autor: Marek Czajor
Gry pirackie, cz. 3 (4)
Gry pirackie na konsole kiełkowały w o wiele większych bólach, niż na komputerach domowych. Dopiero w II połowie lat osiemdziesiątych XX wieku drgnęło coś w tej materii i powoli acz nieśmiało zaczęły pojawiać się gry wideo o morskich rozbójnikach.
Pozycją niepodobną ani do opisywanych wcześniej zręcznościówek, ani nawet do wspomnianych wyżej Sid Meier’s Pirates! jest One Piece: Pirates' Carnival . Produkcja ta, świeżo wydana (wrzesień 2006) na PS2 i GCN należy bowiem do tzw. party games, czyli mówiąc po ludzku gier towarzyskich. Fabuła oparta jest na popularnym anime i opowiada o siódemce młodych miłośników przygód, rywalizujących z sobą w dążeniu do zdobycia legendarnego skarbu króla piratów – Gold Rogera. Mimo iż teoretycznie w zabawie może brać udział jedna osoba, rozgrywka nabiera rumieńców i sensu dopiero po zebraniu kompletu (maksymalnie czterech) żywych graczy.
Jak to w party games bywa, w One Piece: Pirates' Carnival rywalizujesz z innymi piratami w całej masie (ponad 30) mini-gierek, w trzech zróżnicowanych trybach. Zasady zabawy są proste: w trakcie rozgrywania danej konkurencji trzeba albo jak najszybciej wciskać określone przyciski, albo nacisnąć w danym momencie odpowiedni klawisz. Grafika jest dziecinna – taka, jak w kreskówkowym oryginale. Gra wydaje się być skazana na sukces, dlatego już teraz w produkcji (ale na Wii) jest kolejna pozycja z serii One Piece – One Piece: Unlimited Adventure .
Również niedawno, bo w połowie 2006 roku miała swoją premierę chodzona siekanina Pirates of the Caribbean: Dead Man’s Chest na NDS, GBA i PSP. Jako, że produkcja ta nawiązuje do kinowego hitu Piraci z Karaibów: Skrzynia Umarlaka, w każdym z dziesięciu etapów odnajdziesz lokacje znane z filmu. Wersje na poszczególne platformy różnią się między sobą grafiką oraz trybem multiplayer. Zdecydowanie najlepiej wygląda odsłona na PSP (pełen trójwymiar i wieloosobówka na cztery osoby), trochę gorzej na NDS (scrollowane pseudo 3D i możliwość pojedynku dwóch osób), a już całkiem prymitywnie na GBA (dwuwymiarówka, bez trybu multi). Paradoksalnie, najwięcej uznania zebrała najsłabsza wersja – na Advance’a, a teoretycznie najmocniejsze wydanie Portable’owe recenzenci zmieszali z błotem za chrupiącą animację i beznadziejne sterowanie.
Jeszcze świeższym towarem (sierpień-wrzesień 2006 r.), wydanym na duże konsole jest Pirates: Legend of the Black Buccaneer , przygodowa gra akcji z widokiem TPP. Jako młody marynarz Francis Blade zostajesz w wyniku sztormu rzucony na nieznaną ci wyspę, gdzie odnajdujesz magiczny amulet Voodoo i poznajesz tajemnicę ukrytego gdzieś skarbu piratów. Oczywiście, podejmujesz się odnaleźć skarb, a w osiągnięciu celu przydaje ci się amulet. Pozwala on bowiem na przemianę w Czarnego Korsarza, pod postacią którego dysponujesz nowymi, przydatnymi zdolnościami ruchowymi i umiejętnościami walki.
Gra jako żywo zrzyna pomysł przemiany bohatera w alter ego z Prince of Persia: Dwa Trony. Jednocześnie do pięt nie dorównuje produktowi UbiSoftu. Błędy w grafice (słaba animacja bohatera, nienajlepsza praca kamer) oraz niespecjalna grywalność (kłopoty z wyczuciem perspektywy, częste zejścia) sprawiają, że na grze się zdrowo powyżywali zarówno gracze, jak i recenzenci. Niestety, przygody Blade’a, wraz z dość podobnym Pirates of the Caribbean: The Legend of Jack Sparrow (o którym wspominałem przy okazji opisu wersji na PC) należą do produktów nieudanych – o dużym, jednak ostatecznie zmarnowanym potencjale.