... poprzez konsolowe debiuty.... Rosja rusza na podbój Europy
Największy rosyjski wydawca - 1C - coraz śmielej wypowiada się o podbijaniu europejskiego i światowego rynku gier pecetowych i konsolowych. Prague-n-Play 2008 dowodzi, że roszczenia giganta nie są bezzasadne.
... poprzez konsolowe debiuty...
Kolejne dwa tytuły, na jakie należy zwrócić uwagę w planie wydawniczym 1C to IL-2 Sturmovik: Birds of Prey oraz Age of Pirates: Captain Blood. Oba szczególne, bo jako pierwsze w historii rosyjskiej firmy dedykowane konsolom (przy czym Birds of Prey Xboksowi 360, PS3, NDS i PSP, a Captain Blood Xboxowi 360 oraz pecetom). Oba też pokazywane były na imprezie w wersjach na maszynkę Microsoftu.
Co się tyczy IL-2 Sturmovik: Birds of Prey, to w zasadzie nic innego jak podsumowanie całego dorobku tejże serii na komputerach PC zamknięte na jedynym DVD i przeniesione na trzystasześćdziesiątkę. Dostosowano jedynie silnik graficzny do mocy konsoli, podobnież sterowanie, nie zapominając również o trybach trudności zabawy akceptowalnych dla, nazwijmy to „amerykańskiego odbiorcy”. Gra wygląda tak jak powinna i z pewnością przysporzy serii znakomitych symulatorów rzesz nowych fanów. Niemniej jednak, wydaje mi się że fani realizmu pozostaną przy edycjach pecetowych – prezentowana konsolowa wersja wydawała się nieco zręcznościowa. Autorzy twierdzą co prawda, że poziom realizmu jest bardzo skalowalny, jednak jakoś nie chce mi się wierzyć, abym na konsoli miał takie problemy ze startem, opanowaniem maszyny i lądowaniem, jakie miałem odpalając pierwszego Sturmovika z roku 2001.
Swą przygodę z drugą grą, Age of Pirates: Captain Blood, rozpocząłem już w 2004 roku na ostatnim ECTS-ie, jaki się odbył, gdzie szef pijaru 1C zaprezentował mi grywalną wersję tej produkcji. Wówczas tytuł ten opracowywany był przez firmę Akella i wizualnie prezentował się jak kolejny klon słynnych Sea Dogsów. Zmieniono za to koncepcję i miast otwartej gry, mieliśmy otrzymać linową rozgrywkę podzieloną na szereg misji. Lata lecą, w między czasie wewnętrzne studio 1C przejęło developing. Pierwotny koncept pozostał, aczkolwiek grę poddano niesamowitemu przeobrażeniu wizualnemu i technologicznemu. Rozgrywka nie ma więc charakteru otwartego jak we wspominanych Psach Morskich, lecz jest liniowa, dokładnie tak samo jak w God of War czy wydanym ostatnio Viking: Battle for Asgard. Celowo wspominam o tych na pozór diametralnie innych tytułach, gdyż dwa z trzech elementów składowych Captaina Blooda niewątpliwie były inspirowane tymi i im podobnymi grami. Mowa tu walce z hordami przeciwników przy pomocy broni białej i broni palnej oraz pojedynkach z bossami.
W obu tych przypadkach każda osoba, która choć dotknęła GoD czy Vikinga poczuje się jak w domu, a zatem będzie szlachtować wrogów pirackimi kordelasami i szpadami, wykonywać śmiercionośne combosy, a w animowanych sekwencjach wplecionych w walkę klikać w odpowiednie guziki na padzie. Trzecim elementem z kolei są bitwy morskie z udziałem wyładowanych działami żaglowców. Bardzo dynamiczne i zręcznościowe – zapominamy o jakimś skomplikowanym operowaniu okrętem czy dobieraniu odpowiednich kul armatnich. Odpowiednio operujemy tylko gałką odpowiadającą za skręt statku i wypuszczamy kolejne salwy tak szybko, jak tylko się da. Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, że Captain Blood będzie się tak ciekawie prezentował i oferował tyle czystej przyjemności płynącej z rozgrywki.