filmomaniak.pl Newsroom Filmy Seriale Obsada Netflix HBO Amazon Disney+ TvFilmy
Filmy i seriale 14 września 2005, 13:26

1... 2... 3... 4... Doom! (2)

Do tej pory ekranizacje gier komputerowych wywoływały raczej rozpacz niż jęk rozkoszy. Czy film Doom reżyserowany przez naszego rodaka – Andrzeja Bartkowiaka – ma szanse przełamać ten stereotyp? Przekonamy się o tym już niedługo...

Wróćmy jednak do głównego tematu tej opowieści. Okazuje się, że nie tylko ja mam dotychczasowe ekranizacje gier video tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Równie krytycznie o panu doktorze i jemu podobnych wyraża się John Wells. Jeden z producentów filmowego Dooma twierdzi nawet, że sceptycyzm, jaki fani gry żywią do pracy Andrzeja Bartkowiaka jest całkowicie zrozumiały – przez lata wciskano nam gnioty, więc nikt nie spodziewa się już dzieła sztuki. Na szczęście wytwórnia Universal Pictures dołożyła wszelkich starań, aby Doom nie podzielił losu – nie przymierzając – Alone in the Dark. Wells otwarcie twierdzi, że nie da się zrobić dobrego filmu science-fiction bez solidnego budżetu (a Doom takowy posiadał), w dodatku z ludźmi, którzy o robieniu potworów nie mają zielonego pojęcia.

Losy filmowego Dooma przez lata układały się fatalnie. Firma id Software postawiła takie warunki, że nie sprostała im nawet wytwórnia Warner Bros. Przede wszystkim film miał być brutalny (żaden z producentów obawiając się o mniejsze zyski nie chciał zaakceptować kategorii wiekowej bardziej rygorystycznej niż „film dla ludzi od lat trzynastu”), z dobrym scenariuszem (kontrolowanym przez producentów gry) oraz z konkretnym reżyserem. Tym ostatnim okazał się Polak Andrzej Bartkowiak, który na koncie ma już filmy akcji – może nie wybitne, ale całkiem niezłe. Na wszystkie te wytyczne zgodziła się dopiero wytwórnia Universal Pictures, która miała już chęć na Dooma wcześniej, ale musiała cierpliwie poczekać, aż wygaśnie poprzedni kontrakt (panowie z id Software dawali wszystkim zainteresowanym rok czasu na wyprodukowanie czegoś konkretnego, potem licencja przepadała).

Olduvai – tak nazywa się placówka na Marsie.

Od samego początku filmowi towarzyszyła atmosfera niepewności. Fani postawili krzyżyk na filmowym Doomie, zanim ktokolwiek z otoczenia producentów zdążył się na jego temat wypowiedzieć. Wells nazywa rzecz po imieniu – dezinformacja. Jedną z najbardziej absurdalnych rzeczy, jaką zdaniem producenta wymyślono na wczesnym etapie produkcji było to, że akcja nie będzie rozgrywać się na Marsie, ale na planecie o nazwie Olduvai. Wells nie miał żalu do ludzi, że przeinaczają fakty i zasypują media wyssanymi z palca bzdurami – wszak o filmie cały czas się mówiło, a to pozytyw – ale, że próbują od razu zniechęcić fanów zainteresowanych projektem. W rzeczywistości okazało się, że Olduvai to nazwa placówki naukowo-badawczej na Marsie, do której zostaną teleportowani główni bohaterowie filmu.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej