Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 31 sierpnia 2005, 17:50

autor: Piotr Bielatowicz

3 Ogólnopolski Zlot Fanów Nintendo

W dniach 25-28 sierpnia na zamku w Dobczycach odbył się Trzeci Ogólnopolski Zlot Fanów Nintendo. Gry-OnLine roztoczyły patronat medialny nad tą niecodzienną imprezą. Oto z niej sprawozdanie.

Wstęp

O celach przyświecających organizatorom, w tym mnie, podczas planowania tej imprezy mogliście przeczytać już w naszym portalu kilkakrotnie, więc nie będę przynudzał. Wspomnę tylko o zamiarach zmiany wizerunku gracza poprzez współpracę z Domowym Hospicjum im. ks. Józefa Tischnera, a także współpracy Gier On–Line jako medialnego patrona imprezy i uznam niniejszy wstęp za zakończony. [cct]

„Co my tu robimy?”, myślały hostessy. „Co one tu robią?”, wtórowali pozostali.

Dzień 0

... czyli kulminacja przygotowań. Jako koordynator imprezy, od białego rana załatwiałem wszystko to, co dotyczyło różnych wcześniej obiecanych nam atrakcji, dóbr oraz wizyt branżowych osobistości. Zajęć było na tyle dużo, że do Dobczyc dotarłem dopiero w okolicach 3 w nocy, gdzie w egipskich ciemnościach rozpoczęliśmy wraz z resztą organizatorów przygotowania miejsca zlotu. Niestety, wskutek małych problemów ‘aprowizacyjnych’, części przygotowań nie byliśmy w stanie wtedy przeprowadzić, co opóźniło rozpoczęcie dnia następnego o około godzinę. Nie obyło się także bez incydentów w rodzaju rutynowej kontroli drogowej, podczas której wykryto brak prawa jazdy przy jednym z naszych kierowców. Pikanterii dodaje fakt, że po wizycie w Krakowie (na szczęście kierowców na chodzie mieliśmy dwóch) i załadowaniu sprzętu... znów zapomniano zabrać owego dokumentu. W chaosie, jaki panował w przeddzień imprezy, takie rzeczy bywają codziennością. Najgorsze, że część sponsorów nie dosłała na czas obiecanych rzeczy, które doszły albo w przeddzień, albo już nawet w pierwszy dzień imprezy. Cóż, takie są uroki organizowania czegokolwiek w naszym pięknym kraju. [cct]

Planowo miał rozpocząć się o 12:00, udało się ograniczyć opóźnienie do jednej godziny. Z tej racji całość wystartowała naprawdę skrótowymi pokazami i ekspresowymi eliminacjami turnieju Soul Calibura 2. Przybył na zlot także gość specjalny, pan Karafiol z Firmy Lukas Toys, odpowiedzialnej za oficjalną dystrybucję produktów Nintendo w Polsce. Niestety, tuż przed planowanym panelem dyskusyjnym z jego udziałem, musiał on awaryjnie uciec z miejsca imprezy. Powód – zalało mu mieszkanie. Pozostaje jedynie współczuć. W dyskusji wzięli udział miast niego Lewik z serwisu GameOnly, Arin z Empiku oraz Admin ze Świata N, głównego organizatora imprezy, tematyka zaś oscylowała wokół przyszłości Nintendo. Rozmowa szła z początku dość niemrawo i ożywiła się dopiero wtedy, gdy zaczęto dyskutować o wyścigu konsol następnej generacji, tj. Nintendo Revolution, Sony PlayStation 3 i Xboxa 360. Warto zaznaczyć, że temat ten powrócił jeszcze następnego dnia, gdy późną nocą przy ognisku ostało się około 10 osób, które w kameralnej atmosferze przedyskutowały całą rzecz nieco bardziej nieoficjalnie. Wszyscy uczestnicy tej rozmowy wymieniają ją zresztą bez wahania jako najlepszy moment całej imprezy, schlebiając sobie nawzajem i ciesząc się nowo zawartymi znajomościami.

Wróćmy jednak do samego pierwszego dnia, który już do końca zdominowany był głównie przez turnieje. Rozegrano eliminacje Donkey Konga na bębenkach, wyłoniono zwycięzcę w finale Soul Calibura, a także przeprowadzono rozgrywki Mr. Driller Drill Spirits na przenośnej konsolce Nintendo DS.

Centrum dowodzenia główną salą – w roli głównej ‘bananek’.

Dual Screen robił furorę podczas całego niemal zlotu, razem z wydaną raptem parę dni wcześniej w USA grą Nintendogs. Miała ona na tyle wielką siłę przyciągania, że nawet nie grające na co dzień hostessy, przysłane przez współpracującą z organizatorami agencję modelek, od razu przejęły konsolki i zajęły się głaskaniem występujących w grze piesków. Zlotowicze niestety nie mogli uczynić tego samego z hostessami i musieli zadowolić się ich podziwianiem i pstrykaniem zdjęć.

A skoro już o ładnie (chociaż wielu wolałoby – skąpo) odzianych w branżowe ciuszki hostessach mowa, to wypada wspomnieć o „Cosplayu”, czyli konkursie na najlepsze przebranie za postać z gry. Sześć osób naprawdę przyłożyło się i widzieliśmy w tłumie takie postacie jak Link z Zeldy, Joe z Viewtiful Joe, Wesker z serii Resident Evil czy ruski żołnierz z Metal Gear Solid. Wygrał jednak... GameCube wykonany z tektury (fachowo pomalowane pudło wielkości kartonu od telewizora), w którym jeden ze zlotowiczów wyskoczył na scenę. Dużo śmiechu, jeszcze więcej braw, miły akcent pierwszego dnia.

W międzyczasie nie zabrakło również tradycyjnego już poczęstunku od Pizzy Hut, która zasypała teren zlotu swoimi smakowitymi wyrobami. Na szczęście pierwszego dnia ich dystrybucja przebiegła w miarę sprawnie, więc każdy najadł się szybko do syta.

Dzień zakończyła projekcja filmu Piraci z Krzemowej Doliny, traktująca o narodzinach Apple’a oraz Microsoftu, który to film przypadł widzom do gustu mimo dość małej widowiskowości. Wielu fanów jabłuszka z pewnością po seansie zmieniło podejście do tej firmy. Zawiodła tylko frekwencja, gdyż duża część osób o tej porze zajęta była czymś innym, zupełnie gdzie indziej. Szerzej jednak opowie już o tym Lordareon. Pierwszy dzień zakończył się nieco przedwcześnie, w okolicach północy. Dużym minusem okazał się być brak karaoke, do którego oprogramowanie w skutek trudności komunikacyjnych nie dotarło do nas na czas.

W ogólnym rozliczeniu było może i nieźle, ale impreza nie zdążyła się jeszcze na dobre rozkręcić. Całe szczęście, że był to zlot trzydniowy. [cct]

Nie powiem, przyjemnie siedzi się w pozostałościach średniowiecznego zamku z padem w ręce. Ciekawe, co o tym precedensie myśleli odwiedzający dobczycki przybytek turyści bądź fotografujące się w ‘romantycznej’ scenerii młode pary. Na pewno widok kilkudziesięciu bliżej niezidentyfikowanych młodzieniaszków tłoczących się wokół stanowisk z grami wideo nie był tym, czego oczekiwali wybierając się na wycieczkę. Cóż z tego, się wynajęło, się ma, no nie? Przez kilka dni największym autorytetem zamczyska był Mario.

Impreza zgromadziła wokół siebie ludzi o dość szerokim zakresie wieku, choć okolice 18-tki były wyraźnie dominujące. Jak można się było spodziewać, dziewczyny policzyć dało się na palcach jednej ręki, nawet gdyby robił to właściciel wyjątkowo drażliwego pitbulla. Stanowisk, przy których można było się zrelaksować jakąś towarzyską partyjką nie było może wiele, ale trudno było mówić o ścisku. Zwłaszcza, że z czasem konkurencyjna impreza zaczęła rozkręcać się na pobliskim campingu. Pewna część zlotowiczów postanowiła odkrywać tam wieczorową porą alkoholowe uroki młodzieńczego życia, co zaowocowało w końcu niemałą aferą. Dość powiedzieć, że nie obyło się bez radiowozu (detoxu na szczęście udało się wszystkim uniknąć, tak przynajmniej mówili naoczni świadkowie).

Terror w Dobczycach – Fani Nintendo dewastują miasto. ;-)

Trudno się dziwić autorowi zgłoszenia, kierownikowi ośrodka, który po zwróceniu drącym się w niebogłosy fanom Nintendo usłyszał riposty w stylu „s<>rdalaj” czy „a psa masz zarejestrowanego?” (eee?). Pozostaje cieszyć się, że organizatorzy samego zlotu nie mieli z załatwianiem noclegu nic wspólnego i mogą po prostu umyć od wszystkiego ręce (miejmy nadzieję). A kto nabroił, niech się wstydzi i tyle. Nicki sobie oszczędźmy. Na drugi dzień wypłynęła na wierzch informacja, że kierownik sam także był zdrowo wstawiony i wina leżała po obydwu stronach. Może i tak, ale plujący i odreagowujący stres frustraci niech się zastanowią, czy nie lepiej by było, gdyby wina leżała tylko i wyłącznie po stronie ośrodka.

Sprawa zakwaterowania generalnie nie wyglądała zbyt różowo, ale ostatecznie każdy dał jakoś radę przebiedować noc. Klaustrofobicznym warunkom serwowanym przez domki campingowe przeciwstawione zostały okoliczne ławki oraz dostępny tylko ‘po znajomości’ nocleg na kamiennej posadzce dobczyckiego zamku. Dobrze, że przynajmniej pizzy ani Piwniczanki nie brakowało prawie do samego końca. [Lordareon]

Rozpoczął się już tradycyjnie, biegiem przełajowym na szczyt zamkowego wzgórza. Później przeprowadzono eliminacje do Mario Kart Double Dash!!, najważniejszego turnieju Zlotu, w którym można wygrać było dwa ufundowane przez krakowski Empik GameCube’y. W tych rozgrywkach boje były najbardziej zażarte, zwłaszcza że tytuł ten z racji swojego arcade’owego modelu jazdy wyrównywał mocno szanse pomiędzy uczestnikami i u każdego wzniecał iskierkę nadziei.

Kolejną atrakcją było najfajniejsze chyba konkursowe wydarzenie imprezy, czyli eliminacje do Turnieju Wiedzy o Nintendo. Każdy chętny został zaopatrzony w kartę odpowiedzi i firmowy długopis MGS3 (do zwrotu!), po czym miał okazję zmierzyć się z serią 26 pytań wyświetlanych na projektorze. Jedno z nich trzeba było unieważnić z powodu zbytniej dociekliwości jednego z widzów [Skiza :-) – przyp. Lordareon], który zaczął wytykać na głos jego nieścisłości. Z racji zbyt dużej ilości komentarzy jedną osobę zdyskwalifikowano „dla przykładu” i zasiania postrachu przed pracami grupowymi. Groźby typu „Raptor, do minuty masz kogoś wyłapać i wywalić” w większości pozostawały niespełnione i eliminacje przebiegły sprawnie, w dość luźnej atmosferze. Trochę gorzej ze sprawnością, ale za to jeszcze lepiej z luzem było w finałach.

Przed nimi odbyła się jeszcze prelekcja charytatywna, na której sala była wypchana, i która zrobiła bardzo duże wrażenie na uczestnikach. Dowodem zresztą niech będzie aukcja, o której opowiem przy okazji dnia trzeciego. Finał turnieju wiedzy, rozgrywany na uproszczonych zasadach „1 z 10” (w tym przypadku 8), nie przebiegał może zbyt płynnie, ale ostatecznie udało się doprowadzić wszystko do końca. Organizatorzy mieli spore problemy z ustawieniem poprzeczki odpowiednio wysoko, jako że uczestnicy odpowiadali na pytania z prędkością karabinu maszynowego i gdyby nie pomysł zaprzestania podawania czterech wariantów odpowiedzi, to prawdopodobnie kwestię tytułu rozstrzygnęłaby partyjka w „marynarza”.

Chief Coordinator obmyśla nowe rozwiązania organizacyjne.

Kolejny poczęstunek od Pizzy Hut wypadł drugiego dnia nieco gorzej, a to z tej racji, iż całe rzesze osób rozchwytywało po parę pizz na raz i ulatniało się z nimi na camping, zanim któryś z organizatorów zdołał zapanować nad sytuacją.

W ogóle tajemniczych gości zlotu, którzy pojawiali się na zamku raz czy dwa (głównie w okolicach poczęstunku czy turniejów z najlepszymi nagrodami) przez cały czas trwania imprezy była cała masa. Większe części dnia spędzali albo w okolicznym pubie, bądź w domkach, praktykując zakazane na terenie zlotu czynności, typu konsumpcji napojów z procentami. Kolejny urok organizacji czegokolwiek w nadwiślańskich krainach.

Finał turnieju Donkey Konga to oczywiście masa dobrej muzyki, tym razem z wersji japońskiej, oraz wspólna pokazówka, podczas której w rytm muzyki klaskali i uderzali w uda wszyscy zebrani na sali uczestnicy. Z pozostałych turniejów tego dnia odbyły się także Resident Evil 4, który przeciągnął się do późnej nocy, oraz Yoshi Touch & Go, w którym ufundowanego przez Empik DS-a wygrał jeden z organizatorów, Axonn. Zgodnie z regulaminem zlotu, jego wygrane automatycznie zostały przeznaczone do licytacji na cele charytatywne.

Wieczorem odbyło się także ognisko, które dość długo nie chciało się zająć ogniem, i pomogło dopiero salwowanie się pudełkami po pizzach. Dużo zlotowiczów rozdawało nadmiar kiełbasy i chleba, więc posilić się mogli nawet Ci, którzy zapomnieli się wcześniej zaopatrzyć. Gdy ogień zaczął dogasać, większość osób przeniosła się na główną salę, gdzie po pokazie animacji krótkometrażowych (w tym Katedry i Sztuki Spadania) rozpoczął się wspomniany już turniej RE4, na zewnątrz zaś we wspaniałej atmosferze do późnych godzin nocnych toczyła się zażarta dyskusja.

Gdy przed trzecią w nocy opuszczałem teren zlotu, aby zażyć trochę snu, wciąż dużo osób znajdowało się na zamku. Drugiego dnia impreza wreszcie się rozkręciła. [cct]

Kiedy niejako z konieczności opóźniano o kolejne minuty otwarcie bram do zamku (planowo 10:00) nikt nie spodziewał się, że osobą dobijającą się do nas jest sam kustosz muzeum, spieszący z kontrolą poziomu zniszczeń i zanieczyszczeń. Ta lekka skucha zaowocowała później nienajlepszym nastrojem gospodarza, który co rusz znajdował nowe ubytki technicznego stanu swoich włości. Na szczęście zawsze zwartej i gotowej ekipie polskich mediów (połączone siły Świata Nintendo, PSX Extreme, Skizo.org, Onetu oraz GOL-a) niestraszne było nawet naprawianie pobliskiego ogrodzenia za pomocą dwóch młotków i kilku gwoździ. Co by nie było, że tylko hi-tech nam w głowie.

Gdy udało się doprowadzić wszystko do porządku, rozpoczęły się ‘igrzyska’. Pewnym urozmaiceniem było rychłe pojawienie się trzech ‘hostess wielofunkcyjnych’ (bez skojarzeń no, po prostu pełniły dość różne role). Dziewczęta prezentowały się nienajgorzej, choć generalnie nijak nie potrafiły wpasować się w klimat i wydawały się nieco wyrwane z kontekstu.

Kings of the Bongo!

Pod względem klimatu, drugi dzień był już o wiele bardziej skoncentrowany na samym meritum imprezy. Ci, którzy wyszaleli się poprzedniego dnia mieli już zapewne dosyć i obyło się bez żadnych dalszych rewelacji. Wciąż pojawiały się kolejne obsuwy organizacyjne i cały grafik systematycznie zmierzał w stronę godzin wieczornych, jednak nikomu specjalnie ta sytuacja nie przeszkadzała, jako że przez większość czasu i tak było co robić. W ostateczności samo siedzenie na trawce w malowniczej okolicy było bardzo przyjemnym chilloutem, zwłaszcza że pogoda dopisała idealnie. Drobnym zgrzytem były wspomniane już przez CCT ‘pizzowe przekręty’, które doprowadziły do sytuacji, w której po kilkunastu minutach od dostarczenia na zlot wałówki nie było nic do jedzenia. Może i dałoby się wszystko to zrzucić na karb narastającego z emocji głodu, ale wątpliwości pozostawiało zniknięcie nie tyle samych pizz, co także pudełek od nich. Niektórzy uparli się najwyraźniej, że zrobią sobie prywatny magazyn na później. [Lordareon]

Wszystko co ma początek, ma też koniec, jak mawiają najstarsi górale. Drugiego dnia odbył się z samego rana długo wyczekiwany, przesunięty o dobę finał turnieju Mario Karta. Po zaciętych bojach zwyciężyli bracia Mateo wraz z Necro, którzy ujęli wszystkich tym, iż jedną z wygranych konsol przeznaczyli na aukcje charytatywną, która rozpoczęła się wkrótce potem. Naprawdę, wielkie brawa dla chłopaków!

Sama aukcja zresztą też wypadła nadspodziewanie dobrze. Ludzie licytowali wysoko, często zresztą małe drobnostki, byle tylko pomóc hospicjum. Poza dwoma konsolami z nagród (DS i GameCube) zlicytowano także głośniki zlotowe, a także całą masę gadżetów, od podpisanych przez piłkarzy trykotów Wisły Kraków, po koszulkę jednego z organizatorów, Sl8ta (najzabawniejsze było zresztą to, że podbijając cenę w końcu sam kupił swoją koszulkę). Poza tym poszła cała masa gadżetów, nawet tych związanych z Xboxem i PeCetami (pozyskane na Games Convention w Lipsku), a gdy zabrakło już rzeczy, uruchomiono wyobraźnię i zabawa trwała dalej.

Konsole, gry, gadżety i jakaś prywatna koszulka.

Pod młotek poszły więc: bilet VIP-a na przyszły zlot, ekran projektorowy z podpisami pozostałych na zlocie ludzi, numer telefonu do jednej z hostess, wizytówki z podpisami czy pozycje kapitanów w meczu piłki nożnej na boisku tego samego dnia. Ludzie naprawdę dopisali i udało się zebrać naprawdę niemałą kwotę, za co im w imieniu Hospicjum serdecznie w tym miejscu chciałem podziękować!

Ostatnie wydarzenia imprezy to, obok meczu piłki nożnej, przeciąganie liny (z racji nierówności terenu dwie pierwsze rundy nie przyniosły rozstrzygnięcia i potrzebna była dogrywka na moście wejściowym do zamku) oraz turniej FIFY 2006. Część osób została do końca i pomagała przy sprzątaniu, reszta w grupkach zaczęła się rozchodzić. W okolicach godziny 17 kolejny Trzeci Ogólnopolski Zlot Fanów Nintendo został zakończony. [cct]

Zabrakło głównych punktów programu. Nie było żadnych premierowych pokazów, tak jak rok temu (RE4, VJ2 i Kao the Kangaroo: Round 2), nie przybyli także goście specjalni (lub opuścili zlot przedwcześnie). Największą porażką było jednak picie poza obrębem zamku, które nie dość, że spowodowało parę burd i falę krytyki z zewnątrz, to jeszcze wyludniło co najmniej o połowę teren zlotu. Na sieci już zdążyły się pojawić opinie, iż mimo całkiem udanej imprezy, ustępowała ona poprzedniej edycji pod wieloma względami. Termin i kształt następnego zlotu stoją więc pod dużym znakiem zapytania, gdyż aktualna formuła przestała się najwyraźniej w naszych warunkach sprawdzać. Ogółem jednak, dzięki okołogrowym wydarzeniom, jak ognisko, aukcja czy ogólnej atmosferze, imprezę zaliczyłbym do udanych. [cct]

Gdybym miał oceniać, prawdopodobnie padłoby na 6 lub 7 w skali dziesiętnej. Bardzo przyjemny klimat dobczyckiego zamku w połączeniu z konsolami kolejny raz okazał się dobrze zmiksowanym koktajlem, do którego jednak przypadkiem wpadło nieco psujących smak rodzynów, zarówno w warstwie organizacyjnej, jak i czysto merytorycznej – duże przestoje w atrakcjach powodowały, że często wiało po prostu nudą. Trudno jest znaleźć rozwiązanie problemów, które przedstawił CCT. Ograniczenia wiekowe? Zakaz opuszczania terenu zlotu (tj. brak możliwości powrotu)? Przecież to absurd. O zakazie spożywania napojów wyskokowych nie mówię, jako że oficjalnie rzecz biorąc widzieliśmy właśnie efekty. Problem nie tkwi w alkoholu, ale w sposobie jego wykorzystania. Cóż ja zresztą będę kazania prawić. Każdy chyba ma swoją metodę na dobrą zabawę, niektórzy tylko preferują te bardziej inwazyjne. [Lordareon]

Portalowo-gazetowa ekipa remontowa (na pierwszym planie ponownie działający płotek).

Pozdrawiam na zakończenie jeszcze raz wszystkich nowopoznanych oraz starych znajomych, z którymi miałem okazję zetknąć się podczas imprezy. W końcu, zlot z definicji służy głównie spotkaniu ludzi których coś łączy. To jedno na szczęście nie zawiodło po raz kolejny. Także osoby które wsparły akcje charytatywne i pomagały jak mogły organizatorom utrzymać klimat na zamku zasługują na pochwałę. Dzięki chłopaki! [cct]

A ja chciałem się odnieść do omawianej w niedzielnych serwisach informacyjnych w TV kradzieży, która miała miejsce w Kościele w Dobczycach – to nie my. [Lordareon]

Niemniej, w Dobczycach po raz kolejny imprezy na pewno już nie zorganizujemy. Widząc, co się dzieje, niezależnie zdecydowaliśmy o tym zarówno my, czyli organizatorzy, jak i lokalne władze (które notabene wspierały nas honorowym patronatem). Dziękuję po raz drugi, tym razem wszystkim pijącym na campingu. Nie tracę jednak nadziei, że w nowej formule uda się następny zlot zorganizować dla ludzi, którzy przyjadą po coś więcej, niż tylko alkohol i darmową pizzę. [cct]

Piotr „CCT” Bielatowicz & Krzysztof „Lordareon” Gonciarz