Moda na empatię to tylko marketing. Jak się gra, kiedy słyszysz tylko na jedno ucho?
Wyobraźcie sobie przez chwilę, ze jedno Wasze ucho przestało działać. Moje nie działa już od dawna i opowiem Wam, jak to zmieniło moje życie.
Moda na empatię to tylko marketing
O ułatwieniach dostępu mówi się stosunkowo od niedawna. Najpierw pojawiały się tryby dla ludzi z rozmaitymi schorzeniami wzrokowymi (tryb dla osób cierpiących z powodu ślepoty barw na przykład). Studio Naughty Dog ze swoim The Last of Us: Part II dokonało tu dużego przełomu, oferując nieprawdopodobne wręcz możliwości dostosowania gry do naszych potrzeb. O ile producenci software’u powoli przypominają sobie o istnieniu na tym świecie innych ludzi, tak producenci sprzętu wciąż usilnie udają, że ci nie istnieją.
Patrzę na te czarujące marketingowe hasełka – na nowe technologie, dopracowane, realistyczne, przestrzenne, otaczające nas dźwięki, na sprzęt o niesłychanych możliwościach, na te wszystkie Atmosy, 3D Soundy, Dolby Stereo, na sprzęt za chore, nieprawdopodobne, wręcz bajońskie sumy – i trochę jednak czuję się w tym wszystkim pominięty. Nie zrozumcie mnie źle – jest dla mnie oczywiste, dlaczego wielkie firmy nie adresują swoich produktów do mnie. Świetnie, że dzięki nowym technologiom ludzie mogą słyszeć trójwymiarowo, realistycznie i lepiej odbierać grę.
Jednak te same wielkie firmy tyle gadają o dostępności swoich dzieł i ich dostosowaniu do „najbardziej wymagających użytkowników”. Tyle mówią o docieraniu, o pomocy i wsparciu. „Play has no limits” głosi jedno ze znanych Wam hasełek pewnej dużej firmy. Ale jak mam rozumieć hasło „Creating a world with no limitations” umieszczone na stronie dotyczącej ułatwień dostępu w sprzęcie sprzedawanym przez tę samą dużą firmę? W moim wypadku to jednak „play has limits”, bo czasami – czasami całkiem często – brakuje w tym sprzęcie prostej funkcji mono.
Nie rozumiem, dlaczego w highendowych peryferiach nie mogę znaleźć tej prostej funkcji, którą aparaty słuchowe posiadają od dawien dawna. Tzw. crosy to w gruncie rzeczy wcale nie tak zaawansowane urządzenia – wyłapują dźwięki z jednej słuchawki i przerzucają je do drugiej. Dzięki temu słyszysz „stereo w mono” – potrafisz usłyszeć w zgiełku rozmowę osób, które siedzą po Twojej „nieczynnej” stronie. Tak, to już nawet nie jest zwykłe mono, a coś więcej. Jedną z niewielu firm, które postanowiły zrobić coś więcej, niż tylko wymyślać marketingowe hasełka, jest Apple.
Czytam artykuł o najlepszych słuchawkach w 2020 i czuję się rozbawiony, bo te technologiczne cudeńka, święcące świadectwa kulawej estetyki adresowane do graczy i innych, na które ludzie wydają tysiące złotych, są dla mnie tak samo wartościowe jak słuchawki za 50 złotych.
Powiecie, że to w sumie dobra sprawa – można zaoszczędzić! I zgadzam się, bo o ile powyżej przez chwilę jestem złośliwy, tak naprawdę czuję się pogodzony z tym stanem rzeczy. Śmieszkuję, bo wiem dlaczego – takich jak ja raczej wielu nie ma, a przynajmniej nie jest nas tylu, aby wpływać na marketing tego całego wciskanego nam gamingowego szpeju, dzięki któremu „usłyszysz przeciwnika, nim on ciebie”. W moim życiu częściej chodzi jednak o to, aby usłyszeć samochód, nim mnie rozjedzie.
Zostało jeszcze 67% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla CiebieMaciej Pawlikowski