autor: Borys Zajączkowski
Panzer Elite - recenzja gry
Nowa odsłona (Panzer Elite: Edycja Specjalna) symulatora jednostek pancernych uczestniczących w działaniach wojennych w czasie II Wojny Światowej.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Czołg to niesamowita maszyna do unicestwiania. Gotów jestem zaryzykować stwierdzenie, że nic, nawet współczesne myśliwce bombardujące, nie jest w stanie rozpalić chłopięcej wyobraźni w takim stopniu jak przedzierający się przez lasy, rzeki i wykroty czołg. Źródła wyjątkowego magnetyzmu tej szczególnej broni pancernej upatruję w jej bliskim kontakcie z naturą. Bliskim i bardzo mocnym – było nie było czołg pięćdziesięciotonowy jest czołgiem lekkim. Myśliwce bowiem latają sobie gdzieś wysoko, gdzie nie zapuszczają się już nawet najśmielsze anioły, a ich cele bywają przeróżne, lecz mają jedną cechę wspólną – nie widać ich, ani ich nie słychać. Nawet takim myśliwcem trzeba by do jego własnego celu lecieć parę minut, żeby go w ogóle dostrzec – w podobną drogę samochodem należałoby już zabrać kanapki na podróż. Czołg zaś generalnie służy do toczenia walk z przeciwnikiem znacznie bardziej namacalnym, a tym samym z przeciwnikiem budzącym do życia adrenalinę dalece bardziej niż plamka na radarze. Czołgiem można i trzeba się chować, taranować lub przebijać przez mury. Rzecz jasna współczesna technika również i walkę czołgiem zamienia coraz to bardziej w obserwację kropek na radarze, niemniej jednak charakter samych zmagań nie narusza utrwalonego wizerunku czołgu – masywnego stalowego bloku, skrytego na granicy lasu; straszliwego potwora o przerażającej sile, któremu mało co jest w stanie uczynić krzywdę. Nawet cudownie sprytne ładunki kumulacyjne mają już coraz to mniej do powiedzenia w kwestii dziurawienia współczesnych pancerzy. Gdy dodać do tego wyobrażenia uśpione możliwości maszyny, która jest w stanie pędzić po dowolnym terenie z prędkością stu kilometrów na godzinę, cały czas utrzymując lufę na zadanym celu i ostrzeliwując go bez zatrzymywania się – staje się wówczas jasne, czemu chłopcy w dowolnym wieku tak lubią czołgi.
Osobiście jednak gotów byłbym zamienić działa z autopoziomowanymi lufami, komputery celownicze i silniki o przerażającej mocy na przygody czterech pancernych, choćby na rolę Szarika – a to właśnie przez wzgląd na bliski kontakt z naturą oraz z przeciwnikiem. I okazuje się, że w moich upodobaniach nie pozostaję osamotniony, a to za sprawą innych wiecznie małych chłopców, którzy stworzyli „Panzer Elite” – fantastycznie realistyczny, a równocześnie dający się nietrudno opanować symulator czołgów z czasów Drugiej Wojny Światowej. Teraz, gdy po ponad dwóch latach od ukazania się tej znakomitej gry, stała się dostępna jej edycja specjalna, warto się przyjrzeć, jak niewiele czas może nadgryźć grę, jeśli jej twórcom uda się trudna sztuka uczynienia jej ponadczasową właśnie. W zasadzie nie wiem, od czego zacząć, ale i niepokój taki nie jest mi obcy – pojawia się zawsze, ilekroć przypadnie mi w udziale ustosunkowanie się do gry kultowej. Bardzo podobnie się czułem pisząc niedawno recenzję trzeciej części „Cywilizacji”.