Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 23 listopada 2010, 08:20

autor: Maciej Makuła

Sama zrobiłam. Czym jest Minecraft?

O Minecrafcie, czyli jak w czasach wydawania gier o jakości wersji beta powstała alfa, która grywalnością bije tamte na głowę.

Sama zrobiłam

Po zagwarantowaniu sobie bezpiecznego bytowania, to znaczy dochodząc do etapu rozwoju, w którym noce nie są dla nas większym zagrożeniem – można przystąpić do aktu tworzenia. Minecraft bazuje tu chyba na najniższym instynkcie „grindowania”, znanym z innych gier RPG, bo sam spędziłem godziny na żmudnym wydobywaniu różnych surowców z najniższych pokładów moich kopalni, by móc z nich skonstruować moją wieżę Babel.

Wieże, posiadłości i inne cuda architektury to jednak tylko jedna z kilku sfer twórczego spełniania się w grze. Nic nie stoi na przeszkodzie oddawania się rolnictwu – sadzić można drzewa czy uprawiać papirus. Z żelaza, powstałego po przetopieniu rudy, wytwarzać tory i wagoniki, posiadające specyficzny system fizyki oraz zwrotnic, a stąd tylko krok dzieli nas od budowy kolejki górskiej czy własnej kolei transsyberyjskiej.

Prawdę mówiąc, Minecraft dołączył do mojej kolejowej elity: kolejki Piko i Transport Tycoona.

Kolejnym materiałem inicjującym eksplozję kreatywności jest tzw. „redstone”, czyli czerwony proszek, z którego powstają swoiste „kable”. Dzięki nim w połączeniu z przełącznikami i resztą dostępnego w grze oprzyrządowania szybko zaczęły pojawiać się np. automatyczne drzwi i bramki logiczne. Działający wyświetlacz i procesor były tylko kwestią czasu – pomysłowość graczy nie zna granic i łatwo się o tym przekonać, przeszukując dostępne w Internecie filmy.

Quo vadis, Minecrafcie?

Większość powyższych atrakcji można znaleźć w trybie dla wielu graczy, który pomimo istniejących wciąż niedoróbek sprawdza się znakomicie. Nie ma to jak popisać się swoją twórczością na oczach innych, nie mówiąc już o wspólnej zabawie. Produkcja cały czas ewoluuje – niedawno pojawiła się możliwość otwarcia „wrót do piekieł”, które stanowią specjalny, osobny wymiar, zamieszkany przez własną faunę, a sam w sobie będący „nadprzestrzenią” rodem z literatury science fiction (odległość tam przebyta przekłada się na dystans bodajże 16-krotnie większy w „prawdziwym świecie”). A w chwili, gdy piszę te słowa – wszyscy czekają na poprawkę, dopuszczającą do używania w multiplayerze kolej. Gdzie ten cały rozwój dokładnie zmierza – ciężko powiedzieć.

Zaprawieni w bojach gracze mogą przenosić się do piekielnej krainy Nether. Diablo póki co brak, ale to tylko alpha.

Sam autor wydaje się być niezwykle sympatycznym człowiekiem. Jak pisze na oficjalnej stronie swojego dzieła – w jego projektowaniu pomagają mu tylko dwie listy: jedna z błędami do poprawienia, a druga z rzeczami, który chciałby do gry wcisnąć, a może o nich zapomnieć. Sam Minecraft ma dawać przede wszystkim dużo radości i jeśli któreś z „usprawnień” nie przybliży go do tego celu – zostanie cofnięte. A kopniak finansowy pozwolił autorowi zatrudnić podobno bardzo zdolną ekipę i przyśpieszyć prace.

I jak na razie wszystko to działa. W Minecrafta gra mi się świetnie, a do tego mam poczucie, że pieniądze trafiły do autora, który żywo wchodzi w interakcję ze społecznością, a nie do bezdusznej korporacji, tworzącej „coś” tylko z myślą o wyciągnięciu kasy od „mas”. Dla mnie to z pewnością wydarzenie roku, jeśli chodzi o branżę, a przy okazji bardzo przyjemna historia, w której każdy może wziąć udział – www.minecraft.net.

Maciej „Von Zay” Makuła

Minecraft

Minecraft