autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry DriveClub – do hitu trochę zabrakło - Strona 3
Po Forzie Horizon 2 przychodzi czas na przetestowanie DriveClub. Czy ten tytuł nadaje się w ogóle do samotnej zabawy, czy zgodnie z wolą twórców jego głównym założeniem jest zabawa wieloosobowa?
Tryb wieloosobowy jest zupełną odwrotnością samotnej mordęgi. Począwszy od dosyć przejrzystego, kafelkowego menu, w którym szybko sprawdzimy wszelkie rankingi i bez problemu porozsyłamy zaproszenia do znajomych, aby wspólnie przeciwstawić się światu czy sytuację, w której jako klub podejmiemy rzuconą nam w najróżniejszych wyzwaniach rękawicę. Sami też osiągając na jakiejś trasie wyjątkowo korzystny wynik możemy pochwalić się przed pozostałymi graczami i zaprosić ich do próby bicia naszych rekordów: w próbie czasowej bądź drifcie. Wszystkie zmienne możemy w multiplayerze ustawić dowolnie: porę dnia, w jakiej chcemy się ścigać, kompresję czasu, lokację etc. Zabawa w gronie kierowców popełniających w końcu jakieś poważne błędy jest zwyczajnie odświeżająca. Oczywiście pod warunkiem trafienia na odpowiednią ekipę, ale to akurat można powiedzieć o każdej grze.
Jest w multiplayerze coś, co nieustannie pcha nas do próby poprawiania własnych rezultatów. O ile oczywiście jakąkolwiek wagę przykładamy do rankingów, które akurat mnie w DriveClubie dawały niesamowitego kopa motywacyjnego. Zarówno wyniki indywidualne, jak i klubowe (pomimo wcześniejszego narzekania na zasadność ich występowania) można starać się śrubować bez końca, w czym na pewno pomagają duchy rywali uciekające nam z początku z pola widzenia w tempie błyskawicy.
DriveClub przy wszystkich swoich wadach potrafi być jednak urzekająco piękny. Modele samochodów i ich wnętrza zostały wykonane z niezwykłą starannością, a większość tras pod względem wizualnym wbija w fotel. Tym bardziej, że zmagania mogą toczyć się o różnej porze dnia i nocy, a dzięki opcji kompresji czasu możemy w ciągu kilku minut być świadkami wschodu i zachodu słońca. Twórcy przygotowali kilka różnorodnych lokacji. Są pełne niskich domków i zakurzonych dróg Indie, wijące się w chilijskich górach serpentyny czy gigantyczny wiadukt przerzucony nad wąwozem w Kanadzie. Niemal wszystko to prezentuje się przepięknie, a same trasy pełne zakrętów zostały pomyślane tak, aby stanowić jak największe wyzwanie w kierowaniu autami. Szkoda tylko, że przy całym tym przepychu zapomniano o muzyce, która towarzyszy nam tylko w menu. Na dodatek niespecjalnie wpada w ucho. O wiele lepiej Evolution poradziło sobie z dźwiękami silników, które wydają z siebie dosyć rasowe odgłosy.
Czy więc warto zainwestować w grę tak niedopracowaną pod wieloma względami i pełną sprzeczności? Tylko pod warunkiem, że główny nacisk położymy na zabawę multi, choć trzeba mieć świadomość, że trybu dla pojedynczego gracza pominąć się nie da. Należy zatkać nos i jakoś przez niego przebrnąć, choć raczej wątpię, aby wielu spośród graczy na co dzień nie pasjonujących się wirtualnymi wyścigami było w stanie go ukończyć. Być może w przyszłości doczekamy się lepszego zbalansowania i poprawienia sztucznej inteligencji, która przestanie jeździć jak po sznurku. Do tego czasu DriveClub zostaje tytułem dla wytrwałych maniaków zręcznościowej zabawy.
Przemysław Zamęcki | GRYOnline.pl