Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 5 grudnia 2005, 19:00

autor: Patrycja Rodzińska

Swój prezent wybierz sobie sam

Przy odrobinie wyobraźni, dysponując chwilą czasu na przeglądanie Internetu, naprawdę nietrudno wyjść poza utarty schemat obdarowywania – bombonierkami, książkami i skarpetkami. Czasem jedynie Mikołaj musi mieć portfel wielkości worka. A czasem wcale nie.

W ferworze codziennych spraw i pierwszych przedświątecznych przygotowań prawie zapomniałabym o może troszkę irracjonalnej, ale uroczej czynności – skrobnięciu kilku słów do Świętego Mikołaja. Pozwoliłam sobie przygotować króciutką listę zawierającą pewne sugestie, na co w tym sezonie Mikołaj powinien zwrócić uwagę kompletując worek z prezentami. A może i Wy, czytelnicy, znajdziecie jakiś drobiazg, o który chcielibyście poprosić Najhojniejszego ze Świętych?

Macie czas do północy – potem jesteście skazani już tylko na Aniołka. A jeśli nawet Święty Mikołaj – miejmy na uwadze, że to człowiek starszy, który może sobie coś pomylić bądź zapomnieć – nie przyniesie naj-naj prezentu, to wierzcie mi, po napisaniu takiego listu ubędzie Wam na chwilę kilka, jeśli nie kilkanaście lat. :-)

Małe przedmioty oprócz tego, że zajmują niewiele miejsca, mają jeszcze jedną, niestety nieznośną właściwość – łatwo zawieruszają się. Pal sześć, gdy gubimy długopis czy szminkę (no, chyba że Christiana Diora). Gorzej, gdy w czeluściach torebek, kieszeń i biurek przepadają elektroniczne maleństwa jak na przykład pen drive’y, a z nimi zapisane na nich dane.

Co ciekawe, cechy „łatwogubności” nie wykazują za to zegarki na rękę. Ktoś wpadł na pomysł, aby skompilować te dwa urządzenia. A jak sobie z tym poradził?

Nośnik o pojemności 128 MB umieszczono wewnątrz zegarka i dzięki temu stał się całkowicie niewidoczny. Przewód USB zgrabnie wkomponowano w pasek zegarka i na pierwszy rzut oka nie trudno pomylić go z nowoczesnym elementem designu.

Zegarko-pendrive w standardzie USB 1.1 współpracuje z Windows od 98-ki wzwyż oraz z Linuxem. Cena: w zależności od firmy, od 150 złotych.

Dla odmiany coś, co zgubić jeszcze trudniej. Jest szybki. Jest elegancki. I solidnie wykonany. Bugatti EB Veyron 16.4 – słodki sen każdego kierowcy, gorzka jest jedynie cena.

1001 koni mechanicznych pozwoli szczęśliwcowi, który usiądzie za kierownicą Bugatti przekroczyć, nota bene seryjnym samochodem przeznaczonym do użytku na zwykłych, miejskich drogach, 400 km/h. To cudo rozwija maksymalną prędkość 406 km/h, a do osiągnięcia setki potrzebuje zaledwie 2,5 sekundy!

Elegancki, miękki design, luksusowe wyposażenie, napęd na cztery mięsiste, 33,5-centymetrowe koła... Bugatti EB Veyron 16.4

Dobrą wiadomością jest to, że autko trafiło już do autoryzowanych europejskich salonów samochodowych. Niestety najmniej przyjemny drobiazg stanowi 1.100.000 euro, które należy w tymże salonie pozostawić.

Dyskusje i wewnętrzne rozterki trwają. Czy kupić niedawno wydanego w Europie nie-do-końca-next-gena Xboxa 360, czy czekać do wiosny na PlayStation 3, a może do jesieni, bądź Gwiazdki na tajemniczy hit Nintendo – konsolę Revolution? A może jednak Xboxa 360 w wersji zmodyfikowanej?

Każda sroczka swój ogonek chwali. I należy tu zaznaczyć – chwali zażarcie. Choć do premiery dwóch ostatnich konsol daleka droga, to sukcesywnie sączone przez koncerny informacje zdążyły już narobić sporego zamętu w głowach graczy.

Microsoft chełpi się dużą kompatybilnością swojego produktu, który pozwoli odpalić przeszło 200 tytułów z poprzedniego Xboxa. Wersja amerykańska oferuje 18 tytułów startowych, które trafiły do sprzedaży wraz z konsolą. Wśród nich znalazły się m.in. Project Gotham Racing 3, Need for Speed: Most Wanted, Call of Duty 2, Quake 4, Perfect Dark Zero, FIFA 06. Europejską wersję uszczuplono o trzy tytuły: Ridge Racer 6, NBA 2K6 oraz NHL 2K6.

Jedna z opcji Xboxa – Live Marketplace – pozwoli nam na szybki dostęp do wersji demo zapowiadanych gier.

Rodzice zaś dzięki opcji „parental controls” otrzymują narzędzie ograniczające ich pociechom dostęp do zbyt brutalnych gier i filmów. Parental controls pozwala też na ograniczanie funkcjonowania konsoli w Internecie poprzez Xbox Live.

Identyczną funkcję będą posiadały zarówno PS3, jak i Revolution.

Oprócz konsoli otrzymujemy multimedialne centrum, ale konkurencja nie śpi i identyczne właściwości zapowiada zarówno Sony, jak i Nintendo. Trudno się dziwić, że konsole chciałyby pretendować do tytułu uniwersalnego urządzenia multimedialnego.

Jeśli komuś nie przypadłaby do gustu wersja bazowa konsoli, to serwis Llamma wykonał urokliwą modyfikację polegającą na zmianie koloru obudowy, „przeszkleniu” topu oraz podświetleniu wnętrza na niebiesko. Drobne zmiany nadały Xboxowi wizualnej lekkości.

Sony drepcze po piętach Microsoftowi zapowiadającą się na wiosnę przyszłego roku premierą swojej nowej konsoli PlayStation 3. Konsoli, nad którą pod bacznym okiem japońskiego producenta pracuje kilka firm, a wśród nich IBM, Toshiba czy Rambus.

Elektryzujące są zapowiedzi Sony, jakoby PS3 mogło uruchomić grę z prędkością 120 klatek na sekundę, podczas gdy możliwości ludzkiego oka kończą się na 60 klatkach.

Wśród gier mających zaś ukazać się wraz z konsolą znalazłyby się na pewno. Resident Evil 5 i Metal Gear Solid 4.

Zabawa w sieci miałaby wyglądać jak Xbox-Live – usłudze oferowanej przez Microsoft w Xboxie 360. Cena również siostrzana – około 400 dolarów.

Jednak pod względem enigmatyczności Nintendo bije konkurentów na głowę.

Nintendo promuje Revolution jako konsolę przeznaczoną dla całej rodziny. Rodzinnego charakteru miałby nadawać tu kontroler w kształcie pilota telewizyjnego, z którym łatwiej, aniżeli z padem byłoby się oswoić np. osobom starszym. Nie można też konsolce odmówić zgrabnego i przyjemnego dla oka projektu.

Dzięki Revolution gracze mogliby odkryć na nowo ogromne zasoby gier przeznaczonych pierwotnie na klasyczne platformy jak N64, NES czy SNES. Gier nawet sprzed 20 lat. To niewątpliwy plus.

Kolejnym plusem miałaby być cena – najniższa wśród konsol nowej generacji.

Doprawdy cudownym i ucinającym wszelkie spekulacje prezentem dla większości graczy, jaki mógłby im sprawić Mikołaj, były te wszystkie trzy konsole pod choinką w już zbliżające się Święta. :-)

GameBoy zamiast naszyjnika z diamentami na dziesiątą rocznicę ślubu? Pomysł mógłby okazać się dosyć ryzykowny, gdyby nie fakt, że obudowa GameBoy’a została pokryta osiemnastokaratowym złotem, a powierzchnię wokół ekraniku wysadzono najprawdziwszymi diamentami.

Gadżet uroczy, aczkolwiek nie wiem, jak bym się czuła z zabawką wartą 25.000 dolarów w torebce.

Świetny pomysł na prezent dla stęsknionych natury, którzy nie mogą znieść otaczającego ich plastiku, szkła, metalu i całej tej hi-tech’owej aranżacji wnętrz. Pewien utalentowany rosyjski stolarz, tworzący na co dzień piękne, klasyczne meble, wpadł na pomysł, jak złagodzić surowy wygląd komputerów osobistych i nadać im wyjątkowy charakter.

Dzięki obudowie wykonanej z różnych gatunków drewna na poczciwego PC-ta jakoś tak milej jest spojrzeć, a nawet dotknąć. Drewnem pokryta jest nawet myszka, a jedynymi plastikowymi elementami są tutaj klawisze.

Moskiewski stolarz wykonuje drewniane obudowy wyłącznie na indywidualne zamówienia i choć koszt nie należy do najniższych, zainteresowanych poryciem komputera najszlachetniejszym z materiałów przybywa.

Kiedy go zobaczyłam, odżyły wspomnienia. W moje dzieciństwo sielskie-anielskie wpisały się, a raczej wryły trzy kasety wideo, które pan Stasiu, dziadkowy best friend, przywiózł ze Stanów i nieopatrznie zostawił w naszym domu, aby dopiero po kilku latach przypomnieć sobie o ich istnieniu. I je zabrać... Owym dziecięciem będąc (nie powinnam wspominać – słowa same robią się jakieś niebezpiecznie skrzydlate) dwa, trzy razy w tygodniu oglądałam trylogię Gwiezdnych Wojen.

George’owi Lucasowi udało się (jest to oczywiście subiektywna opinia) stworzyć najsłodszego robota w całej historii kina – R2D2.

Nic nie stoi na przeszkodzie, aby na tę Gwiazdkę takiego robota sobie sprawić. A warto dodać, że nie jest to jedynie statyczny, filmowy gadżet.

R2D2 można sterować przy pomocy głosu. Robot reaguje na ponad 40 komend głosowych, np.: „za mną”, „obróć się”, „stój.” Dzięki wbudowanemu sensorowi potrafi odnajdywać ludzi i podążać za właścicielem, a pod jego nieobecność i dobytku ten mały spryciarz potrafi dopilnować, służąc właścicielowi za detektor ruchu. Cena: 119,95 $

Ci, którym nie przypadła do gustu metalowa obudowa R2D2 powinni zainteresować się wspólnym projektem naukowców z Uniwersytetu w Osace oraz pracowników Kokoro Inc – ludzkich rozmiarów androidem noszącym nazwę ACTROID. Actroid jako żywo przypomina kobietę, która nie tylko odpowiada na pytania (za wyjątkiem tych natury prywatnej), ale również gestykuluje, jej twarz potrafi wyrażać emocje, a „skóra” reaguje na bodźce dotykowe.

O tym, jak bardzo ludzkim starali się stworzyć swojego androida naukowcy z Japonii, niech świadczy fakt, że ruchy ciała Actroida do złudzenia przypominają proces oddychania u człowieka.

Świetnie spisuje się w roli recepcjonistki czy przewodnika muzeum. Zawsze uprzejma, uśmiechnięta, cierpliwa i nigdy nie odmawia rozmowy.

Cena: nieznana.

Sezon sportów zimowych już dawno otwarty, a zima jakby zaspała. Przydatnym gadżetem dla tych, którzy już na desce jeżdżą i nie mogą doczekać się większych ilości śniegu, bądź tych, którzy dopiero chcieliby ten sport uprawiać, mógłby okazać się „wirtualny snowboard”. Urządzenie składa się z deski oraz bezprzewodowego hełmu z kolorowym ekranem, z wbudowanymi słuchawkami, który pozwala na dużą swobodę ruchów.

Każdy ruch, jaki wykonujemy na desce, przekłada się na obraz, który zobaczymy na ekranie, a trójwymiarowa grafika, żywe kolory oraz sugestywne efekty dźwiękowe pozwalają poczuć się choć w pewnym stopniu, jak na prawdziwym stoku.

Zestaw posiada dodatkowe zalety: nie można złamać sobie żadnej kości, zostać potrąconym, rozjechanym czy wpaść w zaspę. Ani też nie trzeba płacić za wyciąg. :-)

Cena... 59 $

Kiedy już śniegu napada po pas, mrozik ściśnie, a na wściekle błękitnym niebie zaświeci ostre jak brzytwa słoneczko, jak nic amatorom białego szaleństwa przydadzą się niezwykłe soczewki kontaktowe. Nike współpracując ze znanym producentem soczewek, firmą Bausch & Lomb stworzył szkła kontaktowe „nowej generacji”. Na czym polega ich niezwykłość? Otóż takie soczewki nie tylko działają korekcyjnie, ale też pozwalają widzieć czterokrotnie lepiej, aniżeli widzi człowiek nie posiadający żadnych wad wzroku, a operując odpowiednio światłem wyostrzają i powiększają kluczowe elementy otoczenia czy tło.

Na rynku pojawią się dwie odmiany szkiełek, których właściwości będą zależne od ich koloru. Soczewki bursztynowe, przeznaczone do zmieniającego się oświetlenia, pozwolą lepiej widzieć na przykład szybko zbliżającą się piłkę, ułatwiając tym samym życie piłkarzom lub baseballistom.

Soczewki szaro-zielone stworzono z myślą o ostrym słońcu.

I choć zaprojektowano je z myślą o sportowcach, to sądzę, że byłyby bardzo przydatne w codziennym życiu, na przykład na klasówkach. ;-)

Cena za soczewki półroczne: 1000 zł.

I to wcale by nie było na tyle. :-) Przy odrobinie wyobraźni, dysponując chwilą wolnego czasu na przeglądanie Internetu, naprawdę nietrudno wyjść poza utarty schemat obdarowywania – bombonierkami, książkami i skarpetkami... :-) Wszystkim Wam życzę fajowych prezentów od Mikołaja!

Patrycja „Soleil Noir” Rodzińska