autor: Krzysztof Gonciarz
Sprawozdanie z PlayStation Experience 2005
Sony kolejny raz potwierdza, że jest jedynym producentem konsol, który nie boi się wyjść na przeciw polskim graczom. Przekonywało nas do tego usilnie przez 3 dni i odniosło zamierzony skutek.
Czy to ptak? Czy to samolot? Nie, w zasadzie niczego na niebie nie było – były tylko dwa reflektory penetrujące zebrane nad Warszawą chmury. Brakowało tylko, żeby na modłę Batmana wyświetlały one na niebie logo PlayStation, naprowadzając wielbicieli Sony z całej stolicy na ulicę Prądzyńskiego, gdzie mieści się Centrum Expo. Aż tak spektakularnie nie było, choć ustawione przed wejściem światła pozytywnie korelowały z fachową dekoracją budynku, tworząc zaiste pozytywne pierwsze wrażenie. Tak oto właśnie rozpoczynało się piątkowe, przepraszam za wyrażenie, VIP Party. Zero snobizmu, chłopaki – tak było napisane na wejściówkach, no. Hey, DJ, pick up the beat.
Wśród uczestników piątkowej imprezy rozpoznać można było zarówno branżowców „pokazowych” (powszechnie kojarzeni redaktorzy pism, prezenterzy telewizyjni), jak i typowych białych kołnierzyków, którzy na co dzień pełnią role pozbawione szczególnego rozgłosu. Integracja biznesowa przebiegała ze skutecznością wprost proporcjonalną do ilości serwowanych drinków, a zakłócana była jedynie powtarzającymi się raz na jakiś czas atrakcjami. Tego wieczoru odbyły się dwa turnieje: BUZZ: Muzyczny Quiz oraz Singstar 80’s (z polskimi piosenkami) – co ciekawe w pierwszym z nich zwyciężył.. Liroy (tak, „ten” Liroy). W obydwu nagrodami były świeżutkie PSP. Atmosferę regularnie podgrzewały występy, hm... artystyczne. Generalnie schemat był taki, że im później się robiło, tym mniej ubrane były występujące, hm... artystki. Swawolne tańce (obecne także przez większość wieczoru na dwóch znajdujących się po bokach sceny platformach) swą kulminację odnalazły jakoś po północy, kiedy to wystąpiła striptizerka używająca żywych węży i pochodni jako akcesoriów pomocniczych. „No ej, to jest konkret!” – zawołał znajomy z pewnej gazetki konsolowej. Aparaty i kamery poszły w ruch, znikły nawet kolejki do barków (chyba jedyny raz w trakcie imprezy, ha). W sumie heca, że Sony zdecydowało się zorganizować party tak przesycone erotyzmem. Wiadomo, w naszej branży (w której stereotypem jest przecież okularnik siedzący po nocach przed kompem i nie widujący zbyt często kobiet) paradoksalnie istnieje głęboko zakorzeniona tradycja wynajmowania urodziwych a przy tym niekompletnie ubranych niewiast na wszelkie eventy. Nie marudzić, że zadymione – w przeciwnym razie nie nadałoby się do publikacji :-)
Wedle zasad greckiego teatru, po punkcie kulminacyjnym następują perypetie. W tym wypadku przybrały one postać imprezy w klimatach okołoklubowych, towarzycho bawiło się w najlepsze do przygrywanych przez DJa house’ujących kompilacji. Panował pozytywny klimat i co ważne, obyło się bez jakichkolwiek przykrych incydentów (co zdarza się przy darmowych drinkach). Party skończyło się około godziny 1:30, szczerym i trafnym apelem organizatorów „Kochani, dajcie nam się wyspać, jutro startujemy o 9 rano”. I wystartowali. |