8 problemów, które psuły odbiór Władcy Pierścieni
Peter Jackson nakręcił na początku XXI wieku trylogię absolutnie kultową. Jego Władca pierścieni stał się punktem odniesienia dla innych twórców na całe lata. Tyle że i on nie ustrzegł się kilku błędów.
Spis treści
- 8 problemów, które psuły odbiór Władcy Pierścieni
- Gandalf vs Saruman
- Brak Toma Bombadila
- Główni bohaterowie umierają… i żyją
- Do Mordoru można wejść tak samo łatwo jak do Shire
- Olifanty i trolle wyglądają sztucznie
- Film kończy się aż… kilkanaście razy!
- Bitwy prezentują się epicko tylko na zbliżeniach
Gandalf vs Saruman
- Czy u Tolkiena też był z tym problem: Nie
- Jak można było to naprawić: Czyniąc scenę mniej efektowną, a bardziej wiarygodną
Christopher Lee miał najpierw zagrać Gandalfa. Ostatecznie Peter Jackson zdecydował się na zaangażowanie do tej roli Iana McKellena. Lee pozostał jednak w obsadzie, wcielając się w Sarumana. Z perspektywy czasu ten wybór możemy uznać za bardzo udany – nie dość, że otrzymaliśmy wyrazistego złoczyńcę, to jeszcze aktorowi odtwarzającemu Gandalfa podeszły wiek nie przeszkodził w udziale w realizowanym znacznie później Hobbicie. Lee też wprawdzie pojawił się w tej trylogii, ale już w znacznie bardziej ograniczonej roli.
Dobre decyzje castingowe nie zmieniają jednak faktu, że pojedynek Gandalfa i Sarumana wyglądał źle. I kompletnie nie pasował do Tolkienowskiego klimatu. Byłby on bardziej wiarygodny, gdyby odbył się w ramach uniwersum Gwiezdnych Wojen, MCU czy nawet świecie Dragon Balla. W przypadku fantastyki tego rodzaju wyglądało to jednak po prostu kiczowato.
I nie czepiam się w tym momencie efektów specjalnych, które nie wyglądały nawet tak źle. Chodzi mi bardziej o samą zasadność toczenia przez Gandalfa i Sarumana tego rodzaju pojedynku. Być może miała to być zasłona dymna zakrywająca scenariuszowe nielogiczności. Niedługo później Saruman wypuszcza bowiem swojego rywala ot tak, nie mając żadnej gwarancji, że to działanie przyniesie mu korzyści. W książce natomiast spotkanie obu czarodziejów wygląda zupełnie inaczej. I mam dziwne wrażenie, że wersja filmowa wcale nie spodobałyby się Tolkienowi.