Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 9 lipca 2008, 10:59

autor: Marek Czajor

Gra w rytm muzyki

W ostatnich latach za sprawą kilku głośnych tytułów muzyczny gatunek wyszedł ze strefy niszowej, lokując swoje najlepsze produkcje w ścisłej światowej czołówce najpopularniejszych gier.

Gry muzyczne (zwane także rytmicznymi) to takie produkcje, w których muzyka, takt, brzmienie i melodia grają główną rolę, a gracz wciela się w artystę próbującego nad tym wszystkim zapanować. Za swe muzyczne dokonania zdobywa punkty, bonusy, dodatki i nagrody. Taką oto definicję wykoncypowałem, ale sądzę, że każdy pod skórą czuje, czym są gry muzyczne.

W ostatnich latach za sprawą kilku głośnych tytułów muzyczny gatunek wyszedł ze strefy niszowej, lokując swoje najlepsze produkcje w ścisłej światowej czołówce najpopularniejszych gier. Duża w tym zasługa zastępujących pady i klawiatury kontrolerów, coraz bardziej przypominających prawdziwe instrumenty muzyczne oraz innych akcesoriów, dawniej dostępnych tylko w salonach gier. Trzeba przyznać, że rynek kontrolerów to spory biznes, a ich liczba i zróżnicowanie przyprawiają o ból głowy. Do niedawna z nóg zwalały również ceny tych cacek, dziś duża konkurencja wyhamowała krwiożercze zapędy cenowe producentów.

Akcesoriów, kontrolerów do gier muzycznych jest bez liku, coraz bardziej też przypominają one oryginały.

Każdy, nawet laik, widzi, że jedna gra muzyczna drugiej nierówna. Mimo iż dźwięk jest spoiwem łączącym je w jeden gatunek, zadania do wykonania są diametralnie różne. W takich sytuacjach dokonuje się podziału gatunku na poszczególne grupy, co i ja też uczyniłem. W mojej ocenie wyróżnić można gry: naśladujące grę na instrumentach muzycznych, taneczne, karaoke, kompozytorskie oraz inne (czyli takie, w których czujemy, że są muzyczne, ale nie wiemy, gdzie je przyporządkować).

Zapraszam do przeglądu najciekawszych pozycji muzycznych. Zapewne zainteresowani nim będą głównie urodzeni Presley’e, Astairzy i Claptonowie, czyli mówiąc wprost – fani gatunku. Ale liczę również na to, że temat spodoba się nawet tym, którym słoń nadepnął na ucho. Warto wiedzieć, co się traci.

Małe oszustwa historii

Ciężko w odmętach historii odnaleźć pierwszy tytuł, który zasługuje na miano gry muzycznej. W latach 80-tych, czyli w początkach domowej rozrywki gier wideo gatunek zaledwie kiełkował, nie mogąc pochwalić się zbyt wieloma produkcjami. Być może było to spowodowane brakiem zainteresowania fanów, a może (a raczej na pewno) ograniczeniami sprzętowymi zarówno komputerów jak i konsol. O pecetach szkoda nawet wspominać, bo do czasu pojawienia się Sound Blastera dźwięk na nich praktycznie nie istniał.

Każdy fan muzyki KISS pewnie pali się do KISS Psycho Cirrus: NIghtmare Child. A potem przychodzi zdziwienie, że to nie gra muzyczna, lecz FPS…

Sytuacja uległa znacznej poprawie dekadę później, kiedy to rynek zaatakowało szereg mniej lub bardziej ciekawych muzycznych pozycji. Część z nich były zwykłą „zmyłką”, tzn. traktowały niby o zespołach muzycznych, zawierały nawet podkład dźwiękowy typowy dla danej kapeli, ale w praktyce były np. platformówkami (Blues Brothers), przygodówkami (Rolling Stones Voodoo Lounge) czy nawalankami TPP (Queen: The Eye). Zresztą sytuacja ta ma miejsce również dzisiaj, a wiele „muzycznych” tytułów ma tyle z muzyką wspólnego, co kot napłakał (KISS Psycho Cirrus: The Nightmare Child, KISS Pinball, seria Def Jam, 50 Cent: Bulletproof i inne).