autor: Marzena Falkowska
Świąteczne granie (3)
Mamy święta. Doda śpiewa kolędy, fast foody serwują wigilijne dania, hostessy ubrane w mikołajowe czapki rozdają ulotki reklamujące kredyty. Święta.
Jeszcze prościej jest udostępnić dodatkową zawartość do pobrania z sieci; bohaterowie gier, w które gramy na co dzień, otrzymują na przykład mikołajowe czapki i „gustowne” sweterki z reniferami (jak ostatnio w Folklore), w specjalnie przygotowanych scenariuszach wypełniamy związane ze świętami misje (jak w ubiegłym roku w Sid Meier's Railroads!, gdzie kierując przystrojonymi w czerwono-zielone barwy pociągami pomagaliśmy zapracowanemu Mikołajowi dostarczać prezenty w konkretne miejsca), a w produkcjach muzycznych śpiewamy lub gramy kolędy, choćby w rockowej aranżacji w przypadku Guitar Hero III. Nawet posiadacze gier dla „prawdziwych mężczyzn” (cokolwiek to znaczy), takich jak Call of Duty 4, pobrać mogą okolicznościową wersję jednej z map z przyozdobionymi rozświetlonymi lampkami helikopterami i sporych rozmiarów cukierkami przy stanowiskach snajperskich. Słodkie, nieprawdaż? Wszystko to nie kosztuje producentów zbyt wiele i dzięki temu może być udostępniane w ramach darmowych, świątecznych prezentów. Ot, miły akcent dla tych, którzy grę już zakupili.
Osobną grupą świątecznych motywów w grach są okolicznościowe wydarzenia organizowane w produkcjach MMO, w których uczestniczyć mogą ich użytkownicy. Wyprawa po porwanego renifera w World of Warcraft, bitwa na śnieżki w Guild Wars, pokazy fajerwerków w EverQuest, porozrzucane po mieście prezenty w City of Heroes – udział w tych utrzymanych najczęściej w humorystycznej konwencji wydarzeniach jest dla graczy jak najbardziej dobrowolny.
Wygląda zatem na to, że obecny od wielu lat w innych mediach i dziedzinach rozrywki trend (a może po prostu chłodna marketingowa strategia) na zasypywanie konsumentów produktami typowo świątecznymi, w branży gier nie występuje w takim samym kształcie. Bożonarodzeniowe motywy istnieją, owszem, ale są jakby bardziej dyskretne, opcjonalne i podane zazwyczaj w zabawny, nienachalny sposób. Nie czujemy się przez nie atakowani. Co prawda spowodowane jest to raczej nieco innym modelem rynkowym, jakim charakteryzuje się przemysł elektronicznej rozrywki, niż dobrym smakiem i umiarem deweloperów i wydawców, ale fakt pozostaje faktem. I uświadomiwszy go sobie, warto się chyba ucieszyć. Mamy mnóstwo świątecznych filmów, piosenek, książek, reklam, a większość z nich zamiast wprawiać w odpowiedni nastrój, tylko działa nam na nerwy – gry w tym świetle jawią się jako swoisty azyl i oaza spokoju. Wszak ci, którzy wierzą w prawdziwego ducha świąt – definiowalnego na tysiące różnych sposobów w zależności od człowieka – i tak wiedzą, w których miejscach go szukać. I nie są to półki sklepowe.
Marzena „Louvette” Falkowska