Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 18 września 2008, 12:15

autor: Maciej Kurowiak

Po dwu stronach młota, czyli oblicza Warhammera (5)

Witajcie w świecie, gdzie chaos drąży serca ludzi i innych ras, a pomiędzy dobrem i złem są jeszcze dziesiątki odcieni szarości. Witajcie w świecie Warhammera.

W 1995 roku ukazała się gra Warhammer: The Shadow of the Horned Rat, będąca próbą konwersji systemu bitewnego do nowatorskiej strategii czasu rzeczywistego. Choć gra działała dość topornie, a walczące oddziały potrafiły praktycznie stanąć w miejscu, podczas gdy program liczył wynik walk, jednak nie powielała schematu innych RTS-ów, skupiając się na taktycznym prowadzeniu bitwy, a nie na ogólnym przebiegu wojny. Oczywiście jako produkt w pełni oparty na licencji Games Workshop, była wierna Warhammerowi przedstawionemu w systemie bitewnym, traktując otaczający świat czysto instrumentalnie jako pole bitwy. Żadnych politycznych skandali, intryg, skazy Chaosu czy dylematów moralnych – jest dobry najemnik ze swoją armią ratujący Imperium przed złymi Skavenami (rasa podstępnych szczuroludzi). Gra byłaby całkiem niezła, gdyby nie potwornie wyśrubowany poziom trudności, sztucznie pompowany przez szwankujący system manewrowania oddziałami.

Znacznie lepiej prezentował się wydany trzy lata później sequel pt. The Dark Omen, gdzie dzielna armia najemników musiała stawić czoła najazdowi ożywieńców. Oba tytuły były raczej próbą stworzenia interesujących gier taktycznych, osadzonych w świecie Warhammera niż wiernej konwersji zasad „bitewniaka” do gry komputerowej. Gracze wciąż jednak czekali na RPG w realiach Starego Świata.

Niestety, nie można kliknąć na rzekę.

Światło w tunelu pojawiło się, gdy Climax, firma zajmująca się głównie tworzeniem konwersji gier na inne platformy (stworzyła m.in. Diablo na Playstation czy Viva Pinata na PC), zaczęła interesować się wydaniem Warhammera w wersji online. Na chęciach i bardzo rozbuchanych ambicjach się skończyło, a Warhammer Online (tak brzmiała nazwa robocza) szybko stał się jednym z tych tytułów określanych jako gry-które-nigdy-się-nie-ukażą. Po kilku latach zapowiedzi, upadków, powstań, kolejnych upadków i kolejnych powstań tytułem zainteresował się Mythic, firma znana już wówczas w branży z udanego Dark Age of Camelot. Gdy panowie z Mythic zaszyli się w zaciszu studia, w międzyczasie ukazał się Warhammer: Mark of Chaos, stworzony przez mało znane węgierskie studio Black Hole Entertainment. Jeśli poprzednie tytuły uchodziły wśród fanów „bitewniaka” za względnie przyzwoite, to Znak Chaosu nie wzbudził specjalnego entuzjazmu. Pomijając już fakt, że była to kolejna gra w czasie rzeczywistym, luźno oparta na pewnych elementach systemu bitewnego, to rozgrywka okazała się dość uproszczona i mało wymagająca.