Recenzja gry Grand Theft Auto V - nowe konsole mają już GTA V, PC wciąż czeka - Strona 3
Piąta gra z serii Grand Theft Auto wreszcie doczekała się odświeżonej wersji na konsolach ósmej generacji. Jak poradził sobie Rockstar z konwersją swojego wielkiego hitu?
W nowej wersji GTA V Rockstar ukrył 27 okazów Jazgrzy Williamsa, kaktusowatej rośliny psychoaktywnej, znanej lepiej pod zwyczajową nazwą „pejotl”. Po zjedzeniu okazu bohater ma halucynacje i wydaje mu się, że jest zwierzęciem, co sprowadza się do tego, że otrzymujemy sposobność wcielenia się w różne ssaki, ptaki, a nawet ryby.
Ponad dwanaście miesięcy temu GTA V wyjęło mi z życia prawie 100 godzin i nie uważam, że był to czas stracony. Produkt firmy Rockstar North był dla mnie grą 2013 roku, najlepszym reprezentantem serii, której rozwój śledzę od jej pierwszej odsłony, tytułem ocierającym się o ideał, bez dwóch zdań zasługującym na „dychę”. Piszę o tym dlatego, że biorąc do ręki płytkę z odświeżoną edycją nie spodziewałem się, że znana mi już doskonale kampania będzie w stanie sprawić, że zapomnę o otaczającym mnie świecie. Myliłem się. Już po kilku godzinach testów wiedziałem absolutnie wszystko, co powinno znaleźć się w niniejszej recenzji, a i tak nie mogłem się oderwać. Ta gra zasysa jak bagno, to festiwal pomysłów, których próżno szukać u konkurencji.
W ubiegłym roku premiera komponentu online’owego została opóźniona o dwa tygodnie w stosunku do premiery gry GTA V – tegoroczna edycja miała zaoferować tryb sieciowy na starcie, ale tradycyjnie już, pozostawił on mnóstwo do życzenia. Ani razu nie udało mi się dostać do rozgrywki, w której uczestniczyłoby trzydziestu graczy, tuż po premierze usługa miała również tendencję do zrywania połączenia i długiego oczekiwania na rozpoczęcie misji. Sytuacja zapewne poprawi się w kolejnych tygodniach, nie zmienia to jednak faktu, że Rockstar niewiele nauczył się przez ten rok.
Ilość małych smaczków, która podkreśla wyjątkowość tego produktu jest doprawdy oszałamiająca. Pewnego razu postanowiłem dostać się do startowej nory Franklina przez płot zlokalizowany na tyłach „posiadłości”, by aktywować jedną z misji i przypadkiem natknąłem się na Chopa, który akurat nawoził trawnik. Nawet w tak pozornie nieistotnej czynności, mój podopieczny pokusił się o komentarz dotyczący psa, co oznacza, że deweloperzy przewidzieli taką sytuację, przygotowali kwestię dialogową i ją po prostu nagrali – niebywałe! Mogliście zwiedzić na piechotę całe Los Santos i hrabstwo Blaine, przepłynąć wpław całą wyspę dookoła, zbadać dno morza i wleźć nawet tam, gdzie pozornie nie jest to możliwe. Gwarantuję Wam, że i tak nie zobaczyliście wszystkich atrakcji, które w tej grze są obecne. Ona potrafi zaskoczyć nawet wtedy, kiedy wydaje się Wam, że nic nowego zdarzyć się nie może. Mistrzostwo świata.
Krystian Smoszna | GRYOnline.pl