autor: Smuggler
Piractwo - to samo, a inne ... czyli podróż sentymentalna w głąb czasu i wspomnień (5)
Powiedzmy sobie, że w naszym życiu jest naprawdę niewiele zjawisk, które możemy precyzyjnie zakwalifikować po stronie "czarne: absolutnie złe" - lub "białe: absolutnie dobre". Tak też jest zapewne z piractwem.
Jaki morał płynie z tej przydługawej historii? Skłamałbym, gdybym powiedział, że zeń płynie jakiś morał. Ale czy z każdej opowieści musi zaraz wynikać jakieś mądre przesłanie? Po prostu przypominam sobie dawne czasy (dla części z Was brzmi to pewnie jak kiepskawe opowiadanie sf?). I pokazuję Wam, że jednak nie mam na oczach klapek - oddaję cesarzowi co cesarskie.
A jeśli ktoś zapyta - a gdzie tu coś o współczesnym piractwie? Odpowiadam: temat jest tak ogromny, że jednym tekstem uczciwie omówić się go nie da. No chyba, że będzie to artykuł długości pociągu towarowego. W każdym razie jeśli ten tekst się Wam spodoba, to będę temat kontynuował, tym razem koncentrując się już na współczesności. A mówić ściślej planuję powiedzieć o:
- Czy piracki rynek ma wpływ na ceny na rynku oficjalnym... i na odwrót.
- Czy istnienie piractwa trzyma przy życiu nasz przemysł komputerowy?
- Czy polskie pisma o grach mogą egzystować bez piratów? (A piraci bez pism :)).
- Czy kupowanie - dzisiaj - pirackiego softu zawsze jest bezapelacyjnie godne potępienia?
- Czy piraci mogą czegoś nauczyć oficjalnych dystrybutorów?
- Czy piraci są potrzebni na naszym rynku?
- Kto robi biznes na giełdzie?
- Czy piractwo zawsze można potępiać?
- Kto żyje z pirata?
- Czego i kogo naprawdę boją się piraci?
- Czy piractwo to dobry biznes?
(*) - W tych czasach piratów się znało; jeśli nie z imienia, to choć z xywki. To należało wręcz do dobrego tonu, mieć "swego" pirata. W tych czasach piraci sami też grali i potrafili przegadać ze swymi stałymi klientami kilka kwadransów, zaniedbując biznes, o np. sposobie wysadzenia gościa z siodła w Defender of the Crown, czy technice walki morskiej w Pirates, itp. [Nie zapomnę jak dwóch takich panów głośno posyłało potencjalnych klientów w cholerę, bo właśnie dostali świetną gierkę i nie mogli się od niej oderwać; grali aż do końca giełdy; nie zarobili ani grosza ale wyszli szczęśliwi. Powiem tylko, że jeden z nich tworzy od wielu lat - z powodzeniem - znane Wam gry]. Gdzie dzisiaj - na giełdzie - spotkacie takich ludzi?
Smuggler