Voodoo w Nowym Orleanie. Jane Jensen - królowa przygodówek, cz.1
Lada chwila w sklepach pojawi się Gray Matter – pierwsza duża produkcja Jane Jensen od jedenastu lat. Z tej okazji postanowiliśmy przypomnieć dotychczasowy przebieg kariery autorki, która dała światu niezapomnianego Gabriela Knighta.
Wydana rok później edycja CD okazała się dla Sierry przełomowa. Rozszerzona introdukcja zajmowała 50 MB, a portrety postaci narysowano od nowa w wysokiej rozdzielczości. Była to również pierwsza przygodówka z synchronizacją ruchu warg z nagranymi ścieżkami dialogowymi i zostało to wykonane po prostu perfekcyjnie, co jest o tyle imponujące, że nawet dekadę później sporo nowych gier z tego gatunku miało z tym problemy. Studio nie szczędziło też środków na zatrudnienie utalentowanych aktorów, toteż Aleksander przemawiał głosem Petera Speara, znanego z roli w animowanym filmie Disneya Piękna i Bestia. Uznanie wzbudzała też spora elastyczność rozgrywki. Autorki przygotowały dwa zakończenia. Droga do jednego z nich była banalnie prosta, natomiast, by obejrzeć bardziej rozbudowany drugi epilog, trzeba było włożyć w przygodę znacznie więcej wysiłku i wykonać całą masę opcjonalnych zadań.
Gra odniosła olbrzymi sukces, zyskując uznanie fanów, których większość uważa ją za najlepszą odsłonę cyklu i w ogóle jedno ze szczytowych osiągnięć gatunku. Jane Jensen dołączyła do panteonu przygodówkowych gwiazd tworzących dla Sierry i uzyskała wreszcie możliwość zaprojektowania czegoś nowego i w stu procentach własnego. Tak narodził się Gabriel Knight.
Voodoo w Nowym Orleanie
Pierwsza odsłona cyklu nazwana została Gabriel Knight: Sins of the Fathers i znacząco różniła się od wszystkiego, co Sierra dotąd firmowała swoim logo. Gabriel był właścicielem księgarni w Nowym Orleanie i pisarzem. Ta druga profesja sprawiła, że włączył się w śledztwo dotyczące tajemniczych mordów powiązanych z obrzędami voodoo. Początkowo szukał jedynie materiału do swojej książki, ale z każdym nowym odkryciem angażował się w tę sprawę coraz bardziej. Wkrótce okazało się, że istnieje związek pomiędzy morderstwami a dręczącymi go koszmarami sennymi. W toku fabuły gracz dowiadywał się w końcu, że Knight jest potomkiem starej niemieckiej rodziny i odziedziczył po swoich przodkach tytuł Schattenjagera (Łowcy Cieni), czyli kogoś w rodzaju współczesnego inkwizytora tropiącego zło o nadnaturalnym pochodzeniu. Akcja rozgrywała się zarówno w Nowym Orleanie, jak i Niemczech oraz Afryce, jednak to pierwsza z tych lokacji została odtworzona najlepiej. Jane Jensen wzbogaciła trzymającą w napięciu intrygę masą fascynujących detali odnoszących się do historii tego miasta, mrocznych dziejów handlu żywym towarem oraz buntu niewolników na Haiti. Co ciekawe, pomimo perfekcyjnego uchwycenia atmosfery tej specyficznej metropolii, autorka przed zabraniem się za tę grę nigdy tam nie była.
Gabriel Knight był posępny, brutalny i bardzo dorosły. Takich gier się wtedy po prostu nie robiło. Po usłyszeniu pierwszych konkretów na temat tego projektu dział marketingowy Sierry dostał wysypki, przerażony mrocznością całego pomysłu. Ken Williams (założyciel firmy) wierzył jednak w talent Jane Jensen i dał jej możliwość realizacji tej idei w takiej formie, w jakiej ją sobie wymyśliła, a ona nie zmarnowała tej szansy. Jednym z sekretów sukcesu były postacie. Zamiast postawić na prostych bohaterów, równie płaskich co reprezentujące ich na ekranie zlepki pikseli, Jane postanowiła dać graczom ludzi z krwi i kości. Takich, którzy mieli własną osobowość, pełną zarówno wad, jak i zalet. Sam Gabriel Knight był kimś, kogo trudno było nie lubić. Był to człowiek daleki od ideału – przejawiał sarkastyczne podejście do rzeczywistości, wykazywał zapędy szowinistyczne i bywał samolubny, ale jednocześnie posiadał urok sprawiający, że od pierwszej sceny chciało się mu kibicować. Po latach Jane przyznała, że spory wpływ na uformowanie tego bohatera miały komiksowe postacie, takie jak John Constantine czy Sandman.