Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 15 lutego 2015, 16:46

autor: Luc

Recenzja gry Evolve - w co wyewoluował pomysł twórców serii Left 4 Dead? - Strona 3

Potwornie duże oczekiwania, potwornie ciekawy pomysł i potwornych rozmiarów kontrowersje w chwilę po premierze. Evolve od studia Turtle Rock to niewątpliwie jedna z bardziej oryginalnych gier tego roku, ale czy przetrwa próbę czasu?

To, co dzieje się na ekranie można określić tylko w jeden sposób – totalna rozwałka!

Recenzja gry Evolve - w co wyewoluował pomysł twórców serii Left 4 Dead? - ilustracja #2

Wchodząc w skórę potwora, możemy wcielić się w jedną z trzech bestii. Pierwsza z nich, dostępna już na starcie to Goliath – ogromne monstrum, stawiające na brutalna siłę oraz walkę bezpośrednią. Drugim z jegomościów, którym postaramy się dokonać dzieła zniszczenia jest Kraken – stwór specjalizujący się w atakach z dystansu, posiadający dodatkowo umiejętność latania. Trzeci i jak na razie ostatni potwór to Wraith – idealna propozycja dla graczy, którzy preferują podstęp oraz zwodzenie przeciwnika. Czwarte monstrum, wciąż jeszcze nie dostępne, to Behemoth – kawał skalistego cielska, o którym póki co nie wiemy zbyt wiele.

Określenia „przemęczyć” można użyć także w odniesieniu do systemu progresji, jaki twórcy postanowili zaimplementować w Evolve. Nastawiony na typowe grindowanie i powolny postęp, chwilami wywoływał u mnie niesamowitą frustrację i wielokrotnie zastanawiałem się, co kierowało ekipę Turtle Rock przy podejmowaniu takiej, a nie innej decyzji. Rozpoczynając przygodę mamy do naszej dyspozycji tylko czterech spośród dwunastu łowców, a także jednego z trzech potworów. Aby odblokować kolejne „charaktery”, musimy wpierw wymaksować na podstawowym poziomie umiejętności pierwszego bohatera w danej klasie. Dopiero wtedy możemy pograć innym przedstawicielem naszej ulubionej specjalizacji, ale aby otrzymać dostęp do trzeciego herosa, trzeba wykonać szereg kolejnych zadań świeżo pozyskaną postacią. Wytyczne zazwyczaj nie są wybitnie skomplikowane, ale wypełnienie niektórych to kwestia minimum paru spotkań – przykładowe wskrzeszenie Lazarusem siedmiu kompanów podczas używania niewidzialności na papierze wygląda na banalne, ale jeśli nie chcemy przegrać, w ferworze walki nie możemy się przecież skupiać wyłącznie na tym. Odblokowanie pełnego pakietu łowców i potworów zajęło mi dobrych kilka godzin i choć mając już do dyspozycji komplet, rozgrywka zaczęła oferować odrobinę większe, taktyczne zróżnicowanie, to ciężko było pozbyć się niesmaku, jaki pozostał po konieczności grania postaciami, których po prostu „nie czułem”. Pozostaje jeszcze kwestia zdobywania perków – te zyskujemy wraz z rosnącym poziomem naszego konta, ale także i w tym przypadku grind wydaje się niemiłosierny. Kolejne poziomy nabijają się szalenie ślamazarnie, a same pasywne umiejętności dopiero na wyższych poziomach zaczynają przynosić odczuwalną różnicę.

Potwór nareszcie uwięziony – pora go wykończyć.

Zdobywanie nowych zdolności można odrobinę przyśpieszyć decydując się na granie z botami. Evolve pozwala samotnym graczom na toczenie pojedynków jedynie w towarzystwie sztucznej inteligencji i szczerze powiedziawszy chwilami w ten sposób grało mi się o wiele przyjemniej niż z losowymi ludźmi z publicznych pojedynkach. Boty – zarówno jako łowcy, jak i potwory – są zaskakująco kompetentne i wykonują przypisane im role naprawdę doskonale. Niejednokrotnie zdarzało mi się kończyć rozgrywkę z kompanami sterowanymi przez AI o wiele szybciej i bardziej efektownie (tj. otrzymując więcej punktów doświadczenia) niż miało to miejsce w grach z prawdziwymi ludźmi. Co prawda w starciach tego typu nie ma aż tylu emocji, co w trakcie rywalizacji z żywym przeciwnikiem, ale to i tak przyzwoita alternatywa, dająca jakąś namiastkę gry singlowej w tym, jakby nie patrzeć, czysto multiplayerowym tytule.