Mrok i zagrożenie, czyli seria Splinter Cell - cz. 1 (4)
Niedawno UbiSoft świętował 10-lecie swoich gier firmowanych nazwiskiem Toma Clancy'ego. Przy tej okazji mamy dla Was historię jednej z najlepszych skradanek - Tom Clancy's Splinter Cell. Oto część pierwsza.
Ubisoft dostrzegł niesamowity potencjał drzemiący w stworzonym przez siebie dziele, po czym wyprodukował trzy dodatkowe misje dla wersji na Xboksa, a następnie zasiadł do prac nad kolejną częścią gry.
W obliczu bliskiej doskonałości „jedynki” stworzenie rewolucyjnego sequela stanowiło pewien problem. W tym trudnym zadaniu wyjścia naprzeciw oczekiwaniom graczy programiści postawili na ewolucję cyklu. „Dajmy ludziom to samo, tylko w większej ilości” – takie motto przyświecało twórcom drugiej części serii. Pod koniec pierwszego kwartału 2004 roku światło dzienne ujrzał Splinter Cell: Pandora Tomorrow (autorstwa Ubisoft Shanghai).
Podstawowe założenia rozgrywki nie zmieniły się, wciąż przesiadywaliśmy w cieniu, próbując przechytrzyć przeciwnika. Zmodyfikowano natomiast wachlarz ruchów głównego bohatera – nieznacznie, ale jednak. Najważniejsze było dodanie tzw. SWAT move, polegającego na przemknięciu tuż przed progiem drzwi na tyle szybko, by patrzący na nie wrogowie nie zdołali dostrzec Fishera. Manewr ten był w wielu miejscach gry pomocny i całkiem nieźle wyglądał, z drugiej strony był totalnie nierealistyczny, nawet jak na serię Splinter Cell.
Fabułę nowej części serii zaczyna atak terrorystów z grupy Darah Dan Doa na amerykańską ambasadę w Timorze Wschodnim. Charyzmatyczny przywódca grupy bojowników, Suhadi Sadono, bierze zakładników, by zmusić Amerykanów do zaprzestania ingerowania w niepodległość jego narodu. Sam Fisher zostaje wysłany na miejsce, by zbadać, czy terroryści weszli w posiadanie istotnych informacji na temat amerykańskiej sfery militarnej.