Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 5 września 2007, 11:34

autor: Marek Czajor

Gwiezdne Wojny w grach, cz. II (2)

Oto druga część zebranej przez Fulko historii starwarsowych gier komputerowych. Polecamy przygotować zapas coli i orzeszków, bo jest co czytać.

Rebel Assault II – The Hidden Empire w chwili wydania powalał wręcz na kolana oprawą mutimedialną. Użyty po raz pierwszy przez LucasArts silnik INSANE umożliwiał osiągnięcie super grafiki (oczywiście SVGA) i animacji, a 10-kanałowa muzyka Johna Williama sprawiała, że człek czuł się jak w kinie (o ile dysponował rzecz jasna odpowiednim zestawem głośnikowym). W zasadzie nawet dziś, po 12 latach, gdy puścić Rebel Assault II – robi spore wrażenie. Dlatego jeśli masz możliwość, to skuś się i zdobądź tę grę, tym bardziej że pojawiła ona się w różnych edycjach specjalnych, packach i składankach, jak np. Rebel Assault & X-Wing Collector’s CD, Rebel Assault I & II czy The LucasArts Archives vol II: The Star Wars Collection.

Rebel Assault II oferował o wiele więcej z samej gry, niż jego poprzednik, ale to i tak nie uratowało serii...

Na drugiej części Rebel Assault zakończyła się era interaktywnych, filmowych gier „starwarsowych” – miłych dla oka, ale zbyt mało oferujących miłośnikom prawdziwej walki. Krótko ta przygoda trwała, miło było, ale w sumie dobrze, że się skończyło. Godni następcy nadeszli, choć zajęło im to trzy lata. Kiedy jednak w 1998 roku pojawił się Star Wars: Rogue Squadron, modły wszystkich oczekujących wreszcie porządnej „starwarsowej” strzelaniny zostały wysłuchane. Co ciekawe, gra starych wyjadaczy z Factor 5 (autorów kultowych strzelanin – R-Type i Turrican) ukazała się najpierw na konsoli N64, a dopiero później zawitała na inne platformy sprzętowe (wersja pecetowa nosi tytuł Star Wars: Rogue Squadron 3D). Nie był to zresztą pierwszy ukłon producentów w stronę genialnej, choć przez historię niedocenionej konsoli Nintendo, pierwszeństwo na niej miały również SW: Shadows of the Empire i SW: Episode I Racer.

Rogue Squadron w chwili premiery miażdżył oprawą audio-wideo i zabijał grywalnością. Akcja gry jest tak szybka, że niekiedy, szczególnie na początku, trudno się połapać, kiedy, kogo, gdzie i w co trafić. Człowiek czuje się jak podczas oglądania scen bitewnych w którejś z części Gwiezdnych Wojen – totalne zamieszanie. Ale wracając do to gry trzeba przyznać, że im więcej spędza się czasu przy Rogue Squadron, tym szybciej poznaje się jego tajemnice i poczynania pilotów powoli przestają być chaotyczne. Po osiągnięciu pewnego etapu zaawansowania stwierdzisz wręcz, że mimo niesamowitego tempa nie ma tu miejsca na przypadek, a realizacja celów wymaga choć odrobiny pomyślunku, by nie skończyć jako kupka kosmicznego popiołu.

Fabularnie Rogue Squadron rozgrywa się gdzieś pomiędzy Epizodem IV a Epizodem V. Po klęsce pod Yavin i utracie Gwiazdy Śmierci Imperator Palpatine zebrał razem wszystkie siły, by definitywnie zniszczyć rebeliantów. Luke Skywalker, Wedge Antilles i reszta świetnych pilotów z Rogue Squadron mają za zadanie powstrzymać imperialną machinę. W związku z tym w skórze Luke’a masz do wykonania 16 misji: rozpoznawczych, myśliwskich, bombowych, eskortowych itd. Niekiedy cele misji zmieniają się już w trakcie trwania akcji. Co ciekawe, bitwy i potyczki rozgrywają się nad powierzchniami księżyców i planet (Tatooine, Kessel, Hoth, Corellia itd.), a nie w kosmosie. Ma to o tyle uzasadnienie, że gros celów (instalacje, budynki, lotniska, maszyny, jednostki) jest przeznaczenia naziemnego, w związku z tym, co logiczne, potrzeba im kawałka gruntu.

Nie ukrywam, iż jestem tradycjonalistą. Dlatego akcje X-Wingiem w Rogue Squadron sprawiają mi największą radość.

W walce używasz jednostek ze znanych ci ze Starej Trylogii jednostek: X-, Y-, A- i V-Wingów oraz air- i snowspeederów. Ponadto w nagrodę za perfekcyjne wykonywanie zadań otrzymujesz medale (złote, srebrne lub brązowe) i odblokowujesz różne premie. Na szczególną uwagę zasługują bonusowe statki, jak Sokół Millennium, TIE Interceptor czy niby z innej bajki – Naboo Starfighter! Przeciw tobie stoi cała dostępna technika Imperium: kilka typów myśliwców TIE, statki klasy Lambda i Sentinel, ciężkie walkery AT-AT oraz ciut lżejsze AT-ST i AT-PT, piesze oddziały szturmowców itd. Wróg jest zróżnicowany, liczny i dobrze walczy, ale ty również masz kumpli, którzy latają z tobą. Siły są więc mniej więcej wyrównane (czytaj: stosunek sił tradycyjnie 100:1 na korzyść Imperium).

Jak już wspomniałem, oprawa Rogue Squadron to prawdziwy majstersztyk – atakuje mnóstwem barw, rozbłyskami laserów, odwzorowanymi szczegółowo maszynami oraz graficznymi smaczkami, jak choćby tumany kurzu, wzniecane przy locie tuż nad powierzchnią ziemi. Może samo otoczenie jest odrobinę uboższe w detale, ale przy tak dużej dynamice rozgrywki nie zwraca się na to szczególnie uwagi. Jeśli uda ci się odblokować bonusowe misje, możesz przeżyć porywający atak na Gwiazdę Śmierci czy też bronić bazy Rebelii na śnieżnej Hoth. I tylko prosi się wręcz o multiplayer dla tak wyśmienitej gry, choć na podzielonym ekranie. Niestety, autorzy w tym temacie zaspali.

Gwiezdne Wojny w grach, cz. I
Gwiezdne Wojny w grach, cz. I

Mija 30 rocznica od światowej premiery Gwiezdnych Wojen. Dokładnie 25 maja 1977 roku światło dzienne ujrzało dzieło, które na zawsze zmieniło życie wielu milionów ludzi oraz... miało niebagatelny wpływ na rozwój gier komputerowych.