Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 5 września 2007, 11:34

autor: Marek Czajor

Samemu przeciw krociom. Gwiezdne Wojny w grach, cz. II

Oto druga część zebranej przez Fulko historii starwarsowych gier komputerowych. Polecamy przygotować zapas coli i orzeszków, bo jest co czytać.

Samemu przeciw krociom

Czy ktoś z was, „starwarsowych” fanów nie zastanawiał się choć raz nad tym, jakim cudem tyle czasu garstka rebeliantów wodziła za nos potężną imperialną armię? Dlaczego pięć X-Wingów, trzy Y-Wingi i jeden Sokół Millennium dało radę przerobić na kosmiczny pył dziesiątki myśliwców TIE wraz z ich bazą – Gwiazdą Śmierci? Na karb czego zrzucić nieporadność elitarnych, zmechanizowanych jednostek Imperium w walce z garstką słabo uzbrojonych partyzantów, wspomaganych watahą misiów? Zastanawialiście się nad tym? Nie?! Ja też nie. Ale skoro filmy karmią nas tak absurdalnymi sytuacjami, dlaczego gry nie miałyby tego robić?

U góry SWE1: Phantom Menace, na dole SWE3: Revenge of the Sith. Te gry dzieli dystans 6 lat, co widać, ale hack’n’slashowe zasady gry pozostały niezmienne.

Są tytuły, w których stajesz do walki sam lub samowtór przeciwko krociom: sieczesz, rąbiesz i strzelasz, a gdy opadnie pył, pozostają tylko trupy i zgliszcza. Przykładem jest choćby Star Wars Episode I: The Phantom Menace (1999) – chodzona nawalanka TPP (PC, PSX) z lekkimi elementami przygodowymi (zbierasz i wymieniasz przedmioty). Kierując jedną z czwórki filmowych postaci (Qui-Gon Jinn, Obi Wan, królowa Amidala lub kapitan Panaka) przerabiasz na złom droidy Federacji Handlowej w miejscach znanych z Episodu I (Naboo, Tatooine, Coruscant itd.). Używasz „konwencjonalnego” oręża (miecz świetlny, miotacze, bomby) oraz Mocy, ale nie licz na skomplikowane kombosy. Gra jest prosta, by nie powiedzieć prostacka.

Dość podobna w formie jest inna, stosunkowo świeża pozycja LucasArts – Star Wars: Episode III Revenge of the Sith (2005). Do wyboru masz tylko dwóch bohaterów – Obi-Wana Kenobiego i Anakina Skywalkera (fakt, że kilka innych grywalnych postaci odblokowujesz w miarę postępów w grze), ale za to wyposażonych w o wiele szerszy, efektywniejszy zasób ruchów i ciosów, jak na prawdziwych Jedi przystało. Również używanie Mocy opiera się nie tylko na przewracaniu rywali, ale także innych, dokuczliwych dla nieprzyjaciół sztuczkach (wyrywanie broni, zdalne rzucanie przedmiotami itp.). Na uwagę zasługuje ciekawy tryb kooperacji, gdzie oboje Jedi, ramię w ramię wyrabują sobie drogę wśród nieprzyjaciół. Niestety, gra nie jest zbyt długa i po kilku godzinach widzisz już napisy „congratulations” i „game over”. Szkoda. Aha, obie wyżej opisane gry, oprócz zasad zabawy, łączy jeszcze jedno – ukazały się przed premierami swoich filmowych odpowiedników i zawierają spoilery, które niejednemu fanowi Gwiezdnych Wojen zepsuły humor w czasie wizyty w kinie (bo wiedział, co będzie widział).

Jeśli masz Xboxa, a dwóch bohaterów do wyboru to dla ciebie zbyt mało, nie włączaj czasem Star Wars: Obi-Wan. W tej, wydanej w 2001 roku grze sterujesz tylko tytułowym Obi-Wanem (w singlu, bo w multiplayerze jest kilku Jedi do wyboru). Poza tym czeka cię standardowa rozgrywka w realiach Epizodu I, przy użyciu tradycyjnie: miecza świetlnego i Mocy. Niestety, słabawa oprawa gry, taka sobie grywalność i dość szybko ogarniająca nuda sprawiają, że nie każdy znajdzie przyjemność w obcowaniu z Obi-Wanem. Znacznie lepszą pozycją jest Star Wars: Bounty Hunter z 2002 roku (PS2, GCN), pozwalająca wcielić się w słynnego łowcę nagród – Jango Fetta – ojca równie sławnego Boby (posiadacza latającego „żelazka”). Na zlecenie Dartha Tyranusa Jango ma za zadanie dorwać Bango Gora – sekciarza i mrocznego Jedi. Oczywiście, droga do celu nie jest łatwa i nasz łowca nagród musi użyć całego swego kunsztu i wyposażenia, by wykonać zlecenie. A ekwipunek ma bogaty: pistolety, miotacz, snajperka, linka, strzałki obezwładniające, rakiety itd. Nie można zapomnieć oczywiście i odrzutowym plecaku, pozwalającym wykonywać długie skoki i razić wrogów z powietrza. Jakże to miła odmiana od ciągłego wymachiwania mieczem świetlnym.

Dwa SW: Obi-Wany – jeden na Xboxa, drugi na GBC. Różnice w oprawie spore, w grywalności już nie – obie gry są takie sobie.

Małe konsolki również mają swoje „starwarsowe” tytuły hack’n’slashowe. Przykład? Star Wars Episode I: Obi Wan’s Adventures (2000) na GBC – tytuł brzmiący podobnie do produkcji na Xboksa, choć nic te gry, poza uniwersum i głównymi bohaterami, nie łączy. No, może to, że obie są dość przeciętnymi pozycjami. Odrobinę lepiej oceniany jest wydany w tym samym roku na GBA Star Wars: Episode I – Jedi Power Battles. Do wyboru masz nie jednego, a trzech bohaterów, którzy używając miecza świetlnego i Mocy przedzierają się przez 10 etapów, rozwalając droidy i pojedynkując się z bossami (Darth Maul). Gra była na tyle dobra, że pojawiły się też jej wersje na DC i PSX-a. Ostatnią z nawalanek na handheldy starszej generacji jest Star Wars: The New Droid Army z 2002 roku – gierka pokrewna Jedi Power Battles, z podobną grafiką, wachlarzem ruchów oraz wykorzystywanego wyposażenia i Mocy.

Gwiezdne Wojny w grach, cz. I
Gwiezdne Wojny w grach, cz. I

Mija 30 rocznica od światowej premiery Gwiezdnych Wojen. Dokładnie 25 maja 1977 roku światło dzienne ujrzało dzieło, które na zawsze zmieniło życie wielu milionów ludzi oraz... miało niebagatelny wpływ na rozwój gier komputerowych.