Po co na ogromnych okrętach kosmicznych tak wielu marynarzy?. 7 absurdów Star Wars, których nie zauważyliście
Kochamy Gwiezdne wojny, uwielbiamy ich bohaterów i jesteśmy zafascynowani tym światem. George Lucas stworzył uniwersum, które skradło nam serca. I pewnie dlatego tak łatwo przechodzimy do porządku dziennego nad tym, że nic się tam nie klei.
Po co na ogromnych okrętach kosmicznych tak wielu marynarzy?
Na poprzedniej stronie ustaliliśmy, że dziecko bez wykształcenia technicznego jest w stanie zbudować droida ze śmieci. Dlaczego więc okręty kosmiczne potrzebują setek marynarzy? W różnych ujęciach filmów widzimy, że na mostkach siedzą całe szeregi ludzi i gapią się w różnego rodzaju monitory.
Nie byłoby prościej, gdyby wszystkim tym zarządzała sztuczna inteligencja? Ba, nawet na statku separatystów w Zemście Sithów obecni byli marynarze w postaci droidów. Te okręty nie mają takielunku, nie trzeba schodzić do maszynowni i sypać węgla. Jeśli droid może wcisnąć guzik na konsoli, to tak samo może włączyć tę funkcję centralna sztuczna inteligencja okrętu. Taki byt nigdy się jednak w filmach nie pojawił. Czemu, skoro SI jest tu powszechna?
Dodajmy, że w Zemście Sithów widać także postacie obsługujące broń pokładową wielkich niszczycieli, zupełnie jakby to był XVIII-wieczny galeon, a nie supernowoczesny statek kosmiczny.
To samo można powiedzieć o małych pojazdach. Już dziś bogatsze siły zbrojne używają dronów po to, żeby oszczędzać ludzkie życie. W wysokotechnologicznym uniwersum Star Wars piloci dalej siedzą w kokpitach, i to bez żadnej możliwości uratowania się, bo przecież spadochron im w przestrzeni kosmicznej nie pomoże. Rozumiem, życie szturmowca Imperium może być nawet tańsze niż droid złożony z tego, co znaleziono na śmietniku, ale taka Rebelia? Tam ceniono życie ludzkie i nie posiadano wcale tak wielu wyszkolonych pilotów.
ODPOWIEDŹ BEZ ZŁUDZEŃ
Luke Skywalker siedzący w X-wingu to coś emocjonującego. Sztab Rebelii patrzący w skupieniu na monitory, na których widać, co się dzieje z rojem dronów wysłanych na Gwiazdę Śmierci, to nudy. Na dodatek mostek pełen wpatrzonych w ekran ludzi wygląda jak na filmach o II wojnie światowej, czyli właśnie tak, jak widzowie w latach 70. wyobrażali sobie zbrojny konflikt.