Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 2 sierpnia 2007, 15:04

autor: Radosław Grabowski

Byliśmy spadochroniarzami... (4)

Prezentacje gier przygotowane z myślą o dziennikarzach przybierają niekiedy naprawdę interesującą formę. Tak było również w przypadku Medal of Honor: Airborne...

Po powrocie do cywilnego ubrania otrzymaliśmy do dyspozycji kilkanaście Xboxów 360 i mogliśmy pograć w finalną wersję Medal of Honor: Airborne. Dostępny był cały tryb single player, czyli siedem głównych scenariuszy – m.in. operacja Varsity na terytorium III Rzeszy Niemieckiej. Każdy rozdział fabularny rozpoczynał skok z C-47 z opcją dowolnego sterowania spadochronem podczas lotu poprzez ciągnięcie za odpowiednie linki. Jednakże nie było zupełnej dowolności w kwestii lądowania, ponieważ na odprawie przed misją zawsze ukazywało się tylko kilka miejsc bezpiecznych, oznaczonych kolorem zielonym, w morzu złowrogiej czerwieni. Desant w tym ostatnim owocował zawsze błyskawicznym wykończeniem głównego bohatera przez siły niemieckie. Swoboda działania zatem jedynie pozorna.

Na Xboxach 360 grali tylko ci, którzy nie zaginęli w akcji.

Dłuższe granie ujawniło nieco niedociągnięć pędzla na starannie odmalowanym przez marketingowych speców obrazie Sztucznej Inteligencji. Przeciwnicy owszem starali się kryć za przeszkodami i zmieniać pozycje, ale czynili to nierzadko tak nieudolnie, że przywierali plecami do murków, osłaniających zaledwie tę część ciała o najmniej szlachetnej nazwie. Nieco nienaturalnie prezentowały się też refleksy świetlne na obiektach ruchomych i statycznych. Ogólnie oprawa wizualna odstawała nieco do poziomu chociażby Gears of War, a przecież mowa o takim samym silniku graficznym – Unreal Engine 3.0. Bardzo dobre wrażenie zrobiła na mnie natomiast pompatyczna muzyka, napisana przez Michaela Giacchino, którego kompozycjami rozkoszowałem się grając w Mercenaries: Playground of Destruction i wcześniejsze odsłony cyklu MoH. Wielka szkoda, że nie pozwolono nam wypróbować opcji zabawy wieloosobowej i skonfrontować „trzystasześćdziesiątkowej” wersji gry z pozostałymi edycjami.

Zorganizowana przez Electronic Arts angielska impreza, związana z rychłą premierą Medal of Honor: Airborne, była jak najbardziej udana. Zaproszeni goście mogli poczuć się niczym prawdziwi amerykańscy żołnierze sprzed kilkudziesięciu lat – pomaszerować w kolumnie z piosenką Hey, hey Captain Jack na ustach, postrzelać z autentycznej broni, pojeździć historycznymi samochodami etc. Momentami było przerażająco (gdy z odległości pół metra sierżant wrzeszczał: „Wyłącz tę kamerę żołnierzu!”), a nieraz całkiem zabawnie (jednego z kolegów ściśnięto spadochronową uprzężą tak mocno, iż pękły mu spodnie). Gra stanowiła tylko dodatek do całości – wiele osób tak zmęczył całodzienny trening, że tylko rzuciły okiem na nowe FPS-owe dzieło EA i skierowały swoje kroki do bufetu z zimnymi napojami. Sam przetestuję Airborne dokładnie i wieloplatformowo w domowym lub redakcyjnym zaciszu, gdy nie będę czuł odcisków na stopach i bolącego po wypadnięciu plomby zęba. Spocznij!

Radosław „eLKaeR” Grabowski

Medal of Honor: Airborne

Medal of Honor: Airborne