futurebeat.pl News Tech Mobile Gaming Nauka Moto Rozrywka Promocje

Technologie

Technologie 30 maja 2021, 11:30

autor: Bartosz Świątek

8 rzeczy, które wkurzają mnie w graniu na PC

Pecety mają całą masę zalet i słusznie są uważane za jedną z najlepszych – jeśli nie najlepszą – platformę do grania. Nie oznacza to jednak, że popularne „blaszaki” nie mają żadnych wad. Jest parę rzeczy, które niesamowicie mnie w nich irytują.

Pecety to najpotężniejsza i najbardziej elastyczna platforma do gier. To fakt, z którym po prostu nie da się dyskutować. Choć był w historii gamingu czas, kiedy to konsole wiodły prym na polu wydajności i innowacji, obecnie – i tak naprawdę od wielu, wielu lat – „blaszaki” nie mają sobie równych. Znajduje to odbicia zarówno w testach wydajności – wysokiej klasy pecet praktycznie zawsze radzi sobie lepiej i oferuje lepsze doznania graficzne – jak i w tempie adaptowania nowoczesnych technologii pokroju ray tracingu czy DLSS. Nie oznacza to jednak, że PC jako platforma nie ma żadnych problemów. Wręcz przeciwnie – jest parę rzeczy, które niesamowicie mnie w pecetach irytują.

Sprawdź też: 8 rzeczy, które wkurzają mnie w graniu na konsolach

Kiepskie porty gier

Batman: Arkham Knight to świetna gra, ale w annałach interaktywnej rozrywki zapisała się głównie dzięki jednemu z najgorszych pecetowych portów w historii.
Batman: Arkham Knight to świetna gra, ale w annałach interaktywnej rozrywki zapisała się głównie dzięki jednemu z najgorszych pecetowych portów w historii.

Pierwszą kwestią, o której po prostu nie można nie wspomnieć, jest fakt, że pecetowcy niejednokrotnie są przez twórców gier traktowani jak gracze drugiej kategorii. Można odnieść wrażenie, że dla niektórych firm liczy się wyłącznie wydanie ich dzieła na PC, a kwestia jakości tej wersji gry nie ma większego znaczenia.

I tak trafiają nam się takie perełki, jak pecetowy port Batman: Arkham Knight, który w dniu premiery był w tak opłakanym stanie, że wydawca ostatecznie zdecydował się wycofać tę wersję gry ze sprzedaży do czasu usunięcia wszystkich, bardzo licznych problemów. Na liście „najgorszych pecetowych wersji w historii” nieślubnie zapisała się także pierwsza część cyklu Dark Souls, która była pozbawiona rzeczy tak elementarnej jak… obsługa myszy. Takie przykłady niestety można mnożyć bez liku i niestety nie chodzi wyłącznie o starsze produkcje – jednym z ostatnich przykładów słabo wykonanego portu PC jest Resident Evil Village, w którym gracze muszą borykać się m.in. z przycięciami przy strzelaniu do wrogów.

Czasem problemy z pecetowymi wersjami gier dotyczą głównie rażącego braku optymalizacji, w wyniku którego na komputerach o solidnych i względnie nowoczesnych podzespołach dany tytuł chodzi gorzej niż na kilkuletnich konsolach. W innych przypadkach irytację graczy PC wzbudza brak oczekiwanych i zwyczajnie potrzebnych funkcji, takich jak choćby wsparcie dla rozdzielczości 16:10 czy możliwość dostosowania pola widzenia (tzw. FOV) do poziomu lepiej pasującego do grania z nosem kilkadziesiąt centymetrów od ekranu.

Niektóre z problemów kiepskich wersji gier na PC udaje się rozwiązać moderom, inne wymagają łatek, a jeszcze inne nigdy nie zostają wyeliminowane.

Launchery, czyli kiedy od przybytku głowa jednak boli

Kolejną rzeczą, która w graniu na PC bywa wyjątkowo wkurzająca – a której w najmniejszym nawet stopniu nie doświadczają posiadacze konsol – są niezliczone launchery, klienty i inne aplikacje sklepowe, które musimy mieć zainstalowane na swoim pececie, by grać w produkcje różnych wydawców. Steam, Origin, Ubisoft Connect, Xbox App, Epic Games Launcher, Battle.net, GOG Galaxy… to już siedem pozycji, a przecież kompletna lista jest jeszcze dłuższa.

Problemów z launcherami jest kilka. Po pierwsze, musimy trzymać to wszystko na dysku, którego przestrzeń bywa dość ograniczona (szczególnie, że większość tych programów, poza głównym katalogiem, rozpycha się również w ukrytych folderach systemowych typu AppData). Po drugie, granie na PC wymaga od nas pamiętania, gdzie mamy zakupiony który tytuł, co z czasem, przy coraz mocniej puchnącej bibliotece, robi się trudne. Po trzecie, musimy albo aktywować te aplikacje za każdym razem z osobna, albo uruchamiać je wszystkie przy starcie systemu, co wydłuża czas włączania się peceta i zużywa jego – w niektórych przypadkach bardzo cenne – zasoby. Po czwarte, chcąc pograć ze znajomymi w gry wieloosobowe niejednokrotnie musimy brać pod uwagę to, na której z platform oni grają, bo nie zawsze możemy liczyć na wsparcie cross-play pomiędzy wersjami dla różnych klientów. Bywa, że wiąże się to z realnymi kosztami, bo np. za grę, którą znajomi nabyli na promocji, dziś trzeba zapłacić pełną cenę. I wreszcie, po piąte, żonglowanie tym wszystkim jest prostu diabelnie niewygodne i męczące.

I tak, wiem, że można podpiąć do Steam gry pochodzące z innych sklepów, albo jeszcze lepiej – zainstalować GOG Galaxy 2.0, który podobną funkcjonalność oferuje bazowo, zbierając w jednym miejscu wszystko, co mamy. To świetnie, tylko że to są jedynie sposoby na obejście problemu, a nie jego rozwiązanie – i czasem niestety widać to bardzo wyraźnie. Przykład? Spróbujcie uruchomić z poziomu GOG Galaxy 2.0 grę Star Wars: Battlefront 2 zakupioną (lub, co bardziej prawdopodobne, odebraną za darmo) w Epic Games Store. Da się? A owszem! Wystarczy, że GOG Galaxy uruchomi EGS Launcher, który włączy Origin, który następnie aktywuje interesującą Was produkcję. Pestka, nic prostszego. Zapewniam, że ani pół dnia nie minie i będziecie mogli postrzelać trochę do imperialnych szturmowców.

8 rzeczy, które wkurzają mnie w graniu na konsolach
8 rzeczy, które wkurzają mnie w graniu na konsolach

Konsole to świetne urządzenia do grania, ale jak wszystkie platformy mają swoje ograniczenia i problemy. Co więcej, niektóre z nich są naprawdę poważne. Oto 8 rzeczy, które najbardziej wkurzają mnie w graniu na współczesnej konsoli.