Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 25 maja 2007, 11:19

autor: Marek Czajor

Gwiezdne Wojny w grach, cz. I (6)

Mija 30 rocznica od światowej premiery Gwiezdnych Wojen. Dokładnie 25 maja 1977 roku światło dzienne ujrzało dzieło, które na zawsze zmieniło życie wielu milionów ludzi oraz... miało niebagatelny wpływ na rozwój gier komputerowych.

Tyle o X-Wingu , który przetarł symulatorowy szlak. Rok po jego premierze na rynku pojawił się Star Wars: TIE Fighter . Fanatyczni piloci Rebelii mieli ciężki moralny orzech do zgryzienia, bo w TIE Fighterze musieli stanąć po drugiej stronie barykady i wysługiwać się takim kanaliom, jak Darth Vader, Imperator Palpatine czy admirał Thrawn. O ile jeszcze dawanie w kość piratom i nielegalnym handlarzom można było jakoś przeboleć, o tyle zabijanie tych, po których stronie do niedawna się walczyło, przychodziło ciężko. Ale bez przesady. Gra jest świetna i to jest ważne. TIE Fighter przejął ogólny schemat rozgrywki od swego doskonałego poprzednika jednocześnie ulepszając i rozbudowując go. Wszystkiego jest tu więcej: kampanii (siedem), statków do wyboru (sześć jednostek), broni (siedem odmian) itd. Ponadto są pewne nowinki, jak np. możliwość zaliczania bonusowych misji, zlecanych przez wysłannika Imperatora.

Podziwianie widoków z „kulki” myśliwca TIE bez bacznego rozglądania się na boki oznacza najczęściej jedno: BUM! i już cię nie ma...

Graficznie TIE Fighter stoi na wyższym poziomie (pomaga w tym choćby cieniowanie Gourauda) niż w X-Wingu , choć przełomu nie ma – to nadal jest VGA. Niezwykle fajnie wyglądają kuliste kabiny i kokpity myśliwców TIE, różne dla każdego modelu statku, choć spełniające te same funkcje. Dźwięk jest jeszcze lepszy niż w poprzedniku – oprócz genialnej muzyki i dźwięku w grze jest mnóstwo speechów: gadek, dialogów, komunikatów itd. O dziwo, TIE Fighter doczekał się tylko jednego oficjalnego dodatku – Defender of the Empire (1994). Szkoda. Sam add-on prezentuje się niezwykle ciekawie, oferując 22 świeżutkie misje (celem kampanii jest neutralizacja zdrajcy Imperium – admirała Zaarina), nowy zabójczą jednostkę (TIE Defender) i wrednego wroga do pokonania (tym razem, co ciekawe nie jest to ktoś z rebeliantów, a wrzód na własnym łonie – admirał Zaarin).

TIE Fighter , podobnie jak X-Wing , po upowszechnieniu się nośników CD-ROM doczekał się specjalnej, kompaktowej edycji pod tytułem Star Wars: TIE Fighter Collector's CD-ROM (1995). Wydanie to zawiera podstawową wersję gry plus dodatek Defender of the Empire , a jako bonus dołączona jest świeża kampania „Enemies of the Empire” (łącznie do oblatania ponad setka misji), obsługa SVGA (640x480), nowiutkie cut-scenki oraz, w co trudno uwierzyć, jeszcze więcej gadek. Jeśli nie boisz się ciemnej strony mocy, to pozycja ta koniecznie jest warta zdobycia i zagrania.

Gwiezdne Wojny w grach, cz. II
Gwiezdne Wojny w grach, cz. II

Oto druga część zebranej przez Fulko historii starwarsowych gier komputerowych. Polecamy przygotować zapas coli i orzeszków, bo jest co czytać.