Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 28 lutego 2007, 11:29

autor: Marek Czajor

Gry pirackie, cz. 2

Otrząsanie się rynku po wydaniu Pirates! trwało kilka lat, jednak kiedy Pirates! Gold okazał się jedynie podrasowanym graficznie, niczego nowego nie wnoszącym do zabawy remakiem jedynki, producenci ruszyli do boju.

Złoty wiek piractwa

Otrząsanie się rynku po wydaniu Pirates! trwało kilka lat, jednak kiedy Pirates! Gold okazał się jedynie podrasowanym graficznie, niczego nowego nie wnoszącym do zabawy remakiem jedynki, producenci ruszyli do boju. Machina piracka zaczęła się rozkręcać. Niestety, nowymi grami mogli się cieszyć prawie wyłącznie posiadacze PC, gdyż inne 8- i 16-bitowce zaczęły odchodzić do lamusa historii.

W 1994 roku światło dzienne ujrzał sequel Uncharted Waters z Koei. Uncharted Waters 2: New Horizons jest grą strategiczno-handlową z akcją umiejscowioną w XVI wieku, z sześcioma scenariuszami do wyboru (bohaterami niektórych są kaprowie) i walkami rozgrywanymi w systemie turowym. Mimo iż gra jest o wiele bardziej rozbudowana niż jej pierwsza część, nie zyskała zbyt dużej popularności wśród graczy. Na przeszkodzie stanęło sporo błędów i niedoróbek, z których nazwanie XVI-wiecznego Konstantynopola Istambułem jest i tak najmniejszym przestępstwem.

Kolejną, wartą wzmianki pozycją jest Sea Legends (1995), produkcja wykorzystująca i rozwijająca motywy znane z Pirates! Krążąc po XVII-wiecznych Karaibach możesz grać jako kapitan królewskiej floty, krążący między portami handlowiec lub bezlitosny pirat. Bitwy morskie polegają na ostrzale wrogiej armady (widok FPP!), a w trakcie abordażu na walce wręcz na pokładach okrętów (znany już pojedynek między kapitanami). Działania w portach sprowadzają się do odwiedzin: gubernatora, handlarzy (rozbudowane opcje kupieckie i wiele materiałów będących przedmiotem handlu), portowych knajp (hazard, plotki plus nowa załoga), a nawet kościoła (w celu dokonania zapisu gry). Grafika w Sea Legends zasługuje na uznanie, jest w 3D i wykorzystuje technologię voxel space znaną z takich gier, jak Commanche, WolfPack czy Armored Fist.

Mimo, iż Uncharted Waters 2: New Horizons nie spełniła oczekiwań graczy, nazwanie jej grą złą byłoby nadużyciem.

W nieco innych klimatach niż poprzednicy utrzymana jest gra Vikings: The Strategy of Ultimate Conquest (1996). Nie mam tu jednak na myśli samego mechanizmu rozgrywki lecz czasy, w jakich została osadzona – IX wiek! Tak, tak, nawet wtedy morza nie były wolne od niebezpieczeństwa ze strony piratów. Panami wód byli Wikingowie i to w ich herszta wcielasz się w tej zręcznościowo-strategicznej produkcji. Potyczki morskie mają charakter albo arcadówki (bijatyka w czasie abordażu), albo turówki (ostrzał okrętowy). W portach przeprowadzasz interesy podobne do tych z hitu Sida Meiera. Ciekawostka: narratorem w grze jest aktor Michael Dorn, znany z roli Worfa w Star Trek: Next Generation.

Rok 1997 przynosi kolejny tytuł korzystający z kanonu Pirates! Buccaneer . Pozycja ta jest debiutem na polu strategiczno-zręcznościowym firmy Divide by Zero, dotychczas znanej z przygodówek typu Innocent Until Caught czy Gene Machine. Fabularnie osadzony w XVII wieku, Buccaneer pozwala ci wybrać spośród sześciu zróżnicowanych pod względem założonych celów scenariuszy (np. wyrwanie z niewoli rodziny, odnalezienie zaginionego skarbu itd.). Zabawa tradycyjnie opiera się na schemacie „zdobądź łupy na morzu i spienięż je w mieście”. Na uwagę zasługuje przyjemna dla oka grafika 3D.

Dość słabo spisali się natomiast programiści z Hothouse Creations ze swoim Cutthroats: Terror on the High Seas (1999). Teoretycznie wszystko zapowiada się obiecująco: dowodząc piracką kompanią masz do dyspozycji całe XVII-wieczne Karaiby z ich wszystkimi zatokami, wyspami i 70 miastami. W kręgu twoich zainteresowań są nie tylko akweny wodne, ale i lądy. Dzięki temu oprócz morskiego zbójowania możesz urządzać wycieczki w głąb kontynentu, łupiąc np. bogu winnych tubylców. W grze występuje mocny wątek handlowy, a w portach tradycyjnie możesz prowadzić interesy z gubernatorami, ulepszać swoje okręty, rekrutować załogę itd. Niestety, podczas zabawy w Cutthroats: Terror on the High Seas wychodzą na jaw koszmarne błędy popełnione przez autorów, jak np. przenikanie się okrętów w czasie walki czy możliwość pływania statkami po lądzie! Dość powiedzieć, że w ciągu 10 miesięcy od daty premiery ukazało się aż siedem łatek do gry!

Słabe grafika i muzyka w Cutthroats: Terror on the High Seas są jeszcze do strawienia, możliwość żeglowania po lądzie – już nie!

Znacznie lepiej od poprzednika prezentują się Corsairs (znane też jako Corsairs: Conquest at Sea ), wydane także w 1999 roku. Jako angielski lub francuski korsarz przemierzasz cały świat (!), umacniając wpływy swego protektora i przy okazji zdobywając fortunę. Gra stawia zarówno na handel, jak i walkę. W odróżnieniu jednak od Pirates! w bitwach, rozgrywanych w czasie rzeczywistym może brać udział zarówno cała twoja flota, jak i wszyscy podlegli ci żołnierze (w sławnym protoplaście mogą walczyć tylko pojedyncze statki lub tylko ich kapitanowie). Jeśli zdobędziesz miasta, możesz je rozbudować przyczyniając się tym samym do ich rozwoju. Izometryczna grafika w Corsairs nie rzuca na kolana, ale jest w sumie schludna i estetyczna. Pozycja ta mimo, iż nie zdobyła wysokich not recenzenckich, jest łakomym kąskiem dla fanów. Na dodatek w Polsce została całkowicie zlokalizowana, a od 2003 roku można ją kupić za grosze w ramach serii „Tanie Granie” CD Projektu.

Wymieniłem kilka produkcji, z założenia podobnych do dzieła MicroProse. Są jeszcze inne tytuły, nie tak „pirackie” jak tych kilka pozycji wymienionych powyżej. W temacie zręcznościówek warto wymienić Claw (w Polsce wydaną w 1998 roku pod tytułem Kapitan Pazur ), niezwykle kolorową platformówkę, dedykowaną młodszym graczom. Wcielasz się w tytułowego kota-pirata, którego celem jest odnalezienie dziewięciu kawałków zaginionego amuletu oraz pokonanie psiego kapitana La Rauxe. Do przebycia masz 14 zróżnicowanych poziomów (pokłady okrętów, wioski, tropikalne lasy, jaskinie itd.) wypełnionych masą broni, bonusów i 40 rodzajami przeciwników. Gra tuż po wydaniu była tak trudna, że Monolith wydał patch ułatwiający zabawę dzieciom. Pełna wersja Kapitana Pazura dołączona jest do Cybermychy nr 6/03.

Koci pirat – kapitan Pazur nie boi się nikogo. Gra jest podobno przeznaczona dla dzieci, ale znam wielu zauroczonych nią dorosłych miłośników platformówek.

Pseudo-piracką zręcznościową przygodówką dla nieco starszych graczy jest czwarta odsłona cyklu Elder Scrolls – The Elder Scrolls Adventures: Redguard (1998).Dlaczego pseudo-piracką? Ano dlatego, że gry z serii Elder Scrolls prezentują raczej nurt fantastyczny, niż realistyczny. Dlatego też jako młody awanturnik Cyrus potykasz się nie tylko z ludźmi – lekkoduchami, złoczyńcami i piratami, ale również ze szkieletami, goblinami, zombiakami i innymi nierzeczywistymi monstrami. Przeciwnicy są na tyle groźni, że sztuka fechtunku jest pierwszą umiejętnością w grze, jaką musisz opanować do perfekcji. Oprócz walki biegasz, skaczesz, wspinasz się, pływasz itd. Od czasu do czasu trafiasz na zagadki, których rozwiązanie popycha fabułę do przodu. The Elder Scrolls Adventures: Redguard zyskał przyzwoite oceny w serwisach growych, niemniej wśród fanów nie zdobył adekwatnej do not popularności.

Kolejny tytuł to wydany w 1999 roku RedJack: The Revenge of the Brethren , łączący w sobie elementy tak akcji, jak i przygody, z przewagą jednak tej pierwszej. Bohaterem jest niejaki Nicolas Dove, który w 17 lat po zgonie kapitana RedJacka postanawia wyjaśnić okoliczności jego tajemniczej śmierci. RedJack to ongiś słynny pirat, który został zdradzony przez któregoś ze swoich ludzi. Ty musisz zidentyfikować, odnaleźć i zdemaskować zdrajcę. W czasie podróży zwiedzasz całe Karaiby, odwiedzasz porty, napotykasz różnej maści osobników (m.in. Czarnobrodego) i oczywiście walczysz. O ile jednak pojedynki wręcz są ciekawe i satysfakcjonujące, o tyle bitwy między okrętami zostały niedopracowane (niewygodne celowanie, niewidoczni przeciwnicy, zbyt wolna reakcja działa na czynności obsługi). Na uwagę zasługuje natomiast możliwość wyboru między widokami TPP i FPP.

Jeśli ktoś woli więcej myśleć niż walczyć, a przy okazji lubi strach, może uruchomić Alone in the Dark 2 (1994). Akurat ta część kultowego survival-horroru dotyczy wydarzeń w nawiedzonej przez XV-wiecznych piratów kryjówce znanego przemytnika – Jednookiego Jacka. Ty nazywasz się Edward Carnby i musisz odnaleźć w owej melinie odszukać oraz uratować porwane dziecko. Do ciebie również należy ujarzmienie wskrzeszonej dzięki Voodoo pirackiej hałastry. Gra, podobnie jak każda część tej serii, zebrała wiele pochwał i branżowych nagród, m.in. dla najlepszej gry przygodowej i najlepiej animowanej przygodówki.

Najistotniejszą cechą tytułowego bohatera gry RedJack: The Revenge of the Brethren jest to, że nie żyje od 17 lat.

„Wyspa Skarbów” Louisa Stevensona to klasyka pirackiej literatury przygodowej, dlatego trudno się dziwić, że na jej podstawie powstają filmy i gry. Właśnie obraz filmowy był podstawą do ukazania się w 1996 roku przygodówki Muppet Treasure Island , opowiadającej o próbach odnalezienia skarbu kapitana Flinta przez... muppety Jima Hensona. No cóż, zarówno film, jak i gra adresowane są do dzieci, co nie zmienia faktu, że to bardzo interesujące pozycje. Pecetowe wydanie zawiera dwie godziny sekwencji wideo i występują w nim aktorzy znani z wersji kinowej (m.in. Tim Curry jako John Silver).

Warto wspomnieć o jeszcze jednej przygodówce na PC – Search for the Golden Dolphin (1999). Akcja tej gry osadzona jest na Karaibach podczas wojny amerykańsko-francuskiej w 1799 roku. Amerykański okręt U.S.S. Golden Dolphin zostaje porwany przez piratów i twoją rolą jako porucznika Nathaniela Thorna jest odzyskanie rządowej własności. Zamustrowany na innej jednostce – U.S.S. Declaration – przemierzasz morza, rozmawiasz z różnymi NPC-ami i rozwiązujesz rozmaite zagadki, stopniowo odkrywając karty historii. Jednocześnie awansujesz w oficerskiej hierarchii, łącznie do stopnia admirała. Trójwymiarowa grafika z widokiem FPP stoi na wysokim poziomie i w ogóle Search for the Golden Dolphin sprawia niezłe wrażenie, niemniej gra nie jest zbyt znana szerszym rzeszom graczy.

Podsumowując lata 90-te XX wieku pod kątem gier pirackich wyraźnie widać poprawę w ilości i jakości wydawanych pozycji. Oczywiście, te najlepsze produkcje (Corsairs , Sea Legends , Buccaneer ) to odpowiednio spreparowane, podrasowane podróbki Pirates! . W moim odczuciu grywalnością nie przebijają dzieła Sida Meiera, ale są już gdzieś bardzo blisko niego. Na uwagę zasługują ponadto takie tytuły, jak Vikings: The Strategy of Ultimate Conquest (nietypowy okres, w jakim się rozgrywa), The Elder Scrolls Adventures: Redguard (uniwersum Elder Scrolls!) oraz oczywiście cała kupa gier zręcznościowych i przygodowych z łopoczącą piracką flagą w tle.

W obecnym, nowym tysiącleciu ukształtowały się pewne standardy, jeżeli chodzi o tytuły pirackie. Trendem stało się umieszczanie w grach trybu multiplayer, odeszła również do lamusa dwuwymiarowa grafika. Większość produkcji doczekało się oprawy multimedialnej, a same gry zwiększyły objętość i albo zajmują po kilka cedeków, albo ulokowały się na nowym nośniku – krążkach DVD. Oczywiście rzadko bo rzadko, ale zdarzają się wyjątki od powyższych reguł, o których również wspomnę.

Prawdziwą zardzewiałą „perełką” wśród zagubionych w pętli czasowej produkcji jest Return to Pirate’s Island 2 z Adventure International. To, że Scott Adams w 2000 roku zrobił sequela stareńkiej tekstówki Pirate Adventure (sprzed ponad 20 lat) nikogo specjalnie nie zdziwiło, natomiast wygląd gry... owszem. Szok! Czysty tekst plus trochę sampli – to wszystko! Tytuł ten to albo ponury żart programisty, albo propozycja dla ultra-hardcorowych miłośników morskich przygód. Jeśli jednak chcesz, wytęż swój umysł i wyobraź sobie, że pływasz po oceanie, odwiedzasz rozmaite miejsca, kolekcjonujesz skarby i potykasz się z piratami. Powodzenia.

Drugą, lekko „niecodzienną” dziś pozycją jest wydana – również w 2000 roku – przygodówka Alcachofa Island Treasure , wyprodukowana przez hiszpańską firmę Alcachofa Soft. Animujesz młodzieńca – Jima Guindersliftha – pragnącego zamustrować się na statek wypływający z Bristolu, by odnaleźć legendarny skarb piracki kapitana Frinka. Gra jest parodią „Wyspy Skarbów” Stevensona i zawiera wiele ciekawych zagadek, dowcipnych dialogów i jakby niedzisiejszą, dwuwymiarową, ręcznie malowaną grafikę.

Jeśli ktoś jest wielbicielem „Wyspy Skarbów” i nie odstrasza go oldschoolowa grafika, Alcachofa Island Treasure jest dla niego idealną pozycją.

Pozostając jeszcze w temacie gier przygodowych warto wspomnieć o dość oryginalnej serii AGON (Ancient Games of Nations), stworzonej przez Węgrów. Jej niezwykłość polega głównie na tym, że już dzisiaj wiadomo, z ilu odcinków ma się składać (czternastu), natomiast jak dotąd, producenci wymęczyli dopiero cztery. Akurat część trzecia – AGON Episodes 3: Pirates of Madagaskar (2004) – rozgrywa się w 1903 roku na Madagaskarze i opowiada o przygodach brytyjskiego naukowca i podróżnika – profesora Samuela Hunta. Cel jest jeden – odnaleźć ukryty skarb piratów. Do zbadania są: rybacka wioska, tropikalna dżungla, ciemne jaskinie i inne zakątki wyspy. Ładna grafika 3D z widokiem FPP i ciekawe, dość trudne zagadki to najkrótsza charakterystyka tej gry.

Zanim w 2004 roku pojawili się Sid Meier’s Pirates! , dwa lata wcześniej miała miejsce premiera gry z Ascaron Software – Port Royale . Pozycja ta jest mieszanką akcji rodem z Pirates! z ekonomią a la Patrician II. Wybierasz jedną z czterech nacji (Anglia, Francja, Hiszpania lub Holandia) i pod protektoratem którejś z Koron zajmujesz się handlem (20 towarów do wyboru) krążąc po Karaibach. Statki możesz łączyć w konwoje, dzięki czemu droga do odległych części akwenu jest bardziej bezpieczna. To oczywiście i tak nie chroni cię przed atakami piratów i okrętów konkurencji – czekają cię morskie bitwy na śmierć i życie, które toczysz w czasie rzeczywistym. Jeśli chcesz, możesz również parać się typowo niekupieckimi czynnościami: wykonywaniem misji zleconych przez gubernatorów, polowaniem na piratów, szukaniem skarbów itd. Port Royale to ciekawa propozycja, a jej wartość dodatkowo wzrasta dzięki faktowi dołączenia pełnej, spolszczonej wersji do pisma KŚ Gry nr 9/2004.

Jeśli podobał ci się Port Royale , możesz również sięgnąć po jego sequel. W Port Royale II (2004) zostajesz ponownie rzucony na XVII-wieczne wody Morza Karaibskiego i tak samo, jak poprzednio pływasz pod banderą jednego z czterech mocarstw. Do zaliczenia jest osiem przygotowanych przez autorów scenariuszy oraz dodatkowy tryb – nieskrępowana, wolna od sztucznie narzuconych celów rozgrywka. Jako, że Port Royale II to głównie gra ekonomiczna, twoim zadaniem jest zbicie majątku na handlu 19 towarami pomiędzy 60 dostępnymi na Karaibach miastami. Co więcej, oprócz transakcji kupna/sprzedaży, sam również możesz produkować własne towary. Oczywiście w trakcie żeglugi do odległych portów natrafiasz na wrogie, korsarskie lub pirackie jednostki. W czasie morskich bitew zawsze dowodzisz tylko jednym okrętem, a resztą floty operuje CPU. Jeśli utracisz jednostkę, to przesiadasz się na następną, potem znów na kolejną itd. Port Royale II zyskała pozytywne opinie wśród graczy i recenzentów, jednakże zebrała również sporo krytycznych głosów za zbyt mało zmian w stosunku do pierwszej części.

Grafika Port Royale II jest doskonała nie tylko jak na grę ekonomiczną.

Tytułem podobnym nieco wyglądem do Port Royale , ale odmiennym w założeniach jest Tropico 2: Pirate Cove (2003) czyli po polsku Tropiko 2: Zatoka Piratów . Jest to typowa gra strategiczno- ekonomiczna, w której mniej żeglujesz po akwenach, a więcej koncentrujesz się na zarządzaniu wyspą pełną piratów. Twoi poddanymi są właśnie morscy rozbójnicy, którym musisz zapewnić godziwe warunki życia (dach nad głową, jedzenie, picie, uciechy cielesne itd.). W zamian piracka kompania chętnie łupi przepływające opodal wyspy statki kupieckie, napada na sąsiednie lądy i dostarcza ci darmową siłę roboczą – niewolników. Tropiko 2: Zatoka Piratów podobnie, jak jej pierwsza część tryska humorem i w połączeniu z niezłym modelem ekonomicznym oferuje naprawdę ciekawą rozgrywkę.

Rok po drugiej części Tropiko na rynku pojawił się kolejny piracki tytuł – strategia ekonomiczna Anno 1503: Treasures, Monsters and Pirates . Nie jest to jednak pełnoprawna gra, a jedynie dodatek rozszerzający możliwości Anno 1503: The New World. Przed tobą 12 całkiem nowych misji, które nakładają na ciebie obowiązek poświęcenia większej niż dotychczas uwagi walce (jest nawet typowy scenariusz bitewny), choć nadal najważniejsza jest ekonomia. Do niepokojów przyczyniają się zarówno nieprzyjaźni tubylcy, jak i dziki świat zwierzęcy, no i oczywiście (zgodnie z tytułem) krwiożerczy piraci. A tak poza tym, po staremu kolonizujesz nowe obszary oraz poszerzasz strefy wpływów przy pomocy produkcji, handlu, dyplomacji i... wojny.

Ale wracając jeszcze do Ascaron Software – obyci już w morskiej tematyce programiści tej firmy wyprodukowali w 2003 roku grę o charakterze bardzo podobnym do przeboju Sida Meiera, a mianowicie Tortuga: Age of Piracy (w polskiej wersji przechrzczoną na Piraci Nowego Świata ). Pozycja ta, w odróżnieniu od Port Royale , większy nacisk kładzie na akcję i przygodę, a mniejszy na handel. Pływając po XVI- i XVII-wiecznych wodach Morza Karaibskiego do zaliczenia masz 16 scenariuszy (plus tryb wolnej kariery). Twoim głównym żywiołem jest walka, a więc podstawą staje się mocna flota (14 typów okrętów do wyboru) i liczna załoga. Chlebem powszednim są ataki na obce konwoje, polowanie na piratów, eskortowanie sojuszniczych jednostek, atakowanie miast itp. Od czasu do czasu wpływasz do jednego z 60 portów, by załatwić najpotrzebniejsze rzeczy: odwiedzić gubernatora, napić się z kumplami w tawernie, naprawić statki w stoczni, sprzedać zdobyczne towary, nabyć prowiant dla załogi, a także dokonać podziału łupów.

Piraci Nowego Świata to gra bardzo podobna do Pirates! i równie jak ona miodna. Nic dziwnego, że na ukończeniu jest już jej sequel.

Mnóstwo akcji i pozytywnych pirackich wibracji odnajdziesz również w Sinbad: Legend of the Seven Seas (2003).Oczywiście, poza osobą głównego bohatera i zręcznościowym podejściem do zabawy produkcja ta nie ma nic wspólnego z Sinbadami wydawanymi w latach 80-tych. Jest to chodzona nawalanka, oparta na animowanym filmie ze studia DreamWorks pod tym samym tytułem. W skórze tytułowego awanturnika przemierzasz pięć światów, by odnaleźć i uratować swego przyjaciela oraz odszukać legendarną „księgę pokoju”. Na twojej drodze stoją bandy łotrzyków, piratów, morskich kreatur, szkieletów i wielkogabarytowych bossów. Jak na chodzoną bijatykę przystało, twoja postać jest doskonale wygimnastykowana i znakomicie walczy, dysponując całym szeregiem ruchów, ciosów i kombosów. Na pochwałę zasługuje również oprawa graficzna z mnóstwem efektów świetlnych, natomiast na naganę – długość (a w zasadzie krótkość) gry.

Niedawno miała miejsce premiera innej, zrobionej na podstawie filmu siekaniny. Chodzi o Pirates of the Caribbean: The Legend of Jack Sparrow (2006). W odróżnieniu od Pirates of the Caribbean z Akelli (o którym to tytule jeszcze wspomnę) gra programistów z 7 Studios jest czystej wody arkadówką i w ogóle nie przypomina symulatorów pirackich spod znaku Pirates! . Sterując jedną z trzech postaci (w tym tytułowym Sparrowem) bierzesz udział w szeregu misji, w trakcie których oprócz wyrąbywania sobie drogi wśród wrogów odnajdujesz kawałki mapy skarbu, zbierasz ulepszenia broni i od czasu do czasu pogrywasz sobie w mini-gierki. Niestety, liniowy scenariusz, marny wachlarz ciosów i nienajlepsza grafika sprawiają, że produkcja ta zebrała spore cięgi na wszystkich portalach i wszystkich kontynentach, również w Polsce.

Ale cofnijmy się jeszcze o dwa lata wstecz do roku 2004 i popatrzmy na bardzo nietypową grę przygodowo-logiczną – Pirates of Treasure Island . Fabuła jest klasyczna: jako kapitan Gingerbeard żeglujesz po morzach i oceanach w poszukiwaniu legendarnej wyspy skarbów. W trakcie przygody potykasz się z nieprzyjacielskimi okrętami, atakujesz forty, eksplorujesz napotykane wyspy, uprawiasz hazard w portach itd. Niby wszystko na razie wygląda fajnie, typowo wręcz, ale... skuteczność twoich działań zależy od tego, jak ułożysz specjalną, tetrisopodobną układankę! Układanka zawiera cztery rodzaje klocków, które należy tak grupować, by zetknęły się z sobą minimum trzy tego samego typu. Każde prawidłowe dopasowanie skutkuje udaną akcją np. trafną salwą lub celnym pchnięciem. Trudno powiedzieć, czy Pirates of Treasure Island jest bardziej pozycją przygodową czy logiczną, ale z pewnością jest grą oryginalną.

Ułóż po lewej stronie odpowiednią kombinację klocków, a pirat po prawej zmiecie salwą okręt przeciwnika. Jakby na to nie patrzeć, Pirates of Treasure Island to nietypowa gra piracka, dla wybranych.

Podobną do omówionej wyżej pozycji jest Bounty , gra logiczna ze stajni Total Eclipse. Wcielasz się w młodą piratkę Mirabelle, która wędrując przez ponad 140 etapów (!) musi odnaleźć i wskazać na planszy wszystkie pary takich samych rysuneczków. Jeśli masz w sobie na tyle cierpliwości i samozaparcia, że uda ci się zaliczyć wszystkie levele, dostaniesz w nagrodę skarb kapitana Black Jacka, dwa dodatkowe tryby zabawy do wyboru oraz 86-stronicowy komiks o perypetiach seksownej Mirabelle. Cóż, Bounty nie zrobiła oszałamiającej kariery (można ją obecnie ściągnąć z sieci za skromną opłatą), ale jak ktoś lubi komiksy...

Od początku 2000 roku na rynku co rusz pojawiają się kolejne tytuły pirackie. Nie przypominają swoich protoplastów sprzed 10, 20 i więcej lat – są obszerniejsze i bogatsze technicznie, choć niekoniecznie ciekawsze. Obok hitów robionych w klasycznym stylu (Piraci Nowego Świata, Sid Meier’s Pirates!, Port Royalle )pojawiają się też mniej klasyczne, „lżejsze” gatunkowo pozycje (Tropiko , Alcachofa Island Treasure , Pirates of Treasure Island ). Nie bez znaczenia jest również spory udział dynamicznych, trójwymiarowych zręcznościówek (Pirates of the Caribbean: The Legend of Jack Sparrow , Sinbad: Legend of the Seven Seas ), będących odzwierciedleniem możliwości technicznych sprzętu obecnych czasów. No i są jeszcze gry MMO, o których jak dotąd nie wspomniałem. Ale o nich napiszę osobno.

Od chwili premiery Pirates! w 1987 roku, wiele firm zmagało się z legendą gry Sida Meiera, wypuszczając mniej lub bardziej udane podróbki. Niewiele jednak produkcji gracze ocenili jako równie dobre, a już tylko jednostkom przypadło w udziale miano gier lepszych. Opierając się na bardzo dobrych recenzjach, śledząc forumowe dyskusje graczy oraz obserwując bardzo dobre wyniki sprzedaży można wysnuć wniosek, że tytułem, który dorównał czy nawet zdetronizował Pirates! , są wydani w 2000 roku Sea Dogs . I kto tego dokonał? Rosjanie!

Pierwotnie firma Akella planowała zrobić tradycyjny, przepełniony magią cRPG, osadzony jedynie w morskich klimatach. Jednakże już w trakcie produkcji koncepcja uległa zmianie i gra przyjęła kształt pirackiego symulatora. Pozostałości po starym pomyśle można odnaleźć bez problemu – na przykład w braku umiejscowienia akcji w historyczno-geograficznych realiach. Oczywiście, teoretycznie pływasz po XVII-wiecznych wodach Morza Karaibskiego i masz kontakt z państwami biorącymi udział w podboju Nowego Świata, jednak próby odnalezienia któregoś z umieszczonych w grze lądów na jakiejkolwiek prawdziwej mapie świata kończą się fiaskiem.

Mapa w Sea Dogs jest estetyczna i przejrzysta, niemniej zaznaczone na niej wyspy istnieją tylko w wyobraźni twórców.

Sea Dogs imponują rozbudowanym wątkiem fabularno-przygodowym. Wcielasz się w postać Nicolasa Sharpa, syna słynnego ongiś pirata – Malcolma Sharpa. Niestety, niewiele wiesz o swoim ojcu i aby to zmienić, decydujesz się na podobny do jego, awanturniczy żywot. Z listem kaperskim któregoś z mocarstw (Hiszpania, Anglia albo Francja) lub na własny rachunek przemierzasz morskie bezmiary, eksplorujesz lądy, odwiedzasz miasta, rozmawiasz z ponad setką postaci niezależnych i toczysz mnóstwo bitew odkrywając stopniowo rodzinną historię. Koniec przygody jest zróżnicowany i zależy od nacji, po której stronie stałeś.

Ale sama fabuła nie jest wyłącznie tym, co przyciąga graczy do Sea Dogs . Drugim, równie ważnym wabikiem jest nieograniczona wręcz swoboda poczynań. Możesz robić to, co chcesz, gdzie chcesz i jak chcesz. Jeśli masz ochotę, przyjmujesz konkretne zlecenia od gubernatorów albo kupców, a jeśli nie masz ochoty, to np. łupisz okręty na własną rękę, szukasz skarbu Malcolma Sharpa albo też decydujesz się na ożenek lub coś równie głupiego. Każde twoje działanie przekłada się na punkty doświadczenia i rozwijanie własnych umiejętności (żeglugi, szermierki, zdolności naprawy uszkodzeń czy szybkości przeładowywania dział). Oczywiście im jesteś większym rutyniarzem, tym lepsze okręty i liczniejszą flotę możesz posiadać.

Sea Dogs są praktycznie pod każdym względem bardziej rozbudowani niż Pirates! Ponad typowe, spotykane już niemal w każdej grze elementy (walka dystansowa, abordaże, wizyty w portowych tawernach, naprawy w stoczniach, handel u kupców, herbatka u gubernatora itd.) zatrudniasz dodatkowo oficerów, bosmanów, medyków, kanonierów i stolarzy, a przy ostrzale stosujesz różne rodzaje amunicji w zależności, jaką krzywdę chcesz wyrządzić przeciwnikowi. Ponadto podczas wizyt w miastach możesz pogadać niemal z każdą napotkaną postacią.

Oprawa graficzna gry jest trójwymiarowa i może się wciąż podobać. Bohatera widzisz z perspektywy trzeciej osoby, choć niekiedy masz do dyspozycji tryb pierwszoosobowy (np. podczas celowania z działa). Bardzo ładnie odwzorowane jest morze z efektami półprzezroczystości i falującą wodą, realistycznie wyglądają zmienne warunki pogodowe (mgła, deszcz, błyskawice), zapierają dech w piersiach bitwy, cieszy zaimplementowanie cyklu dnia/nocy itp. Sea Dogs otrzymali bardzo wysokie oceny w renomowanych serwisach i szkoda, że w Polsce wydani zostali (pod tytułem Sea Dogs: Piraci ) aż z dwuletnim opóźnieniem (tyle choć, że w rodzimej wersji językowej). Jakiś czas temu można było jeszcze ich nabyć za grosze w ramach serii „Nowa Extra Klasyka” CD Projektu.

Rychtować działa! Cel! Pal!!! Używane w Sea Dogs bomby zapalające idealnie nadają się do posyłania na dno przeciwnika.

Duża popularność Sea Dogs sprawiła, że Akella dość szybko podjęła decyzję o kontynuowaniu tego tematu. Rozpoczęto prace nad sequelem, ale kiedy w 2003 roku nowa gra była już w zaawansowanym stadium wykonania, nagle roboty wstrzymano. Dlaczego? Ano dlatego, że w kinach święcił właśnie tryumfy film Pirates of the Caribbean: The Curse of the Black Pearl (nominowany do Oscara w pięciu kategoriach) i u rosyjskich programistów złożył wizytę zachodni wydawca – mocą jego pieniędzy prawie ukończone Sea Dogs II zostały przefasonowane na Pirates of the Caribbean .

Nowa gra jest jeszcze kompletniejsza, bardziej rozbudowana i lepiej dopracowana technicznie niż Sea Dogs . Najbardziej nietrafionym aspektem Pirates of the Caribbean jest natomiast to, co paradoksalnie powinno być ich motorem napędowym, a mianowicie nawiązująca do filmowego przeboju fabuła. Niestety, historia opierająca się na wzajemnym odbijaniu sobie wysp przez Francuzów i Anglików nie jest tak wciągająca jak poprzednia opowieść o przygodach Nicolasa Sharpa. Wiele wątków jest niezrozumiałych, a na dodatek sam bohater nie jest podobny do żadnej z filmowych postaci. Ale nie marudźmy – w większości elementów gra przypomina mocno rozbudowane Sea Dogs i choćby z tego względu zasługuje na to, by ją poznać. Możesz to uczynić zresztą za całkiem przyzwoite pieniądze, bowiem Pirates of the Caribbean można kupić (pod polskim tytułem Piraci z Karaibów ) za niecałe 20 zł w serii „Nowa Extra Klasyka”.

Trochę odmiennym od poprzedników pod względem założeń, wyprodukowanym przez Akellę tytułem jest Privateer’s Bounty: Age of Sail II (2002). Pozycja ta nie jest zaliczana do „symulatorów pirackiego żywota”, lecz jest rasową strategią, w której odgrywane są najsłynniejsze bitwy morskie XVIII i XIX wieku. Wcielając się w dowódcę sił amerykańskich, brytyjskich, francuskich lub pirackich bierzesz udział w trzech kampaniach lub szeregu pojedynczych, historycznych lub fikcyjnych misji. Gra jest wersją rozwojową wydanego rok wcześniej przez Akellę Age of Sail II i pracuje na tym samym, lekko podrasowanym silniku (STORM).

Podobieństwo Privateer’s Bounty: Age of Sail II do Age of Sail II jest tak duże, że nieformalnie tytuł ten określany jest jako Age of Sail 2.5.

W stosunku do pierwowzoru Privateer’s Bounty: Age of Sail II został wzbogacony o interesującą nas kampanię dla piratów oraz możliwość wykonywania misji i toczenia bitew na najniższym z możliwych poziomów – pojedynczego okrętu. Doszły też nowe, niezwykle oryginalne jednostki (np. prototyp łodzi podwodnej czy balon na gorące powietrze). W zależności od zadania, możesz wziąć udział w ataku na obce konwoje, przemycać kontrabandę, wymykać się łowcom piratów, przełamywać blokady itd. Gra zawiera również tryb multiplayer, w którym może wziąć udział do 16 osób. Niestety, Privateer’s Bounty: Age of Sail II nie został wydany w Polsce.

To nie koniec przygody Akelli z morskimi przygodami. Dobre wyniki sprzedaży Sea Dogs i Pirates of the Caribbean (wraz z Age Sail II sprzedano ich łącznie ponad 1,5 mln kopii) sprawiły, że następna część sagi była tylko kwestią czasu. I rzeczywiście, w 2005 roku światło dzienne ujrzał Age of Pirates: Caribbean Tales . Znowu gra wygląda jak bliski krewniak Sea Dogs i ponownie członu „morskie psy” zabrakło w tytule. Ale to wciąż te same, karaibskie klimaty.

Do wyboru masz dwójkę bohaterów – przystojnego młodziana lub rudowłosą ślicznotkę. Wybór jest raczej kwestią osobistych upodobań, bowiem nie determinuje żadnych poważniejszych konsekwencji. Niestety, w Age of Pirates: Caribbean Tales podobnie, jak u poprzednika brakuje jakiejś głębszej fabuły. Niestety z niejasnych powodów gra została znacząco poprzycinana względem poprzedniczki i zebrała zasłużone baty.

Oprawa Age of Pirates: opowieści z Karaibów zasługuje na uznanie, ale brak głębszej fabuły powoduje, że gra szybko się nudzi.

Kolejnym pirackim tytułem Akelli jest, a właściwie będzie (planowana premiera II kw. 2007) Age of Pirates: Captain Blood . Pozycja ta, oparta na wykreowanych przez pióro Rafaela Sabatiniego przygodach kapitana Petera Blooda, będzie typową grą akcji. Dowodząc żaglowcem „Arabella” weźmiesz udział w wielu morskich bitwach, w których wiele razy przeciwnik dysponował będzie liczebną przewagą. Będziesz mógł osobiście ładować działa lub zlecić tę czynność podwładnym, a samemu skoncentrować na manewrowaniu jednostką. Autorzy zapowiadają dołożenie starań, tak aby model uszkodzeń statków był jak najbardziej realistyczny. Przed tobą również szereg wypraw lądowych, w których drogę torował będziesz sobie nożem, szablą i muszkietem. Niejeden wrogi żołnierz, pirat i inny awanturnik zechce wysłać cię na tamten świat, dlatego w niektórych momentach nieoceniona będzie pomoc twoich towarzyszy podróży. Age of Pirates: Captain Blood już na obecnym etapie prac wyróżnia doskonała, kolorowa, ostra jak żyleta grafika.

Bardzo podobnym do opisanej wyżej pozycji jest jeszcze jeden projekt Akelli – Swashbucklers: Blue & Grey . Akcja przeniesie cię w czasy amerykańskiej wojny secesyjnej i umieści w skórze niejakiego Abrahama Gray’a. Możesz zostać kapitanem Unii albo Konfederatów lub też zrezygnować z jakiejkolwiek służby i zostać najemnikiem dbającym wyłącznie o własne interesy. Scenariusz toczyć się ma jedną z kilku ścieżek i kształtować w zależności od twoich poczynań i strony konfliktu, po której się opowiesz.

W Swashbucklers: Blue & Grey podobnie, jak w Age of Pirates: Captain Blood , czekają cię zarówno misje wodne, jak i lądowe. W pierwszym przypadku patrolował będziesz wody płd-wsch wybrzeża Stanów Zjednoczonych oraz Karaibów tocząc bitwy z wrogimi okrętami. Wraz z postępami w grze i nabieraniem doświadczenia zaopatrzysz swój żaglowiec w nowe, lepsze działa, a także wynalazki nowej generacji (karabiny maszynowe, rakiety prochowe). W misjach lądowych najczęściej będziesz zmuszany do otwartej batalii przeciwko dziesiątkom przeciwników, jednakże w kilku przypadkach gra zamieni się w skradankę, a wtedy... Szaaa! Swashbucklers: Blue & Grey pojawi się w sklepach na wiosnę 2007 roku.

Age of Pirates: Captain Blood być może będzie kolejną mało oryginalną zręcznościówką, ale graficznie juz dziś wygląda bombowo.

Firma MicroProse z Sidem Meierem w swoich szeregach uznawana jest za prawdziwego ojca „pirackich symulatorów” – tego stwierdzenia nikt nie neguje. Ale w dzisiejszych czasach to Akelli należą się brawa za dalszą popularyzację, rozwinięcie i rozpropagowanie pirackiej tematyki oraz umieszczenie jej na nowym, wyższym poziomie. Mimo iż jeden z ostatnich tytułów Rosjan – Age of Pirates: Caribbean Tales nie zdobył tak szerokiego uznania jak pionierski Sea Dogs , to prace nad kolejnymi tytułami trwają. Wnioski z tego nasuwają same, czyli po pierwsze: zaufanie graczy do Akelli nie zmalało, a po drugie: jest to interes opłacalny. Cóż, czekamy na kolejną rewolucję.

Ciąg dalszy nastapi...

Marek „Fulko” Czajor

Gry pirackie, cz. 3
Gry pirackie, cz. 3

Gry pirackie na konsole kiełkowały w o wiele większych bólach, niż na komputerach domowych. Dopiero w II połowie lat osiemdziesiątych XX wieku drgnęło coś w tej materii i powoli acz nieśmiało zaczęły pojawiać się gry wideo o morskich rozbójnikach.

Gry pirackie, cz. 1
Gry pirackie, cz. 1

Dzieci uwielbiają zabawę w piratów. Niewiele trzeba do szczęścia: opaska na oko, chustka na głowę, zakrzywiony patyk (znaczy się: szabla) w dłoń i dalej łupić wrogie statki, porywać nadobne arystokratki i odkrywać schowane skarby!