Danie główne. The Making of Doom III - recenzja książki
Steven L. Kent to weteran dziennikarstwa, od lat zajmujący się elektroniczną rozrywką. W albumie swojego autorstwa – „The Making of Doom 3” – szczegółowo opisał rozmaite fakty dotyczące procesu tworzenia wydanej w sierpniu 2004 roku gry.
Danie główne
Album The Making of Doom 3 podzielony jest na kilka odrębnych rozdziałów, w których szczegółowo opisano rozmaite fakty dotyczące procesu tworzenia, wydanej w sierpniu 2004 roku gry. Pierwszym z nich jest Introdukcja, gdzie autor pokrótce przedstawia nam cały zespół id Software oraz opowiada o tym, dlaczego Carmack i spółka zdecydowali się na trzecią część Dooma, a nie na inny, nowatorski pod względem pomysłu projekt. Tutaj też znajdziemy zdjęcia ekipy oraz fotografie licznych pamiątek zgromadzonych na przestrzeni kilkunastu lat w siedzibie firmy (np. gipsowe figurki potworów, czy plastikową strzelbę, które posłużyły do stworzenia ich wirtualnych odpowiedników w pierwszych odsłonach programu).
Rozdział ubarwiony jest również wieloma niepublikowanymi dotąd cytatami, w których najważniejsze persony branży komputerowej komentują, co działo się w trakcie pokazów gry na różnych imprezach rozrywkowych, np. słynnych targach E3 w 2002 roku, kiedy to wysłannicy magazynu PC Gamer nie mogli uwierzyć, że to co widzą podczas prezentacji gry, nie jest specjalnie przygotowanym filmem. Ich wątpliwości zostały rozwiane dopiero po zaproszeniu na zaplecze...
Drugi rozdział poświęcono w całości fabularyzowanemu opowiadaniu, traktującemu o losach komandosa od czasu przylotu na Marsa, do spotkania Elliota Swanna pod koniec zmagań. Z racji tego, że książka ukazała się na rynku nieco wcześniej niż Doom 3, Kent usunął z niej ważne fakty, które mogłyby popsuć zabawę przyszłym graczom. Co ciekawe, w historii tej znajdziemy wiele wątków, których nie poznamy podczas właściwej wędrówki po opanowanej przez istoty z Piekła rodem bazie. Wśród nich jest scena, w której zaginiony naukowiec po rozpoczęciu inwazji popełnia samobójstwo strzałem w głowę, jak również nawiązanie do marsjańskiej kaplicy, gdzie na początku rozgrywki odprawia się modły. Rzeczy, które z różnych względów nie zmieściły się lub zostały usunięte z finalnej wersji gry, są na bieżąco komentowane na marginesie przez Tima Willitsa. Fanatycy Dooma mogą to potraktować jako swoistą niespodziankę, gdyż wiele spośród tych informacji na próżno szukać w Internecie.
Opowiadanie ilustrowane jest właściwymi obrazkami z gry, dużą liczbą grafik koncepcyjnych oraz specjalnymi planszami (tzw. storyboards), w których scena po scenie, opisywane są wydarzenia, jakie napotka gracz podczas zabawy w najnowszą odsłonę Dooma.