Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Publicystyka 30 października 2001, 12:27

autor: Piotr Stasiak

Czy Androidy marzą o prawdziwej miłości? (2)

„Sztuczna Inteligencja” nie jest wbrew pozorom filmem o przygodach farbowanej na ciemno blondynki. Jak Spielberg poradził sobie ze spuścizną Kubricka? Czy otrzymaliśmy ambitne dzieło s-f pokroju „Odysei Kosmicznej”, czy raczej baśń w stylu „E.T.”?

Potem jednak wydźwięk obrazu się zmienia. David, skazany przez swą ukochaną rodzinę na wygnanie, rozpoczyna tułaczkę po „prawdziwym” świecie, rządzonym przez tłuszczę - sfrustrowany, zanarchizowany i głodny tłum. Celem dziecka jest odnalezienie miłości. Niczym Pinokio w dziecinnej książeczce, David poszukuje wróżki, która zamieni go w prawdziwego chłopca i pozwoli zasłużyć na uczucie rodziców. Pomaga mu w tym inny robot, mechaniczny kochanek Gigolo Joe (Jude Law znany z filmu „Wróg u bram”, gdzie grał rosyjskiego snajpera) i miś-zabawka – Teddy (twór speców od efektów specjalnych z ILM). Świat na zewnątrz nie jest już taki sielski. Ukazuje całą brutalność ludzkiej natury. Inne roboty są tam traktowane niczym niewolnicy w starożytnym Rzymie. Ludzie z jednej strony wysługują się nimi na każdym kroku (roboty sprzątające, roboty kucharze, kochankowie, technicy) z drugiej zaś nienawidzą, bo wiedzą, iż to właśnie one są nieśmiertelne, precyzyjne i doskonałe, nie muszą spać ani jeść. Symbolicznym aktem zemsty są quasi-igrzyska – „Festiwale Życia”, gdzie co starsze egzemplarze niszczone są ze szczególnym okrucieństwem. Tu poetyka filmu jest ostra, dźwięki ranią uszy, a klimat lekko schizowaty (mnie osobiście kojarzył się z „Mechaniczną Pomarańczą”, a więc znowu nawiązanie do Kubricka). Wędrówka Davida przez ten bezduszny świat to okazja na zadanie paru bardzo poważnych pytań, które „Sztuczna Inteligencja” jako film s-f z ambicjami, zadawać powinna. W jaki sposób ludzie są odpowiedzialni za to co tworzą? Gdzie jest granica pomiędzy tym, co według rządzących jest dobre, a tym, co dobre według rządzonych? Czy mamy moralne prawo do tworzenia sztucznej inteligencji? Film pozostawia te pytania bez odpowiedzi, ale „szturcha” odpowiednie struny w naszej duszy. Wędrówka Davida kończy się nieco niespodziewanie. Nie chcę nic zdradzać, jednak końcówka filmu to znów odmienna stylistyka, całkowita zmiana klimatu i... powrót do typowej Spielbergowskiej baśni. Kto jeszcze się nie popłakał, teraz zrobi to na pewno.

„Sztuczną Inteligencję” trudno jest ocenić jednoznacznie. Na pewno jest to film dobry, jednak czy jak na Spielberga „tylko dobry” to nie za mało? Jak to u reżysera ulubionego filmu każdego dentysty, wszystko jest tu perfekcyjne. Aktorzy dobrani i poprowadzeni świetnie. Scenografia godna podziwu. Zdjęcia – pierwszorzędne (Kamiński). Muzyka Johna Williamsa – poważna i monumentalna jak zawsze. Nie da się jednak ukryć, że „Szczęki” to to nie są. „AI” to film z całkiem innej półki, gdzie liczą się pytania, a nie akcja i napięcie. Scenariusz też trzeba pochwalić. W trakcie projekcji można mieć wrażenie, że co prawda trochę rozłazi się w szwach, ale dopiero na sam koniec, gdy już wiemy, jaki był zamysł całości, okazuje się, że wcale tak nie jest.

Z drugiej strony, nie da się nie zauważyć, że brakuje trochę reżyserowi konsekwencji. Tak jak w tym przysłowiu o osiołku (sorry, Steven), co to mu w żłobie dano. Raz widzimy bardzo poważne kino s-f z dylematami. Potem film jakby nabierał tempa i akcji. A potem znów, wracamy do konwencji baśni. Tak jakby autor chciał zadowolić każdego – dużego i małego, czarnego, białego, kudłatego. Duzi znajdą tu ciekawą wizję i dobre pomysły, mali – piękną opowieść do poduszki. „Sztuczna Inteligencja” to kino poważne, spokojne, prawie familijne (wielbicieli pościgów i widowiskowych eksplozji odsyłam do recenzji filmu „Kod Dostępu”). Każdemu można więc ten film polecić. Ale nie każdemu musi się spodobać.

Na koniec słów parę o efektach specjalnych i pewna ponura obserwacja. Praca sztabu lalkarzy, charakteryzatorów i komputerowców z Industrial Light & Magic naprawdę robi wrażenie. Wizje niektórych robotów zaskakują pomysłowością, niektóre przypominają skrzyżowanie odkurzacza z akwarium, inne kojarzą się z drapieżnymi grafikami H.R. Gigera (twórca postaci Obcego). Miasta przyszłości pełne są świateł, pojazdów, wielopoziomowych autostrad i gigantycznych drapaczy chmur. W pamięci pozostaje również niezwykle sugestywny obraz zalanego przez roztopy Nowego Jorku, dokąd nasz bohater dociera w finale filmu. Spod jednolitej płaszczyzny wody wystają jedynie najwyższe budowle Manhattanu, nad wszystkim górują oczywiście dwie wieże World Trade Center. W filmowej rzeczywistości jako symbol przetrwały wiele kataklizmów. W naszej – nie przetrwały niestety ludzkiej głupoty. Smutne.

Piotr „Piotres” Stasiak

Premiera filmu odbyła się 12 października, dystrybucja – Warner Bros. Poland.