Jurassic World: Upadłe królestwo (Jurassic World: Fallen Kingdom) – dinozaury. Te rzeczy uratowały złe filmy przed katastrofą
Mało jest filmów, które miałyby same wady. Zawsze znajdzie się choćby jedna zaleta ratująca dzieło od zyskania miana kompletnej katastrofy. Te produkcje mogły być tragiczne, ale dzięki pewnym elementom stały się troszkę mniej złe.
Jurassic World: Upadłe królestwo (Jurassic World: Fallen Kingdom) – dinozaury
- Co to: sequel jednego z najbardziej niepotrzebnych sequeli w historii kinematografii
- Rok premiery: 2018
- Reżyseria: J.A. Bayona
- Gdzie obejrzeć: Chili, iTunes Store, Rakutem
Steven Spielberg rozpalił w wielu ludziach miłość do kina dzięki swoim rewolucyjnym filmom przygodowym, które udowadniały, jakie cuda można wyczyniać przy odrobinie hollywoodzkiego grosza. Park Jurajski stał się przecież jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek w historii X muzy, bo ożywił w sposób majestatycznie piękny coś, co już dawno wymarło – dinozaury. I choć znajdowały się one po drugiej stronie ekranu, to i tak w nie uwierzyliśmy.
Jakieś kilkadziesiąt lat później ponownie zaufano mocy tych prehistorycznych stworzeń, ale tym razem zrobiono to w bardzo złej woli. Nasze ukochane velociraptory, tyrannosaurusy oraz pteranodony wykorzystano w mało kreatywny sposób, aby wyciągnąć łatwą forsę z naszych portfeli. Udało się to w sposób akceptowalny za sprawą Jurassic World. O wiele gorzej poradził sobie sequel o podtytule Upadłe królestwo, który, co tu dużo mówić, całkowicie sprostytuował zaszczute meteorami zauropsydy.
Nawet sympatyczna buzia Chrisa Pratta nie wynagradza kiepskiego scenariusza, bo nie znajdziecie w nim żadnej ciekawie rozpisanej ludzkiej postaci. Poziom wyżej od nich wszystkich stoi zdecydowanie pewien słodki niebieski raptor, który przynajmniej zapada w pamięć. I ogólnie bardzo dobrze obserwuje się resztę dinozaurów, bo te udowadniają, że współczesne efekty specjalne potrafią zdziałać wizualne cuda. Szkoda tylko, iż na dobrym CGI lista zalet się kończy…