają tutaj głównie sztuczna inteligencja i nierówny pacing. Niektóre epickie pojedynki rozegramy w mgnieniu oka, inne zaś będziemy powtarzać kilkukrotnie, gdyż zbudowano je z kilku mniejszych starć, a te trzeba wygrać jedno po drugim. Nie pomaga w tym to, że nasi kompani są tak bystrzy, że mogliby iść na casting do Warsaw Shore, a wrogowie często spamują te same ataki i zachowują się tak, aby jak najbardziej przedłużyć walkę. Na nasze szczęście, wątek fabularny nie jest tutaj daniem głównym.
Szatan serduszko nosi zerówki
Po prologu w skórze najbardziej popularnego saiyanina, otrzymujemy wreszcie pod kontrolę własną postać. Zanim stworzymy wymarzonego towarzysza obrońców Ziemi będziemy mogli wybrać jedną z pięciu ras: ludzkiej, demonicznych majin, saiyan, namek czy przedstawiciela klanu Frezera. Własna postać pojawiała się już w Ultimate Tenkaichi na poprzedniej generacji, jednak tym razem ten element odgrywa o wiele ważniejszą rolę. To właśnie w skórze stworzonego przez nas herosa spędzimy większość czasu w Dragon Ball: Xenoverse. Zbierając doświadczenie i mamonę za wygrane walki będziemy odpowiednio rozwijać naszego bohatera i ubierać go w jeszcze bardziej kolorowe czy coraz to wytrzymalsze fatałaszki. Oczywiście, twórcy nie skupili się wyłącznie na wyglądzie bohatera – jeśli chodzi o naukę ciosów i ataków specjalnych, mamy naprawdę duże możliwości.