Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 11 listopada 2014, 18:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Assassin's Creed: Unity - Arno Dorian, zabójca nowej generacji - Strona 3

Unity zabiera nas do pełnego przepychu i tłumów na ulicach Paryża. Jeszcze żadne wirtualnie miasto nie miało w sobie tyle życia, ile ma stolica Francji sprzed ponad dwustu lat. Obecność w trakcie zwiedzania obowiązkowa.

Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że przygotowanie takiego bogactwa detali, jakimi ocieka miasto zabiera dużo czasu. Jak przypuszczam właśnie z powodu jego braku w grze nie uświadczymy na przykład koni. Te, które są, prawie w całości stanowią tylko stojący w miejscu element dekoracyjny. Na ulicach pojawiają się psy, ale też tylko stoją i co najwyżej ziewają. Gdzieś jakaś kurka skubie coś z błocka, a na dachu rozsiądzie się kot. To musi wystarczyć.

Jedyne konie w grze to te, które zaprzężono do powozów. Szkoda, że w grze poruszającą się bryczkę zobaczymy ledwie kilka razy.

W Assassin’s Creed: Unity wraca do korzeni serii. Twórcy poza możliwością rozegrania specjalnych misji w trybie kooperacji ze znajomymi nie przedstawiło w grze żadnego innego motywu przewodniego, który miałby charakteryzować w jakiś szczególny sposób nową odsłonę. W „trójce” i Black Flag było to otwarcie świata i bitwy morskie, teraz zabrakło jakiegoś innowacyjnego elementu. To powrót do korzeni, ale bardzo specyficzny, bo w nowoczesnym stylu. Już wyjaśniam co mam na myśli.

Walka w Unity z kilkoma przeciwnikami jest bardziej wymagająca niż w poprzedniczkach.

Ubisoft postawił na większy realizm sytuacyjny. Bohater przestał być niepokonanym herosem, który niemalże stojąc w miejscu bez problemu pokonuje dziesiątki nacierających nieprzyjaciół. Dzięki podkręceniu poziomu trudności i likwidacji ikonek pojawiających się nad mającym zamiar zaatakować wrogiem, gracz musi wykazać się większą podzielnością uwagi. Szczególnie w starciach, w których staje sam przeciw grupie zbirów. Mam wrażenie, że asasyn nie jest w stanie przyjąć teraz tak wielu obrażeń co kiedyś. Postać jest szczególnie wrażliwa na ostrzał z broni palnej, którego nie da się już uniknąć tak łatwo co w poprzednich częściach. Strzelcy są celniejsi i sprytniejsi, atakując z większej odległości. Podoba mi się takie postawienie sprawy. Trzeba nabrać szacunku do adwersarzy i niepotrzebnie nie pakować się w kłopoty.

Fantomowa postać przedstawiająca głównego bohatera, to ostatnie miejsce, w których widzieli go nieprzyjaciele. Podobną mechanikę zaimplementowali przed kilkoma laty twórcy Splinter Cell: Conviction.

W Unity premiowane jest ciche zachowanie, infiltracja i spokojna, niezbyt szybka eliminacja kolejnych przeszkód w drodze do celu głównego misji. W Paryżu nie ma krzaków, w którym można się ukryć i niemal bezkarnie buszować po okolicy przyciągając patrole gwizdami. Arno zresztą nawet nie potrafi gwizdać, a za wabik służą mu fajerwerki. A te działają różnie. Czasem kogoś zainteresują, ale najczęściej ich użycie poza kilkoma zdaniami komentarza ze strony wrogów nie odnosi żadnego skutku. Trzeba ostrożnie przemykać pomiędzy dostępnymi osłonami, do którym można się przykleić niczym w rasowych składankach, a pomiędzy jedną a drugą wykonać szybki ruch pozwalający zmienić pozycję. Po raz pierwszy w serii spotkamy się też z tak dużym ograniczeniem amunicji. Arno korzysta z widmowych ostrzy i ostrzy berserkera wystrzeliwanych z umieszczonej na nadgarstku małej kuszy. Amunicja do tej zabawki jest jednak dość droga, a martwi wrogowie rzadko kiedy uzupełniają nasze zapasy. Zresztą chyba po raz pierwszy w jakiejkolwiek grze z tej serii zdarzało mi się tak często i systematycznie przeszukiwać poległych przeciwników.

Unity nabrało cech gatunku RPG. Kupując odpowiednie stroje i je modyfikując możemy uczynić naszą postać mistrzem skradania się, walki wręcz lub walki dystansowej. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wymieszać ze sobą elementy odzienia tworząc postać uniwersalną.

Do eliminacji wrażych sił służy duża liczba najrozmaitszych środków zagłady podzielonych na kilka kategorii. Broń jednoręczna, gdzie znalazły się szpady, florety, buławy i trochę podobnego żelastwa, jest tą, którą będziemy posługiwać się od początku gry. Z czasem odblokujemy możliwość korzystania z broni drzewcowych (włócznie, halabardy) oraz ciężkich. Dzięki odpowiednim zakupom i rozlokowaniu zdobytych w trakcie misji punktów możemy dobrać najbardziej przez nas lubiany styl walki. Mnie osobiście odpowiadała zwykle lekka broń i niemal całą grę przeszedłem z jednym floretem, którego w trakcie zabawy mogłem ulepszyć, ale jeżeli ktoś życzy sobie skorzystać z innego podejścia, to Unity nie robi z tego problemu. Koniecznie jednak w tym miejscu muszę wspomnieć o elementach rasowego erpega, które w tej serii na taką skalę pojawiły się po raz pierwszy.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej