Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Publicystyka 11 sierpnia 2010, 11:29

autor: Aleksander Kaczmarek

Rozmawiamy z autorem książki „Cyfrowe marzenia” (2)

Dlaczego współczesne gry nie mają fabuły, pecety odchodzą do lamusa, a branżą rządzi Wii – rozmowa z Piotrem Mańkowskim, autorem książki „Cyfrowe marzenia. Historia gier komputerowych i wideo”.

Po jakiego rodzaju gry sięgasz najchętniej?

W grach zawsze najbardziej podobało mi się to, że mogę dzięki nim przebywać w wirtualnej rzeczywistości. Tak naprawdę szukałem w nich alternatywnych światów, po których mógłbym buszować, odkrywając reguły ich funkcjonowania. Kiedy zaczynałem swoją przygodę z grami, na rynku dominowały zręcznościówki i labiryntówki. Bardziej lubiłem te drugie, bo zawierały więcej niż jedną planszę i nie trzeba było w nich cały czas biegać czy skakać. Mogłem spokojnie chodzić sobie po labiryncie, zbierać jakieś przedmioty, rozwiązywać zagadki itd. Później gatunkiem, który mnie fascynował, były przygodówki. One w największym stopniu odpowiadały temu, czego oczekiwałem od gier - dawały możliwość uczestniczenia w wirtualnej społeczności. Przez wiele lat moim ukochanym gatunkiem były gry RPG. Obecnie gram głównie w to, co większość, czyli w strzelaniny 3D. Tłukę mutanty, hitlerowców, ufoków... Biegam po coraz piękniejszych światach, podziwiam coraz doskonalsze obłoki płynące po komputerowych niebach. Tak mniej więcej wygląda moja ewolucja jako gracza.

Dzisiaj częściej grywasz na komputerze PC czy na konsolach?

Przede wszystkim na konsolach. Bardzo długie lata pozostawałem wierny pecetom. Konsole kojarzyłem wówczas ze zręcznościówkami i grywałem na nich sporadycznie. Zmiana nastąpiła około 2006 roku. Kupiłem wtedy PlayStation 2. Troszkę pograłem na PS2 i za chwilę pojawił się u mnie Xbox 360. Potem dołączyły do niego PlayStation 3 i PlayStation Portable.

„Nieważne, że grywalność 7th Guest była wykpiwana w prasie, liczyło się wyłącznie to, jak gra wyglądała.” (Cyfrowa marzenia, s. 204)

W jednym z fragmentów książki padają słowa Petera Molyneux, który mówi, że wszyscy wiedzą, jakie składniki potrzebne są do stworzenia doskonałej gry, ale nikt nie zna na nią recepty. Czy na przestrzeni ponad 30 lat pojawiła się gra doskonała?

Takiego ideału nie ma. Zresztą raczej nie podjąłbym się wskazywania najlepszych gier wszech czasów. Zamiast tego postawiłem sobie za cel pokazać gry, które w chwili swego rynkowego debiutu wnosiły coś nowatorskiego, co popychało całą branżę do przodu. Przykładowo w latach 80. mieliśmy do czynienia z prostymi przygodówkami produkowanymi przez firmę Sierra On-Line oraz mnóstwem mniej lub bardziej udanych zręcznościówek i labiryntówek. Nagle oto na horyzoncie pojawia się taka gra jak Maniac Mansion (LucasFilm Games), która okazuje się czymś całkowicie odmiennym. Początek lat 90. to z kolei epoka klasycznych strategii typu History Line (Blue Byte), gdzie przestawiamy jednostki na heksagonalnej planszy i niespodziewanie ukazuje się Diuna II (Westwood Studios), która wszystko to przedstawia w zupełnie nowy sposób. Niewiele czasu mija i na rynku debiutuje 7th Guest (Trilobyte), odznaczająca się niespotykanymi wcześniej walorami wizualnymi. To są dla mnie przykłady takich częściowych ideałów – gier, które zawierają całkowicie nowatorskie elementy.

Do jakich gier sam najchętniej wracasz?

Kiedy uruchamiam stare gry, powraca wiele wspomnień z czasów, kiedy byłem nimi zafascynowany. Jeżeli miałbym wymienić tytuł, do którego czuję olbrzymie przywiązanie, to jest to Betrayal at Krondor. Stworzona przez studio Dynamix gra ukazała się w 1993 roku i była potężna fabularnie, oferując wielką swobodę podróżowania po wirtualnych krainach. Grywałem w nią przez szereg lat. Dwukrotnie przeszedłem całą, co może nie jest wyjątkowym wynikiem, ale wiele razy ładowałem też jakieś stare zapisy, sprawdzając na przykład podpowiedzi zamieszczane na forach internetowych. Mógłbym wskazać wiele takich tytułów, do których mam sentyment. Nie zmienia to faktu, że w moim odczuciu gry mimo wszystko starzeją się. Takie filmy jak Dzika banda czy Dawno temu na Dzikim Zachodzie mają ponad 40 lat, a ogląda się je z taką samą przyjemnością jak wiele lat wcześniej. Z grami jest inaczej. Można mieć do nich sentyment, można je szanować, ale powiedzmy sobie uczciwie – nawet najlepsze gry z lat 80. nie dają dzisiaj odbiorcom tej samej przyjemności z zabawy co te produkowane współcześnie.