Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 14 października 2011, 11:58

autor: Amadeusz Cyganek

FIFA 12 kontra Pro Evolution Soccer 2012

Piłkarskiego szaleństwa ciąg dalszy – nasze opinie na temat FIF-y 12 oraz nowego PES-a już znacie, teraz pora przeanalizować poszczególne elementy obydwu gier. W czym lepsza jest produkcja EA Sports, a gdzie triumfuje japońska myśl techniczna?

Z początkiem października, zresztą jak co roku, ponownie rozgorzała wielka komputerowa wojna futbolowa. Obozy Konami oraz EA Sports tradycyjnie prześcigają się w nowych pomysłach i rozwiązaniach, a wszystko po to, by piłka była jeszcze bardziej okrągła, trawa dokładniej przystrzyżona, a pudełka z grami znikały z półek sklepowych w ekspresowym tempie. Nasze werdykty odnośnie obu produkcji poszły już w świat, pora zatem rozłożyć konkurencyjne kopanki na czynniki pierwsze.

Interfejs i jego funkcjonalność

FIFA 12 to pod tym względem prawdziwa rewolucja w stosunku do poprzednich odsłon serii – mało wygodne i wolne menu zastąpił płynnie przewijany pasek, zawierający główne kategorie, po których rozwinięciu zyskujemy dostęp do poszukiwanych trybów rozgrywki i innych opcji. Nowy PES nie pozostaje w tyle – schludnie i estetycznie animowany ekran wyboru sprawuje się bez zarzutu i daje dostęp do praktycznie wszystkich możliwych modułów rozgrywki.

Licencje

W tym aspekcie trudno nie uznać, że ekipa EA Sports stanęła na wysokości zadania – w FIF-ie znajdziemy 30 lig z 22 krajów, kilkadziesiąt reprezentacji i kilkanaście klubów, które nie uczestniczą w żadnych dostępnych rozgrywkach krajowych. PES 2012 na tym poletku jawi się nadzwyczaj ubogo – zaledwie trzy kompletne ligi, większość liczących się zespołów narodowych i paręnaście dodatkowych drużyn to wszystko, czym może pochwalić się japońska kopanka. Produkcja Konami stara się zrekompensować to, pozwalając nam uczestniczyć w elitarnych rozgrywkach Ligi Mistrzów oraz jej mniej prestiżowej siostry Ligi Europejskiej, a fani latynoskiej piłki z pewnością rzucą okiem na południowoamerykańskie Copa Libertadores. Owszem, wejście na wirtualną murawę przy akompaniamencie oficjalnego hymnu najpopularniejszych rozgrywek klubowych na świecie przyprawia o dreszczyk emocji, ale mimo wszystko to FIFA w tym aspekcie bije konkurenta na głowę.

Strzały

Wykonywanie kopnięć w FIF-ie nie nastręcza większych problemów – napełniamy pasek siły, wybieramy kierunek i po chwili bramkarz musi radzić sobie z potężną petardą. Strzelanie goli w PES-ie okazuje się nieco trudniejsze, ale wyprowadzenie celnego uderzenia sprawia sporo satysfakcji – przygotowanie precyzyjnej, technicznej „wkrętki” z dystansu to niemała sztuka, jednak efekt końcowy wynagradza to z nawiązką. Nasze próby wyglądają soczyście i potrafią wzbudzić zachwyt, z kolei w FIF-ie dzielą się one na dwie grupy – techniczne, wykonane wewnętrzną częścią stopy, i mocne petardy. Te pierwsze momentami wyglądają naprawdę nieźle, te drugie – już niekoniecznie.

Obrona

Obydwaj deweloperzy zdecydowali się na poważne zmiany w defensywie i co ciekawe, zarówno FIFA, jak i PES prezentują się w tym aspekcie bliźniaczo podobnie. Obie produkcje zawierają możliwość zasięgnięcia pomocy u zawodnika znajdującego się bez piłki, jednakże moduł zastosowany w dziele Japończyków ma rację bytu również po drugiej stronie boiska. FIFA raz na zawsze skończyła z głupkowatym ganianiem za rywalem holującym futbolówkę przez pół murawy – znacznie częściej obserwujemy teraz przepychanki, a wślizg nierzadko staje się ostatnią instancją mogącą uchronić nas od utraty bramki. Krycie przeciwników odbywa się przy udziale całej formacji defensywnej, a ataki „na raz” zazwyczaj kończą się niepowodzeniem lub nieprzewidzianym faulem. Obrona w PES-ie prezentuje się praktycznie identycznie z tą różnicą, że w produkcji Konami większy nacisk położono na pressing, który stał się zdecydowanie bardziej skutecznym środkiem do gaszenia zagrań drugiej drużyny już w zarodku.