Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 27 stycznia 2002, 14:59

autor: Borys Zajączkowski

Prince of Persia. Gry retro - podróż sentymentalna

Wiek XXI zaczął się od kolejnej wielkiej wojny, udanych testów silników jonowych oraz wysypu naprawdę dobrych gier komputerowych. Poprzedni taki urodzaj miał miejsce dziesięć lat temu - przynajmniej zdaniem autora, który tamte lata i tamte gry wspomina...

Prince of Persia

Była to pierwsza gra na peceta, jaką w życiu widziałem. W 1990 roku wciąż miałem na własny użytek jedynie ZX Spectrum, PC zaś jeszcze przez rok pozostawał dla mnie w sferze marzeń. I oto pewnego dnia szedłem sobie spacerkiem przez Nową Hutę (przypis dla Krakusów inaczej: Nowa Huta to dzielnica Krakowa), prawdopodobnie zdążając do kina „Świt”, gdy po drodze wstąpiłem do sklepiku komputerowego. Tam zaś pomiędzy bursztynowymi monitorami do Herculesa stał sobie prawdziwy monitor kolorowy, na którym szło coś pięknego – „Prince of Persia”. Skoro pamiętam to już przez ponad dziesięć lat, to znaczy, że nie zapomnę o tym zdarzeniu aż do śmierci, amen. Pamiętam również doskonale to, co wywarło na mnie największe wrażenie – postać przyszłego młodego księcia, która nie dość na tym, że poruszała się po ekranie z kocią zręcznością, to jeszcze z niespotykaną gdzie indziej płynnością. Przyszły książę na misji ocalenia swojej ukochanej mógł bowiem wspinać się na gzymsy, przeskakiwać przepaście, opuszczać się z wysokich półek, walczyć mieczem (dwa ruchy: atak i blok), kucać, podskakiwać i chodzić na palcach. Cudowna animacja w połączeniu z klasycznym już wówczas schematem platformówki usianej pułapkami, wyskakującymi z podłogi kolcami, rozcinającymi na pół nożami na kształt wielkiej gilotyny oraz gronem podobnych do siebie acz coraz to potężniejszych przeciwników – wszystko to pozwalało cieszyć się tą grą przez długi czas i coraz bardziej oddalać się od maksymalnego czasu na ocalenie księżniczki – jednej godziny.

Privateer

Wiele było gier, które śniły mi się po nocach, gdy sen mnie odgonił od klawiatury, lecz tylko w przypadku jednej przyśniła mi się dalsza jej część, gdy wbrew mojemu nienasyceniu tę pierwszą ukończyłem. Był to cudownie nastrojowy symulator kosmiczny produkcji zespołu Origin – „Privateer” – wydany w 1993 roku. Zresztą to, czy „Privateera” należy kwalifikować do symulatorów nie jest takie pewne. Mój przyjaciel, wciąż zajmujący się grami komputerowymi (acz obecnie już zawodowo), z całą należną sprawie śmiałością zalicza go do gier fabularnych, cRPG’ów w pełnym tego skrótu znaczeniu. Było nie było, do zadań gracza, tytułowego korsarza, należało nie tylko wykonywanie przelotów z punktu A do punktu B wraz z nieuniknionym wytłuczeniem wszystkich napotkanych po drodze. Pozostawał jeszcze do przejścia tajemniczy wątek fabularny oraz wykonanie mnogości losowo generowanych misji, a wszystko to w celu udoskonalenia swojego statku tak, by był w stanie sprostać coraz to potężniejszym przeciwnikom. Wątek przygodowy był wprawdzie tylko jeden, a i o kreacji postaci gracza nie było mowy, lecz nijak nie umniejszało to faktu, iż gracz wcielał się w wirtualną postać i dostawał na swój użytek olbrzymią swobodę poruszania się po świecie gry, czyli leżącym na skraju imperium Kilrathi Sektorze Gemini. Również w kwestii wyborów moralnych gracz miał sporą swobodę, mogąc wybierać pomiędzy prawością a staniem się jednym z gwiezdnych piratów i zarabianiu na sprzedaży pokonanych pilotów jako niewolników. Romantyka gwiezdnych podróży, którą odczuwam od małego, a która kazała mi specjalnie do „Privateera” kupić sobie nowy joystick, kazała mi również spędzić przed grą, na dobry początek, ponad sto godzin w czasie pierwszego tygodnia, który jej poświęciłem. W kilka lat później pojawiła się druga część „Privateera”, która choć wspaniała i wyprodukowana z nie lada rozmachem, nie miała już przenikającego na wskroś nastroju gwiezdnej tułaczki części pierwszej. Gatunek kosmicznych gier fabularno-symulacyjnych :-\ nadal zaś składa się w zasadzie z wyłącznie dwóch godnych uwagi tytułów: „Frontiera” oraz właśnie „Privateera”.

Otwarcie Wrót Baldura i Valve na tronie - 10 najlepszych gier 1998 roku
Otwarcie Wrót Baldura i Valve na tronie - 10 najlepszych gier 1998 roku

W co jeszcze grało się w roku wydania pierwszej części Baldur’s Gate? Jak pisali o nich recenzenci w ówczesnych czasopismach o grach? Oto kolejna podróż do złotej ery gier w latach 90. – tym razem roku 1998.