Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 27 stycznia 2002, 14:59

autor: Borys Zajączkowski

Tie Fighter. Gry retro - podróż sentymentalna

Wiek XXI zaczął się od kolejnej wielkiej wojny, udanych testów silników jonowych oraz wysypu naprawdę dobrych gier komputerowych. Poprzedni taki urodzaj miał miejsce dziesięć lat temu - przynajmniej zdaniem autora, który tamte lata i tamte gry wspomina...

Tie Fighter

W miarę pisania tego felietonu sam siebie zaczynam podejrzewać, że z niecałkiem jasnych powodów ;-) preferuję gry o tematyce kosmicznej. Nawet jednak gdyby tak nie było, nie mógłbym zapomnieć o najwspanialszej epopei kosmicznej, jaka kiedykolwiek powstała, o „Gwiezdnych wojnach”. (Jak bardzo by nie były nieskomplikowane wręcz naiwne, wszyscy wiemy i nie o to chodzi.) Siłą rzeczy monopol na produkcję gier komputerowych eksploatujących (ostatnio do granic odporności na badziewie) ten soczysty temat posiadła Lucas Arts. Samych symulatorów kosmicznych osadzonych pomiędzy Lukiem Skywalkerem a Darthem Vaderem nie chce mi się zliczać, lecz z początkiem interesujących mnie lat 90-tych pojawiły się dwa, o których wspomnieć zamierzam. Pierwszym z nich był „X-Wing”. Wydany został w 1993 roku i grafiką powalał na kolana. Całość mocno wektorowa i okraszona wielością szczególików, jak na tamte czasy; pomiędzy misjami zaś przejścia w postaci doskonałych filmików. Nade wszystko zaś niezwykła grywalność za sprawą przeciwników, którzy w przestrzeni kosmicznej zachowywali się wcale-wcale groźnie. Do tego dokładała się nieźle zorganizowana walka zespołowa i gracz na własnej skórze czuł, iż w przestrzeni nie jest sam, że stanowi trybik w znacznie większej maszynie – czuł, że jest pilotem walczących o przetrwanie rebeliantów i nic więcej nie było już trzeba. Rok później jednak pojawił się „Tie Fighter”. Będąc młodszym był grą znacznie bardziej dopracowaną, zaawansowaną i tym samym dużo atrakcyjniejszą, co pozwalało graczom jakoś uporać się z problemami moralnymi względem walki po, było nie było, złej stronie. Zresztą imperator w „Tie Fighterze” przedstawiony został jako opiekun galaktyki, któremu przyświeca światły i uczciwy cel zaprowadzenia porządku i zadbania o bezpieczeństwo swoich poddanych. W tej grze gracz jeszcze bardziej czuł na własnej skórze ogrom machiny, w której się znalazł. Przestrzeń, w której rozgrywała się każda z misji tętniła życiem. Każdy ze znajdujących się w niej pilotów miał jakieś zadania, coś się starał osiągnąć, gracz zaś z pomocą skrzydłowych lub często sam stanowiąc jedynie element większej grupy, skoncentrować musiał się na przydzielonych mu celach, gdyż wyzabijanie wszystkiego, co się rusza, nie tylko było raczej niemożliwe, lecz również zwykle szkodliwe. Dodatkowym smaczkiem tej cudownej gry był wątek pracy dla samego imperatora, zlecającego tajne misje, nie mieszczące się w wytycznych dowódcy. W ten sposób gracz wspinał się jednocześnie po dwóch drabinach kariery: jako żołnierz oraz jako konfident samego imperatora.

X-Com UFO Defence

Na sam koniec (z przyczyn czysto alfabetycznych) mojej wyliczanki pozostała mi gra, którą darzę szczególnym sentymentem do tego stopnia, iż jeśli dane by mi było (w tamtych czasach) zdecydować się na wybór tej jednej jedynej, którą zabrałbym na bezludną wyspę, to kto wie, czy wybór by nie padł na nią. „UFO” ujrzało światło dzienne w 1994 roku, nakładem zasłużonego producenta symulatorów wszelkiego rodzaju, firmy „Microprose”. To wyjątkowe połączenie gry strategicznej, taktycznej i fabularnej dawało jedyną w swoim rodzaju możliwość stanięcia w obronie Ziemi przed nasilającymi się atakami obcych. Oto gracz stawał na czele internacjonalnej organizacji militarnej X-Com utworzonej specjalnie do stawienia czoła groźbie, z jaką ludzkość jeszcze nie miała do czynienia. Do gracza należało nie tylko rozbudowywanie infrastruktury posiadanych przez niego baz, nie tylko zatrudnianie żołnierzy, naukowców i inżynierów, dbanie o prowadzenie badań we właściwym tempie, by posiąść jak największą wiedzę o obcych – do obowiązków gracza zaliczało się również prowadzenie żołnierzy podczas każdej z akcji zwykle odbywającej się poza terenem bazy.

Otwarcie Wrót Baldura i Valve na tronie - 10 najlepszych gier 1998 roku
Otwarcie Wrót Baldura i Valve na tronie - 10 najlepszych gier 1998 roku

W co jeszcze grało się w roku wydania pierwszej części Baldur’s Gate? Jak pisali o nich recenzenci w ówczesnych czasopismach o grach? Oto kolejna podróż do złotej ery gier w latach 90. – tym razem roku 1998.