Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Publicystyka 1 października 2009, 15:23

Konfrontacja po latach. W to się grało - Little Big Adventure

Po raz trzeci powracamy do przeszłości, by przyjrzeć się grom, które niegdyś cieszyły się dużą popularnością wśród użytkowników pecetów. Tym razem wybraliśmy produkt o nazwie Little Big Adventure – dzieło Fredericka Raynala, twórcy serii Alone in the Dark

W początkowej fazie rozgrywki Twinsen nie ma zbyt dużego pola manewru, gdyż akcja toczy się według dokładnie zaplanowanego schematu – najpierw trzeba wydostać się z więzienia, potem odwiedzić rodzinny dom, by wreszcie uciec z Wyspy Cytadeli przed wysłanymi w pościg klonami. Kiedy jednak uporamy się z początkowymi zadaniami, Little Big Adventure zaczyna oferować niewielką dozę swobody. Pomiędzy wyspami można bowiem kursować za pośrednictwem kilku środków lokomocji (najpierw jest to prom, potem katamaran, dostępne są również samochody, a pod koniec zmagań przyjazny dinozaur) kiedy ma się na to ochotę. Częste podróże mają zresztą swoje uzasadnienie, bo ważni dla przebiegu rozgrywki bohaterowie mieszkają w różnych częściach świata.

Jak już wspomniałem wcześniej, w grze duży nacisk położono na elementy zręcznościowe. Choć nasz podopieczny lepiej wychodzi na unikaniu przeciwników niż na bezpośrednich starciach z nimi, walka jest istotnym punktem rozgrywki. W licznych potyczkach z pomocą przychodzą bohaterowi użyteczne gadżety, jak np. mechaniczne pingwiny, które przyciągają uwagę wrogów i po kilku sekundach wylatują wraz z nimi w powietrze. Najważniejszą bronią Twinsena jest jednak magiczna kulka, potrafiąca odbijać się od ścian. Siła tej broni rośnie w trakcie zabawy, gdy Twinsenowi uda się zdobyć kolejne artefakty.

Oprócz czystej akcji, gra oferuje także elementy charakterystyczne dla przygodówek, np. rozmowy z innymi bohaterami gry.

W Little Big Adventure śmierć czyha na każdym kroku. Wrogowie nie patyczkują się i otwierają ogień do Twinsena bez ostrzeżenia. Nasz podopieczny traci również cenną energię, kiedy uderzy z rozpędu w ścianę (z tego irytującego pomysłu zrezygnowano w drugiej części) oraz gdy wpadnie do jakiegokolwiek zbiornika wodnego – w tym ostatnim przypadku kąpiel od razu kończy się zgonem. Na szczęście do dyspozycji gracza oddano kilka zapasowych „żyć”, symbolizowanych przez koniczynki, które pozwalają kontynuować zabawę po popełnieniu rażącego błędu.

Konfrontacja po latach

Piętnaście lat to w elektronicznej rozrywce szmat czasu, ale mimo zaawansowanego wieku, produkt firmy Adeline Software nie odpycha tak mocno od monitora, jak wiele innych gier z tamtego okresu. Podwyższona rozdzielczość w trybie SVGA (640x480 pikseli), brak kłujących w oczy pikseli oraz całkiem niezłe animacje niezbyt rozbudowanych, ale za to w pełni trójwymiarowych modeli – to wszystko sprawia, że Little Big Adventure nawet w obecnych czasach prezentuje się wyjątkowo przyzwoicie. Tak naprawdę przyczepić można się jedynie do statycznych teł, które wyglądają bardzo sterylnie, ale mimo wszystko jest to szczegół – jeśli zasiada się do takich produkcji, trzeba przygotować się na to, że ich oprawa wizualna mocno odbiega od dzisiejszych standardów.

Zdecydowanie wiele większym mankamentem jest system zapisu stanu gry. Jego działanie woła o pomstę do nieba i trzeba naprawdę mieć sporo cierpliwości, by nie oszaleć w trakcie zabawy. Little Big Adventure zapamiętuje dokonania po wejściu do jakiejkolwiek planszy i zachowuje je automatycznie w jednym slocie. Jeśli zależy nam na stworzeniu bezpiecznego zapisu, np. przed trudną potyczką, musimy ręcznie skopiować save za pośrednictwem specjalnej opcji dostępnej w menu, a następnie kontynuować zmagania na nowym slocie. Do tego rozwiązania można się oczywiście przyzwyczaić, ale nie zmienia to faktu, że z wygodą nie ma ono nic wspólnego. Kilkanaście lat temu człowiek był jednak w stanie dużo więcej wybaczyć.

Na szczęście w najważniejszej kwestii – rozgrywce – francuski produkt nie zestarzał się w ogóle. Młodszych stażem graczy może nawet zachwycić swoją odmiennością, bo dziś takich produkcji po prostu się nie robi. Świetnie rozwiązane zmiany zachowania, odpowiednio duży i pełny interesujących lokacji świat, pewna doza swobody, wyzwania zręcznościowe oraz intelektualne, a także wysoki stopień trudności. W Little Big Adventure zabawa jest nadal znakomita.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Little Big Adventure

Little Big Adventure

W to się grało - Guild Wars. Wydanie z konkursem
W to się grało - Guild Wars. Wydanie z konkursem

Guild Wars wyszło w 2005 roku i pokazało, że warto stawiać na oryginalność. Produkcja MMO studia ArenaNet nie miała abonamentu i wyznaczała standardy tego, jak powinny wyglądać i działać gry sieciowe. W tym wydaniu cyklu konkurs z atrakcyjnymi nagrodami.

W to się grało - Wolfenstein 3D kończy dziś 20 lat!
W to się grało - Wolfenstein 3D kończy dziś 20 lat!

Pierwszy FPS z prawdziwego zdarzenia zadebiutował 5 maja 1992 roku, czyli dokładnie dwadzieścia lat temu. Przyglądamy się co miał do zaoferowania przebój firmy id Software, dzieło późniejszych twórców Dooma i Quake'a.

W to się grało - Diablo
W to się grało - Diablo

Na miesiąc przed premierą trzeciej gry z serii Diablo przypominamy jej pamiętny pierwowzór. Jak prezentowała się osada Tristram, gdy po raz pierwszy odwiedzaliśmy ją szesnaście lat temu?