autor: Smuggler
Piractwo w Polsce część 2 - Grzebanie w mętnej wodzie
Zgodnie z wcześniejszymi obietnicami, autor artykułu „Piractwo - to samo, a inne ... czyli podróż sentymentalna w głąb czasu i wspomnień”, powrócił do tematu i tym razem zajął się czasami współczesnymi, tzn. piractwem w jego obecnej formie.
Disclamier: zawarte tu poglądy są tylko i wyłącznie PRYWATNYMI spekulacjami autora i nie są oficjalnym stanowiskiem autora w żadnej z omawianych spraw. Za to autor obiecuje, że nie będzie nadmiernie „najeżdżał” na piratów, (gdy nie będzie to bezwzględnie konieczne); nie będzie udawał świętego bez skazy i zmazy; tudzież nie porówna sprzedawania/kupna pirackiej wersji gry do kradzieży samochodu. Postara się też nie przynudzać... w miarę możliwości. |
Jeśli pamiętacie jeszcze mój tekst o piractwie w Polsce za czasów schyłkowej komuny („Sentymentalna podróż w czasie”), to wiecie, iż obiecałem wówczas powrócić do tematu - i do współczesności, tzn. współczesnego piractwa.
Zatem - słowo się rzekło, kobyłka u płota... a koń jaki jest, każden widzi! (*)
... A każden widzi, że piractwo ci u nas kwitnie i nie ma zamiaru mieć się gorzej, mimo szumnie deklarowanej przez władze walki z tą patologią. Widać jednak ogromny rozziew pomiędzy oficjalnymi deklaracjami i praktyczną realizacją planów; pomiędzy ustalonym prawem i jego egzekwowaniem. Władza ma (widać) inne problemy na głowie niż walkę z czymś, co formalnie nie czyni nikomu WYMIERNYCH FIZYCZNYCH szkód (a zdaje się, że tylko takie się dla niej liczą?). Władza nie przejmuje się słabymi piskami okradanych dystrybutorów i twórców, którzy nie mają lobbystów w Sejmie, nie robią masowych manifestacji na Wiejskiej. Ba, nie potrafią nawet zablokować choćby jednej przecznicy w Warszawie. A wysypanie „importowych” z Rosji CDków na tory też raczej nie wchodzi w rachubę... Więc i TV nie jest zainteresowana nagłaśnianiem tych protestów. Zaś czego nie ma w TV, o czym nie słychać na forum w Sejmie, o czym nie krzyczą ludzie na ulicach - tego nie ma w ogóle. Zdaniem władzy. Pozostają tylko rozmaici Don Kiszoci - kupujący oryginały, czy wygłaszający podobne moim jeremiady. A i tych - cholera - coś mało. Więcej niż kiedyś ale ciągle przerażająco mało.
Więc jak to jest z tym współczesnym piractwem?
Współczesnych piratów, AD 2001 można bez problemu podzielić na dwie zdecydowanie różne kategorie: leszczy i rekinów. Między nimi nie ma praktycznie nic pośredniego. (Bo trochę większe leszcze to nadal jednak leszcze).
Kim są leszcze?
Leszcze to ci wszyscy, co to kupują nagrywarkę po to, by na tym jeszcze zarobić. Leszcze to także ci, którzy handlują cudzymi CDkami na giełdach. (Nieco większe leszcze to ci, co dostarczają im CD do sprzedaży). Dwie pierwsze odmiany leszcza to po prostu (najczęściej) małolaty, dla których piractwo jest w miarę przyzwoitym źródłem - na małolacką skalę - chwilowych dochodów. To właśnie ich goni i łapie policja, z triumfem pokazująca w TV filmy video z akcji na giełdach. Z lubością eksponuje się wówczas parę setek skonfiskowanych CD. Wystarczy jeszcze przemnożyć te dwie-trzy setki przez powiedzmy 100 czy 150 zł (a najlepiej przez np. 500 albo i 5000 zł, bo i tyle kosztują niektóre oryginalne wersje programów, które ci panowie mają w swej ofercie), by zaszokować społeczeństwo wieścią o niesamowitym sukcesie policji. To, że większość złapanych wykpiwa się umorzeniem sprawy czy śmiesznie niskim wyrokiem w zawieszeniu (+ konfiskata CD), a jakiś czas później ponownie pojawia się na giełdzie, by odbić sobie straty, nie jest już tak nośne medialnie, więc... o tym się już nie mówi. (W zeszłym roku skazano za uprawianie piractwa nieco ponad 10 osób... w całej Polsce! Trzeba coś jeszcze mówić? Wystarczy popatrzyć ilu handlarzy jest na jednej jedynej giełdzie w średniej wielkości mieście). A takich giełd są dziesiątki, jeśli nie setki. A ci handlarze to tylko wierzchołek góry lodowej i drobnica...