Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 28 października 2014, 13:40

autor: Szymon Liebert

Recenzja gry Lords of The Fallen - najlepsza gra CI Games w historii - Strona 4

Przy recenzowaniu Lords of the Fallen nie da się nie uniknąć porównań do Dark Souls. Całe szczęście, gra broni się jako samodzielna produkcja. To kawał niezłego, zręcznościowego RPG-a.

Od strony mechaniki system walki bardzo przypomina gry, do których odwoływałem się w tej recenzji stanowczo zbyt często. Mamy atak podstawowy i mocny, cios w plecy, ripostę oraz sprzęt cechujący się innymi animacjami ataku. Do tego punkty życia, magii i energię. Generalnie chodzi o to samo – im cięższe zbroje i broń ubierzemy, tym wolniej nasza postać się porusza. Układ między poszczególnymi prędkościami Harkyna raczej mi odpowiada. Szczerze mówiąc zmieniałem ciuszki często i nie bałem się próbować innych ustawień (to ciekawe, bo jednak w grach tego typu preferuję styl lekki). Jest parę ciekawostek, jak np. to, że wrogowie lepiej ochraniają się tarczami. Wyminięcie jej jest praktycznie niemożliwe, gdyż uniesiona prawie zawsze oznacza odbicie ciosu. Nie wygląda to realistycznie, ale robi swoją robotę, bo nie da się wykorzystać pokraczności wroga. Znacznie większy nacisk położono też na sekwencje ciosów, które pozwalają wytrącić wroga z równowagi i zadać szybko większe obrażenia.

Portal do innego świata – po drugiej stronie czekają skarby albo śmierć.

W sumie walka w Lords of the Fallen jest satysfakcjonująca. Demonów jest może niewiele, ale za to każdy z nich potrafi zaskoczyć. Wspomniane antropomorficzne drzewo, kiedy już otrząśnie się z nerwicy, zaczyna skakać, przypalać albo przy… gałęziać? Magowie wysysają energię, plują magicznymi pociskami i chronią się tarczą. Wspomniany grubasek rozrzuca pułapki, przyzywa na pomoc wilczury i pruje z kuszy. Poznawanie tych wszystkich niuansów jest atrakcją samą w sobie i czymś, co tak bardzo lubię w serii Dark Souls. Autorzy Lords of the Fallen ponownie wyciągnęli esencję i skoncentrowali się na zawarciu jej w mniejszej, bardziej zwartej porcji przeciwników. A najlepsze przed nami, bo przechodzimy do lordów.

W Lords of the Fallen głównych przeciwników jest zaledwie kilkoro, ale muszę przyznać, że ich różnorodność i dopracowanie zasługują na aplauz. Tutaj niemal każde kolejne starcie jest inne, bo raz walczymy z rycerzem wymachującym mieczem z gracją, innym razem z tępym osiłkiem, który brak inteligencji nadrabia wściekłością, by w końcu stanąć przeciwko bestii z piekła rodem. W jednej walce możemy kontrolować właśnie gniew przeciwnika, w innej musimy uważać na wypluwane z niego „wypustki biologiczne”. Niby nic nowego, ale jednak czuć, że mniej nie znaczy gorzej – wręcz przeciwnie. Miałem wątpliwości co do systemu faz walki widocznych na pasku życia oponenta (po zadaniu pewnych obrażeń lord zyskuje nowe zdolności) – teraz jednak się do niego przekonałem. Dobrze wiedzieć, kiedy przeciwnik zacznie stosować nowe ataki. Sam fakt, że tak się dzieje jest też urozmaiceniem i atrakcją samą w sobie. Nie raz byłem ciekawy, co tam jeszcze kolega lord wymęczy, żeby mnie zatłuc. Generalnie rzecz biorąc, oddajmy lordom co lordowskie – bardzo mi się przyjemnie z tymi demonami walczyło.

Recenzja gry Lords of The Fallen - najlepsza gra CI Games w historii - ilustracja #2

Lords of the Fallen stosuje ciekawe formy nagród za walkę z bossami. Po pierwsze, za pokonanie każdego z nich przy spełnieniu określonych warunków możemy zdobyć specjalny przedmiot. Po drugie, zabicie lorda otwiera wejście do wymiaru demonów – tu czekają na nas skarby, walka z grupami wrogów lub eksploracja mrocznych terenów.