Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 25 maja 2007, 11:19

autor: Marek Czajor

Miotaczem go czy mieczem świetlnym?. Gwiezdne Wojny w grach, cz. I

Mija 30 rocznica od światowej premiery Gwiezdnych Wojen. Dokładnie 25 maja 1977 roku światło dzienne ujrzało dzieło, które na zawsze zmieniło życie wielu milionów ludzi oraz... miało niebagatelny wpływ na rozwój gier komputerowych.

Miotaczem go czy mieczem świetlnym?

O tym, że Doom jest w FPS-ach pozycją kultową, przełomem, ikoną i w ogóle wszystkim tym najlepszym, co się mogło przydarzyć branży gier w ostatnich 15 latach, wie każdy gracz. Dwa lata po premierze premiery tytułu id Software fani Gwiezdnych Wojen doczekali się swojej własnej pierwszoosobowej strzelaniny. Zaczęła się nowa epoka, epoka Kyle Katarna.

Może jego popularność nie jest na miarę Lary Croft, ale Kyle Katarn nie może narzekać. Mamy już Katarnowe gry, komiksy, figurki, karcianki itd.

Dark Forces pojawił się na rynku w 1995 roku i w opinii rzesz „starwarsowych” fanów zmiażdżył swego doom-owego konkurenta. Czy tak rzeczywiście było? No cóż, Niewątpliwie nowy tytuł LucasArts wnosił sporo nowego do tworzącego się dopiero gatunku FPS-ów. Grafika jest podobna, no może ciut lepsza od tej z Dooma, levele są wielopoziomowe, a na dodatek można ruszać łepetyną w płaszczyźnie pionowej. Pozwala to na rażenie szturmowców, ukrywających się na galeryjkach gdzieś nad twoją głową. Ponadto niektóre z twoich giwer posiadają możliwość dwojakiego prowadzenia ognia. No i ta „starwarsowa” fabuła!

Jak już wspomniałem, wcielasz się w skórę i kości najemnika o nazwisku Kyle Katarn, walczącego po stronie Rebelii. Akcja gry rozgrywa się gdzieś w czasach pokazanych w Epizodzie IV, ale nie napalaj się zbytnio. Znanych ci z kina bohaterów tutaj nie spotkasz (no, jedynie Boba Fetta). Masz za to do wypełnienia 14 bardzo ciekawych misji, w trakcie których: wykradasz plany Gwiazdy Śmierci, infiltrujesz wrogie bazy, niszczysz statek Imperium, odkrywasz tajemnicę projektu Mrocznych Szturmowców (Dark Troopers) itd.

Pokaźna liczba dostępnych rodzajów broni (10 plus możliwość przełączania ognia) i wyposażenia, 20 odmian przeciwników, możliwość ruszania czachą i „starwarsowy klimat” rzeczywiście wskazują na duży potencjał Dark Forces , jednak gra nie ustrzegła się kilku wad. Szturmowcy Imperium zachowują się jak idioci: nie dość, że jak barany pakują się pod lufę, to na dodatek precyzją ognia nie odbiegają od swoich filmowych kolegów (czytaj: strzelają Panu Bogu w okno). Zapis stanu gry o zgrozo – odbywa się wyłącznie między etapami! Jeśli zginiesz pod koniec levelu, powtarzasz go od początku. Na dodatek nie postrzelasz sobie z kumplami w trybie multiplayer, bo go po prostu nie ma (a w takim o dwa lata starszym Doomie był).

Pikseloza w Dark Forces podobna, jak w Doomie, choć jak na VGA – jest nieźle. Na szczęście przed naciśnięciem spustu można rozpoznać, kto wróg, kto przyjaciel.

Powyższe braki, mimo iż absolutnie nie dyskredytują gry, sprawiają, że Dark Forces niezbyt się nadaje do tego, by uznać ją za przełom. Szacuneczek za to, że zapoczątkowała serię i jest pierwszym FPS-em w świecie Gwiezdnych Wojen, ale do uznania jej za pozycję kultową raczej daleko. Przełom owszem, nastąpił, ale dopiero po ukazaniu się drugiej części Dark Forces , czyli Star Wars: Jedi Knight (1997). Ta gra to prawdziwa potęga. Tym razem twój bohater (ponownie Kyle Katarn) nie jest już tylko walczącym u boku rebeliantów zwykłym zabijaką, ale również początkującym Jedi. Kilka lat po rozwaleniu drugiej Gwiazdy Śmierci postanawia rozwikłać zagadkę śmierci swego ojca, odnaleźć mityczną dolinę Jedi i pokonać siedmiu Mrocznych Rycerzy. Ma na to 21 etapów.

Gwiezdne Wojny w grach, cz. II
Gwiezdne Wojny w grach, cz. II

Oto druga część zebranej przez Fulko historii starwarsowych gier komputerowych. Polecamy przygotować zapas coli i orzeszków, bo jest co czytać.