Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 9 stycznia 2007, 11:30

autor: Patryk Rojewski

Wszyscy jesteśmy Puchatkami

Jestem graczem, byłem i będę graczem. Wy też jesteście graczami. Niewątpliwie łączy nas wspólna pasja, którą z taką radością podzielamy i w której z przyjemnością trwamy. Grałem w wiele gier w swoim życiu. Wy niewątpliwie również.

Jestem graczem, byłem i będę graczem. Wy też jesteście graczami. Niewątpliwie łączy nas wspólna pasja, którą z taką radością podzielamy i w której z przyjemnością trwamy. Grałem w wiele gier w swoim życiu. Wy niewątpliwie również. Gatunków było dużo, zarwanych nocek cała armia, awantur z tym związanych jeszcze więcej. Jednak zadajmy sobie jedno zasadnicze pytanie. Ile tak naprawdę było gier, których nigdy nie zapomnimy? Dla których warto było się całkowicie wyalienować, poświęcić, odpłynąć? W ilu przypadkach marzyliśmy, by dzień w szkole, na studiach czy w pracy wreszcie się skończył – byśmy po przyjściu do domu mogli oddać się naszej pasji? W ilu grach dochodziło z naszej strony do silnej identyfikacji ze sterowanym bohaterem? Ile gier zmusiło nas do intensywnej refleksji owocującej sentymentalną łzą? Zastanowieniem, kontemplacją, podziwem czy obawą? Klimat, atmosfera, smak... jaka jest recepta na niezapomnianą grę? Poniżej postaram się przeprowadzić małe poszukiwania klucza otwierającego bramy multimedialnego smaku.

Egzystujemy w czasach superszybkiej modernizacji i komputeryzacji każdego aspektu naszego życia. Firmy na całym świecie starają się nadążyć za stale rosnącymi wymaganiami konsumentów. Kupujemy najlepszy komputer, który za pół roku okazuje się antykiem. Potężne karty graficzne umożliwiają nam zwiedzanie przepięknie zaprogramowanych krain. Cudowna kolorystyka, cała masa świecidełek, bajerów, shaderów i tym podobnych. Coraz częściej dochodzi do niepohamowanego przerostu formy nad treścią. W pogoni za pięknem opakowania gubi się głębię i treść. Wiele współczesnych gier cierpi na chorobę horror vacui, czyli na lęk przed nie zapełnioną przestrzenią, niewystarczającą liczbą szczegółów, detali w architekturze lub obrazie. Wracamy zatem do baroku...

Gdy byłem mały, kapitał na produkcję gier oraz dostępne wtedy technologie w porównaniu z czasami teraźniejszymi były po prostu śmieszne. Wtedy braki w szacie audio-wizualnej rekompensowane były ciekawą, przemyślaną, intrygującą fabułą, której błyskotliwość mogła wcisnąć w fotel niczym dobra książka. W poprawnej polszczyźnie termin „klimat” dotyczy wyłącznie spraw związanych z geografią. Najlepsze książki, filmy czy gry wprowadzają określenie klimatu w rozumieniu specyficznej, odczuwalnej atmosfery – współcześnie żartobliwie określanej mianem miodku. Wszyscy zatem jesteśmy Puchatkami. Oczekujemy od gier ulubionego pożywienia Kubusia, małego-co-nieco. Problem w tym, że coraz częściej zalewani jesteśmy miodkiem z soji. Imitacją prawdziwych oczekiwań. Przereklamowane superprodukcje, wieki oczekiwane kontynuacje megahitów w efekcie okazują się pustymi błyskotkami, przyprawiającymi swoich odbiorców o mdłości i rozgoryczenie. Kocham gry i dlatego finanse poświęcam na coraz to lepszy ich odbiór. Nie myślcie zatem, że piszę tak ponieważ mam słaby komputer i chodzą mi tylko starocie, bo tak nie jest. Mnie jako studentowi socjologii, możliwość odpalenia każdej gry dostarcza bezcennego materiału badawczego na temat zjawisk w nich panujących. Pisałem o tym bliżej w poprzedniej swojej pracy na temat gier on-line.

Czym jednak byłoby własne zdanie bez przykładów? Na podstawie krótkiej selekcji obrazkowej przygotowałem w tym celu niewielki zestaw gier kultowych – na których kultowość grafika miała najmniejszy wpływ. Jest to oczywiście ultrasubiektywna ocena, albowiem każdy ma swój gust który nie powinien podlegać dyskusji. De dustibus non est disputandum, w końcu. Grywalność ponad wszystko. Ech, to były czasy...

Fallout 1 i 2 – bogowie klimatu, specyficznej atmosfery i wyszukanego smaku. Każdy chyba, kto miał z nimi styczność, odczuł magię płynącą z rozgrywki. Rdza, piasek, nuklearny świt i nasz bohater z wysłużoną strzelbą przemierzający pustkowia bezlitośnie palone słońcem. Niezapomniane turowe potyczki, intrygujące questy, defetystyczna wizja przyszłości.