Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 11 lipca 2011, 13:04

autor: Adrian Werner

Gry strategiczne z 1C (Men of War: Wietnam oraz Wyklęci Bohaterowie, Real Warfare 2: Northern Crusades)

Na zorganizowanej przez 1C imprezie sprawdziliśmy, jak prezentują się grywalne wersje dwóch nowych odsłon cyklu Men of War oraz gry Real Warfare 2.

Rosyjskie zespoły specjalizują się w grach strategicznych, dlatego na zorganizowanej przez 1C pod koniec czerwca imprezie Prague-n-Play nie mogło zabraknąć produkcji tego typu. Miałem okazję spędzić trochę czasu przy grywalnych wersjach Men of War: Wietnam, Men of War: Condemned Heroes oraz Real Warfare 2: Northern Crusade i tym samym ocenić, czy wydawca ma szansę podbić tymi tytułami serca fanów gatunku.

Men of War: Wietnam

Zacząłem od Men of War: Wietnam. Gra gościła już na zeszłorocznej imprezie, ale wtedy prace nad tym tytułem były jeszcze w powijakach. Dopiero teraz mogłem więc pobawić się czymś, co dawało pojęcie, jak będzie wyglądać skończona wersja. Najnowsza odsłona serii zaoferuje dwie kampanie osadzone w roku 1968. Pierwsza z nich opowie o losach elitarnego amerykańskiego oddziału specjalnego. W jego skład wchodzą sierżant John Merrill, korzystający z ciężkiego karabinu maszynowego Jim Walsh, snajper Sonny Armstrong, inżynier Bill Kirby i wyposażony w granatnik specjalista od demolki Carl Dillian. Nie bez powodu wymieniłem ich imiona, ponieważ nie są oni tylko bezosobowym mięsem armatnim. Każdy z nich posiada własną osobowość i odgrywa istotną rolę w fabule. Oczywiście, w sporej części misji wspierać mają ich również regularne oddziały amerykańskie oraz siły Południowego Wietnamu.

Druga kampania skoncentruje się na dwóch sowieckich doradcach wojskowych pomagających armiom Północnego Wietnamu, które po ujściu z życiem z amerykańskiej zasadzki wezmą udział w wielu krwawych starciach i znajdą się w samym środku Ofensywy Tet. Autorzy obiecują duże zróżnicowanie misji. Dostaniemy zatem zarówno małe potyczki, jak i wielkie bitwy. Przeżyjemy starcia na szlaku Ho Chi Minha, wykażemy się talentem taktycznym podczas ataków ma tereny Kambodży i Laosu oraz pobawimy w kotka i myszkę w delcie Mekongu.

Przeniesienie akcji do Wietnamu zapewnia świeże doznania.

Na Prague-n-Play udostępniono cztery misje, po dwie na każdą ze stron konfliktu. Pierwszy z poziomów amerykańskich miał miejsce nieopodal dwóch wiosek, które podejrzewane były o wspieranie partyzantów. Moim zadaniem było zbadanie, czy doniesienia te mają pokrycie w rzeczywistości. Po drodze natknąłem się na dwie zasadzki, ale nie było to nic, z czym moi doświadczeni jankesi nie mogliby sobie poradzić. Po dotarciu na miejsce musiałem zniszczyć rebelianckie zasoby broni i wyeliminować każdego, kto się temu sprzeciwiał. Druga misja była już znacznie bardziej rozbudowana. Wojska amerykańskie szykowały się do ofensywy na dużą bazę wroga. Problem tkwił w jej lokalizacji, otaczały ją bowiem gęste lasy i góry, a jedyna prowadząca do niej, w miarę przejezdna droga była zaminowana. Nasze siły dysponowały oczywiście oddziałami saperów, ale by umożliwić im rozpoczęcie pracy, konieczne okazało się wyeliminowanie nieprzyjacielskich jednostek z ciężkimi karabinami maszynowymi, co z kolei wymagało zaatakowania ich z flanki. Po dokonaniu tego musiałem przedrzeć się do centrum dowodzenia w bazie, gromiąc po drodze siły wroga i sabotując, co tylko się dało. Sympatycznym elementem była konieczność zadbania, by podczas starć nie zostały zniszczone dokumenty zawierające cenne dane dla naszego wywiadu.

W jednej z kampanii pierwsze skrzypce gra duet sowieckich doradców wojskowych.

Radzieckie misje pochodziły natomiast z początku kampanii tej frakcji. Zaczęło się od zasadzki, jaką amerykański helikopter zgotował transportowi wiozącemu systemy obrony przeciwlotniczej dla wojsk Północnego Wietnamu. Moim pierwszym zadaniem było ukrycie się w dżungli, na wypadek, gdyby śmigłowiec wrócił dokończyć robotę. Potem musiałem wyeliminować wysłany z misją zwiadowczą oddział przeciwnika. Dopiero wtedy dostałem chwilę na złapanie oddechu. Z krótkiej wymiany zdań między postaciami wynikało, że niezbędne będzie zdobycie jakiegoś środka transportu, co oznaczało konieczność zinfiltrowania bazy wroga i podwędzenia helikoptera Huey. Oczywiście po drodze musiałem się dozbroić i dokonać sabotażu wszystkich pozostałych znajdujących się na prowizorycznym lotnisku śmigłowców, tak aby Amerykanie nie mogli mnie dogonić.

Druga misja miała charakter defensywny. Radzieccy doradcy wojskowi przebywali w należącej do Północnego Wietnamu bazie, która stała się celem zmasowanego ataku. Odparcie go nie było łatwe. Amerykańskie bomby zniszczyły większość ciężkiego sprzętu, więc musiałem sobie poradzić z jednym małym czołgiem i tym, co zostało ze stanowisk obronnych oraz dział przeciwlotniczych. Moim głównym zadaniem było nie dopuścić do zniszczenia centrum dowodzenia. Już po kilkunastu sekundach powierzchnia mapy przypominała prawdziwe piekło, z dziesiątkami szarżujących jednostek piechoty wspieranych przez kilkanaście czołgów. Dało to w efekcie pełną emocji i bardzo dynamiczną misję.

Men of War: Wietnam wywarło na mnie zdecydowanie pozytywne wrażenie. Gra może nie zachwyca wizualnie, ale przeniesienie akcji w dżunglę dostarcza sporo świeżych doznań i opcji taktycznych, a klimat dodatkowo buduje doskonała ścieżka dźwiękowa, pełna mocnych gitarowych brzmień. Gorzej prezentują się dialogi. O ile rosyjskie nagrane są przyzwoicie, tak amerykańskie, zgodnie z tradycją serii, budzą jedynie uśmiech politowania. Nie są one jednak w stanie zniszczyć dobrego wrażenia budowanego przez pozostałe elementy tej produkcji. Szykuje się więc tytuł, który powinien zainteresować zarówno fanów serii, jak i osoby lubiące pełnokrwiste gry taktyczne

Men of War odrobinę niespodziewanie wyrosło na jedną z najważniejszych marek 1C, więc Rosjanie kują żelazo póki gorące. Po zakończeniu przygód w Wietnamie fani serii będą mogli zacząć szykować się do powrotu na fronty II wojny światowej dzięki Men of War: Wyklęci Bohaterowie. Gra podejmie ciekawy temat sowieckich batalionów karnych. Oddziały te zostały powołane do życia po wydaniu przez Stalina w lipcu 1942 roku Rozkazu Nr 227. W ich skład wchodzili skazani i zdegradowani oficerowie, którym dawano szansę odkupienia win. Jednostkom tym zlecano najcięższe i często samobójcze misje.

Do dziś niewiele wiadomo o tych oddziałach, gdyż spora część dotyczących ich akt i dokumentów pozostaje tajna. Firmie 1C udało się jednak dotrzeć do ocalałych członków batalionu oraz wyprosić otwarcie niedostępnych wcześniej archiwów. W produkcję zaangażowani są również konsultanci z rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa. W ten sposób pewne fakty historyczne po raz pierwszy zostaną ujawnione w grze. O ile mnie pamięć nie myli, nic podobnego nigdy nie wydarzyło się w historii naszej branży.

Większość misji należeć będzie do kategorii samobójczych.

Condemned Heroes tworzone jest głównie z myślą o samotnych graczach, choć zaoferuje również tryb kooperacji. Dostaniemy piętnaście misji podzielonych na cztery kampanie, które opowiedzą o losach karnych batalionów w latach 1942-1945. Akcja wszystkich będzie toczyć się na froncie wschodnim i weźmiemy udział m.in. w starciach na Ukrainie w okolicach Wołynia, w ofensywnie białoruskiej w ramach operacji Bagration oraz w mających miejsce pod koniec wojny walkach o Szczecin. Na Prague-n-Play 1C przywiozło wczesną wersję oferującą cztery mapy i trzy poziomy trudności. Ponadto można było przejrzeć bogatą encyklopedię opisującą historię tytułowych jednostek, ich strukturę i przebieg operacji, w których brały udział. Pierwsza z misji odbyła się w 1944 roku w okolicach ukraińskiego miasta Kowel. Celem było zabezpieczenie przejścia dywizjom pancernym. Kluczową rolę odgrywał kontrolowany przez Niemców most. Ten etap dobrze ilustrował, na czym polega dowodzenie karnymi batalionami. Dostałem garstkę żołnierzy i musiałem szturmować silnie okopane pozycje wroga. Jeśli komuś nie wystarczał stopień trudności pierwszego Men of War, to powinien być z Condemned Heroes bardzo zadowolony.

Drugi poziom również osadzony został na terenach Ukrainy. Tym razem musiałem oczyścić z wrogów przedmieścia Ratna. Najpierw konieczne było zniszczenie stanowisk obrony przeciwlotniczej, co umożliwiło radzieckim samolotom udzielenie wsparcia wojskom lądowym. Kolejnym przystankiem był zaminowany most. W tym wypadku trzeba było przekraść się wpław przez rzekę i zaatakować Niemców od tyłu. Dopiero wtedy do akcji mogli wkroczyć saperzy. Trzecia misja zaprowadziła mnie do zniszczonej Warszawy i widać było, że mapa znajduje się jeszcze na bardzo wczesnym etapie produkcji, gdyż zabawa polegała jedynie na wykurzaniu jednostek Wermachtu z ulic miasta. Ostatni poziom miał miejsce w Stargardzie Szczecińskim. Konieczne było przebicie się przez jego zniszczone dzielnice i zabezpieczenie przejścia radzieckim czołgom.

Możemy spodziewać się ulepszonych modeli postaci.

Już teraz widać, że kampania okaże się serią zadań samobójczych. Niestety, w przygotowanej, wczesnej wersji wszędzie dało się dostrzec poważne błędy. Nawalała zwłaszcza sztuczna inteligencja – po wydaniu komendy udania się do jakiegoś punktu potrafiła wybrać najbardziej okrężną drogę i to taką, która wystawiała żołnierzy na silny ostrzał. Również grafika nie zachwycała. Na krótkiej prezentacji producent z 1C chwalił się, że modele postaci zostały stworzone od podstaw i zaoferują znacznie większy poziom detali niż to, co dostaliśmy w poprzednich odsłonach serii. W trakcie zabawy faktycznie można było zauważyć pewien postęp w tej dziedzinie, ale o żadnej rewolucji nie ma raczej mowy. Wszystkie te negatywne wrażenia spowodowane są jednak głównie zbyt wczesną wersją gry.

Większym problem jest pewna nijakość tego projektu. Men of War: Wietnam oferuje możliwość wzięcia udziału w konflikcie znacząco odmiennym od II wojny światowej. Natomiast wydany w tym roku Assault Squad postawił na bardziej zręcznościową mechanikę rozgrywki i dał serii po raz pierwszy świetny tryb multiplayer. W porównaniu z tymi tytułami Condemned Heroes sprawia wrażenie odgrzewanego kotleta. To po prostu zestaw nowych misji do pierwszego Men of War i sama tematyka karnych batalionów, choć ciekawa, nie jest w stanie tego zmienić. Najbardziej oddanym fanom cyklu zapewne nie będzie to przeszkadzać, ale dla pozostałych graczy może być to pozycja ciężkostrawna. Mam nadzieję, że ojcowie serii, czyli studio Best Way, powrócą z pełnowymiarową kontynuacją, zanim wewnętrzne zespoły 1C zajadą tę markę na śmierć.

Ostatnią z demonstrowanych na Prague-n-Play strategii było Real Warfare 2: Northern Crusades. Tytuł ten raczej za wiele nie powie większości polskich graczy, a to z tego powodu, że pierwsza odsłona serii ukazała się w naszym kraju jako XIII Wiek: Śmierć lub Chwała. Autorzy za cel ponownie postawili sobie realistyczne odzwierciedlenie średniowiecznej sztuki wojennej. Tym razem twórcy jednak nie zamierzają serwować jedynie wybrakowanego klona Medieval II: Total War.

Sporo osób zawiodło się na poprzedniej części z powodu braku jakiegokolwiek trybu strategicznego. Cała kampania miała bowiem postać sekwencji bitew. Nie było mowy o żadnym zarządzaniu państwem, dbaniu o ekonomię czy prowadzeniu dyplomacji. Można było się spodziewać, że w przypadku kontynuacji dostaniemy wreszcie coś w tym stylu. W rzeczywistości jednak ludzie ze studia Unicorn Games poszli w zupełnie innym i trzeba przyznać ciekawszym kierunku. Kampania przypomina bowiem bardziej Mount and Blade. Fabuła koncentruje się na trzynastowiecznych losach zakonu krzyżackiego, a my zamiast we władcę państwa wcielimy się w komtura, który weźmie udział w podboju pogańskich Prus.

Rozgrywka rozbita jest na dwie warstwy. Mapa strategiczna pozwala na poruszanie się po świecie w czasie rzeczywistym oraz na interakcję z postaciami niezależnymi. W miastach możemy handlować, rozmawiać ze starszyzną, najmować żołnierzy lub podejmować się wykonywania zadań pobocznych. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie splądrowaniu grodu, o ile tylko dysponujemy siłami zdolnymi rozgromić obrońców. Wszystko zależy od tego, co akurat będzie dla nas w danym momencie najbardziej opłacalne.

Największą nowością jest nasycona elementami RPG kampania.

Świetne wrażenie robi żyjący świat gry. Po mapie stale poruszają się zarówno całe wojska, jak i niewielkie oddziały ochotników. Pomiędzy miastami przemieszczają się kupcy oraz zwykli podróżni, którzy są wymarzonym celem dla band rabusiów. Nie ma tu żadnych sztywnych skryptów. Zamiast tego wszystko jest zarządzane oddzielnymi modułami sztucznej inteligencji odpowiedzialnymi za podejmowanie decyzji. Ma to zastosowanie zarówno dla mało znaczących grup cywilów, jak i potężnych władców dowodzących całymi armiami. Nie jest więc niczym wyjątkowym widok kilku możnych łączących siły, by zaatakować jedną fortecę.

Druga warstwa ma charakter taktyczny i polega na toczeniu w czasie rzeczywistym ogromnych bitew z udziałem maksymalnie dziesięciu tysięcy żołnierzy naraz. Mapy generowane są przez algorytm biorący pod uwagę nie tylko miejsce starcia i tym samym ukształtowanie terenu, ale również porę roku, pogodę oraz porę dnia. Autorzy zadbali o realizm potyczek, więc na ich przebieg wpływają dziesiątki elementów, takich jak formacje, atakowanie z flanki, morale wojska czy zmęczenie. Po najechaniu kursorem na jednostkę pojawia się okienko z siedemnastoma obliczanymi na żywo parametrami. Możemy więc łatwo zobaczyć, ile bonusu do obrony daje ukrycie się w lesie lub o ile siłę ataku zwiększa szarża ze zbocza góry. Wraz z postępami w kampanii żołnierze nabierają doświadczenia. Armia weteranów jest oczywiście znacznie bardziej skuteczna niż zbieranina żółtodziobów, więc opłaca się dowodzić tak, by straty po naszej stronie były jak najmniejsze. Za każdy rozgromiony regiment wroga dostajemy w nagrodę fundusze, które możemy przeznaczyć na dokupienie nowych żołnierzy. Pieniądze pozwalają również nabyć ulepszenia dla już posiadanych sił. W ten sposób zwiększamy ich umiejętności, morale, poziom subordynacji czy maksymalną liczebność oddziałów.

Pomimo rozbudowanych wątków RPG sercem gry nadal pozostają bitwy.

Real Warfare 2: Northern Crusades ciężko ocenić po krótkiej sesji z grywalną wersją. To tego typu produkcja, w którą trzeba zainwestować długie godziny, zanim zacznie się ferować jakiekolwiek poważne wyroki. Mimo to już teraz można pokusić się o stwierdzenie, że Rosjanie pracują nad czymś znacznie ciekawszym niż poprzednia odsłona cyklu. Oczywiście nie ma tu mowy o konkurowaniu z pierwszą ligą reprezentowaną przez Total War. Bez wątpienia będzie to produkcja niszowa, ale dzięki ciekawym pomysłom i skoncentrowaniu fabuły na zakonie krzyżackim może zyskać oddane, choć zapewne niezbyt liczne, grono wielbicieli.

Adrian Werner

Adrian Werner

Prawdziwy weteran newsroomu GRYOnline.pl, piszący nieprzerwanie od 2009 roku i wciąż niemający dosyć. Złapał bakcyla gier dzięki zabawie na ZX Spectrum kolegi. Potem przesiadł się na własne Commodore 64, a po krótkiej przygodzie z 16-bitowymi konsolami powierzył na zawsze swoje serce grom pecetowym. Wielbiciel niszowych produkcji, w tym zwłaszcza przygodówek, RPG-ów oraz gier z gatunku immersive sim, jak również pasjonat modów. Poza grami pożeracz fabuł w każdej postaci – książek, seriali, filmów i komiksów.

więcej