autor: Redakcja GRYOnline.pl
Gra na słowa - recenzja Diablo III: Zakon, Zborowski Jacka Komudy, Pan Lodowego Ogrodu Grzędowicza (3)
W lipcowym wydaniu Gry na słowa na tapetę bierzemy powieść Diablo III: Zakon autorstwa Nate'a Kenyona, nową książkę Jacka Komudy, skutego lodem Stalkera, a z klasyki - Pana Lodowego Ogrodu Jarosława Grzędowicza. Zapraszamy!
Zborowski – Jacek Komuda
Zrecenzował: JaXa
Napisanie dobrej książki historycznej to prawdziwa sztuka. Z jednej strony autor zmuszony jest trzymać na wodzy swoją wyobraźnię, wpasowując ją w czasem sztywne realia często doskonale opisanych czasów, a z drugiej uczynić opowiadaną historię na tyle ciekawą, by nie zanudzić czytelnika zbyt dużą ilością faktów. Jednym z niewielu pisarzy, którzy potrafią to robić, jest Jacek Komuda, autor zbioru opowiadań Zborowski.
Ich bohaterem jest Samuel Zborowski, syn i imiennik najsłynniejszego banity początku XVII wieku, osobistego wroga Jana Zamoyskiego – kanclerza koronnego i najpotężniejszego człowieka w Rzeczpospolitej doby Stefana Batorego. Samuel senior pochwycony został w noc po potajemnym ślubie z matką Samuela młodszego, a następnie ścięty. Młody pogrobowiec pozbawiony przez stryjów majątku wiedzie żywot wędrownego rębajły i zabijaki często bez grosza przy duszy. W podróżach towarzyszy mu dwóch przybocznych, będący wcieleniem zła Kozak Hunia i łasy na pieniądze sługa Bohusz. Ojcowska zła sława, honor i zwyczajny pech powodują, że bohater wpada kolejne kabały, z których wyplątuje go własny spryt lub umiejętność machania szablą.
Czytelnikom chcącym poznać lepiej książki Jacka Komudą polecamy również Galeony Wojny, Bohuna i cykl Samozwaniec.
Książek Komudy wielbicielom powieści historycznych nie trzeba polecać. Ma on wśród nich już wyrobioną renomę. Jego świetna znajomość realiów i żywy, doskonale stylizowany na staropolszczyznę język to wizytówki, które zapewniły mu rzesze wielbicieli. Podobnie jak poprzednie dzieła i „Zborowski” pisany jest ze swadą i zacięciem godnym staropolskich bajarzy. A XVII wiek, złoty wiek wolności szlacheckiej, to przecież chyba najlepszy okres dla autora powieści historycznych. Czas bohaterów i łotrów. Swobody, walki ze złem i z przeważającymi siłami wroga w obronie przyjaciół czy czci niewieściej. Chronieni przywilejami szlacheccy szermierze, którzy niczym rewolwerowcy podróżują między miastami, pijąc, bijąc się i pojedynkując, ale gdy przychodzi taka potrzeba, stają do walki w honor, wolność i ojczyznę. W końcu ten okres to taki nasz własny, polski Dziki Zachód. Tylko zamiast Indian i Meksykanów są Kozacy i Tatarzy. Miejsce Wyatta Earpa i Doca Hollidaya zajmują Wołodyjowski Sienkiewicza, starościc Wolski Hena czy właśnie Samuel Zborowski Komudy.
Po Zborowskiego i inne książki Jacka Komudy powinny sięgnąć nawet osoby nieczytające zwykle powieści historycznych, zwłaszcza młodzi ludzie traktujący szkolne lekcje historii jak bolesny przymus. W przeciwieństwie do suchych i często uładzonych faktów, przedstawianych w podręcznikach, historia u Komudy jest żywa, pełna nie tylko krwi i przemocy, ale również świetnie pokazująca realia prezentowanego okresu. Tak opowiadanej historii nie trzeba się uczyć, ją się wchłania, nawet mimo woli pomiędzy kolejnymi pojedynkami, zwadami karczemnymi i ucztami. Dzięki temu poznawanie XVII wieku z Jackiem Komudą i Samuelem Zborowskim to prawdziwa przyjemność.
Sopel cz.1 – Paweł Kornew
Zrecenzował: Gambrinus
Rosjanie mają specyficzny dryg do klimatu z pogranicza postapokalipsy i survival horroru, prawda? Piknik na skraju drogi Strugackich, Metro 2033 Głuchowskiego – czy to za sprawą języka, który pięknie tłumaczy się na polski, nieco innej mentalności naszych wschodnich sąsiadów, czy też ciężkiego bagażu życia w realiach Związku Radzieckiego rosyjskie SF wyróżnia się klimatem na tle chociażby literatury anglosaskiej. Paweł Kornew niby miał się zapisać złotymi zgłoskami w historii gatunku, ale wielki Sopel okazał się co najwyżej obiecującym zaciekiem na starej rynnie.
Autor wszystko sobie ładnie poukładał w głowie – co do tego nie mam wątpliwości. Oto przenoszeni jesteśmy do Przygranicza, nieznanej krainy pomiędzy naszym a kompletnie obcym światem. Skuty lodem tajemniczy ląd jedną nogą stoi w realiach dalekiej rosyjskiej prowincji, gdzieś w syberyjskiej Tajdze, drugą zaś ma zatopioną głęboko w konwencji fantasy, z magią, dzikimi bestiami i czarodziejami na czele. Obok siebie występują więc bojówki uzbrojone we współczesną broń ręczną i amazonki z łukami, ale także pseudośredniowieczne bractwa, zaklinacze i... wampiry. Brzmi to jak środowisko oryginalnej gry RPG? Niestety, Sopla nawet czyta się jak zapis ze słabo spiętej wyprawy do - trzeba przyznać - całkiem sprytnie skrojonego świata.
Za kompletnie nieudany uważam styl prowadzenia akcji. W zasadzie pierwszy tom można określić perypetiami nieco pechowego, ale doświadczonego jak diabli najemnika, który dwoi się i troi, aby nie paść ofiarą tajemniczego spisku. Śliski, zwany też Soplem, gdyż to od imienia bohatera pochodzi tytuł powieści, miota się od jednej „przygody” do następnej, a Kornew bez większego ładu i składu zapisuje kolejne strony krwawymi wyczynami rębajły. W tle niby ciągle prześwituje jakaś intryga, ale przeważnie traci się z nią kontakt. Autor wydaje się być dzieckiem epoki dobrych RPG, bowiem perypetie Sopla sprowadzają się do spotkań z NPC-ami, handlu u sklepikarzy, podejmowania się minizadań pobocznych i reagowania na „oskryptowane” wydarzenia. Brak w tym spoiwa, prawdziwej narracji, a pomimo licznych mordobić i częstego rozlewu krwi akcja wydaje się stać w miejscu, jakby „gracz” prowadzący bohatera za wszelką cenę nie chciał rozwinąć wątku fabularnego.
Nie mogą też imponować dłużyzny. A to Kornew wdaje się w opisywanie pijackich wyczynów gromady najemników, ale chyba z niewielkim przekonaniem, bo ani to zabawne, ani wiedzy o przedstawionym świecie znacznie nie poszerza. Zbyt często Śliski także podejmuje się targów: o amulet, o czynsz, o termin wymarszu – oszaleć można. Autor ewidentnie przesadził ze szczegółami i natężeniem nieistotnych wydarzeń, po drodze gubiąc sens swojej powieści. Może znajduje się on w drugim tomie? Przekonamy się za miesiąc.