Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 30 listopada 2005, 13:34

autor: Marcin Pietrak

Raport z Warsaw Game Show 2005 (2)

Warsaw Game Show 2005 odbyło się w ostatni weekend listopada. Podwoje hali Expo otwarto z godzinnym opóźnieniem, niemniej gdy chętni, po uiszczeniu opłaty w wysokości 10 złotych, mogli wreszcie wejść do środka, ukazał się im ciekawy widok.

Każdy dzień wystawy kończył koncert: w sobotę był to występ Sidney’a Polaka, a w niedzielę Tede. Przy bliższym kontakcie przestawało to jednak wyglądać tak atrakcyjnie – gdy po 70-minutowym poślizgu na scenę wszedł Sidney, okazało się, że niemała sala koncertowa jest wypełniona w jednej czwartej. Absencję i marazm niedobitków publiczności można wytłumaczyć faktem, iż w godzinach szczytu nie dało się dopchać do nielicznych stanowisk najbardziej atrakcyjnych gier i zniechęceni gracze po prostu wcześnie poszli do domu. Swoją drogą zastanawiające jest, dlaczego organizatorzy zdecydowali się na zakończenie każdego dnia imprezy koncertami. Wydaje się, że nijak się to ma do całości imprezy, która przecież skupiała fanów gier komputerowych, a nie melomanów tudzież fanów polskiego rapu. Chyba lepszym pomysłem byłoby dużą część hali zarezerwowaną na występy przeznaczyć na stoiska. Niewątpliwie podniosłoby to atrakcyjność imprezy i zmniejszyło kolejki.

Atrus z klanu Wilda, stary wyjadacz turniejowy, pełen niesmaku tak opisuje swoje wrażenia z imprezy:

- Najpierw staliśmy godzinę na mrozie przed wejściem, bo zaczęło się z opóźnieniem. Nasz klan gra tutaj w Battlefielda 2. Dzisiaj drugi skład przegrał w pierwszym meczu po losowaniu. Miał być rzutnik i ekran przed trybunami dla publiczności, a przez pół dnia nie działał. Potem ludzie z naszego klanu zmusili organizatora, żeby przysłał speca. Nie było też słuchawek z mikrofonami. Organizator ich nie załatwił, bo przecież i tak wszystko słychać, czyli że przeciwnik siedzący o pół metra dalej miał słyszeć wszystkie komendy? Ostatecznie udało się sprowadzić porządne słuchawki.

- Czy dostaliście coś do jedzenia?

- Nie, nic. Wszystko zamawiasz na własny koszt; spanie we własnym zakresie. Nawet ochroniarze nie są przyjemni.

- Taka zła organizacja?

- Za mało turniejów, za mało stanowisk do testowania gier. Burnout 4 – tylko jedno stanowisko i 30-osobowa kolejka. Wczoraj wyszedł dodatek do Battlefielda 2 i można było go przetestować...

- Grałeś?

- No co ty, dopchać się tam to był wyczyn.

- A w ogóle są jakieś plusy?

- Tak, można zgarnąć 10.000 złotych za zwycięstwo.

- Czy poprzednie imprezy z cyklu Warsaw Game Show były fajniejsze?

- Nie wiem, nigdy nie byłem i już nigdy nie przyjadę. Mierna impreza, szkoda pieniędzy i czasu.

Gwałtowne wyludnianie hali już pierwszego dnia po godzinie 16.00 dowodzi, że wielu graczy podzielało zdanie naszego rozmówcy. Tym bardziej, że w niedzielę frekwencja była niższa. Może w przyszłym roku coś się poprawi, jeśli kredyt zaufania uczestników jest aż tak duży i w ogóle przyjdą to zobaczyć. Jak na razie, organizacja tegorocznego Warsaw Game Show mocno odstaje od imprez odbywających się chociażby tuż za naszą zachodnią granicą, a wydawałoby się że po całkiem przyzwoitej zeszłorocznej edycji, ta powinna być lepsza.

Na koniec wyniki największego turnieju imprezy: Battlefield 2 LAN Party 2005.

Pierwsze miejsce i nagrodę w wysokości 10.000 złotych zdobył Team Wilda. Dodatkowo każdy z jego członków otrzymał procesor Intel 3 GHz, płytę główną Gigabyte oraz kartę dźwiękową Creative Sound Blaster X-Fi.

Drugie miejsce, po porażce w ścisłym finale rozgrywanym na mapie Mashtuur City, zajął Team Enclave. Ich trofea to wyżej wymieniony procesor wraz z płytą oraz karta dla każdego z graczy.

Na trzeciej i czwartej pozycji uplasowały się odpowiednio klany spamclan.com oraz UnKnown Fighters.

Malwina „Mal” Kalinowski & Marcin „Siwy” Pietrak