filmomaniak.pl Newsroom Filmy Seriale Obsada Netflix HBO Amazon Disney+ TvFilmy
Filmy i seriale 8 marca 2019, 15:05

autor: Filip Grabski

Tylko dla fanów?. Recenzja filmu Kapitan Marvel – ona ma siłę!

Kobiecych bohaterek w kinowym uniwersum Marvela trochę już było, ale żadna nie otrzymała jeszcze własnego filmu. Kapitan Marvel naprawia ten błąd, ale czy przypadkiem nie popełnia po drodze paru innych?

Tylko dla fanów?

Kapitan Marvel to film, który zapewne da się bezboleśnie obejrzeć bez jakiejkolwiek znajomości reszty tego świata, ale czy po dwudziestu filmach ktokolwiek by się na taki krok zdecydował? Twórcy doskonale o tym wiedzą i najwięcej dla siebie z seansu wyniosą ci, którzy z MCU są nieźle zakolegowani. Z jednej strony to dobrze, bo zamiast wyjaśniać podstawowe rzeczy film uzupełnia kilka mniej lub bardziej istotnych braków w chronologii (fani będą zachwyceni), a z drugiej nie za dobrze, bo cierpi na syndrom przystawki, a w tej metaforze daniem głównym byłoby debiutujące za półtora miesiąca Avengers: Koniec gry. Stawka w Kapitan Marvel nie jest wysoka (nawet jeśli scenariusz każe sądzić inaczej) i taki stan rzeczy może łatwo obniżyć zaangażowanie widza w całą opowieść.

Dzięki zaburzonej chronologii historia wydaje się ciekawsza, niż jest w istocie, ale ogólny styl filmu, lekkość, zadziorność i humor sprawiają, że na pewne niedostatki łatwo przymknąć oko. Wszak w adaptacji komiksu chodzi o zabawę, a tej w Kapitan Marvel nie brakuje. Scen akcji jest, jak na tego typu kino, niewiele, choć niewątpliwie cieszy niemalże bezkrytyczne podejście do absurdalnej potęgi, jaką włada bohaterka. Uniwersum rozwinęło się na tyle, że nawet pokazane w zwiastunach latanie w próżni kosmosu i naparzanie we wraże pojazdy gołymi pięściami nie wydaje się tu nie na miejscu. I całe szczęście!

Obraz pani kapitan, której poczynaniom przyglądamy się przez dwie godziny seansu, został nakreślony prostymi kreskami – oto bohaterka, której potencjał jest tłumiony, zatem musi ona znaleźć w sobie siłę, by przekroczyć własne granice. Ten samograj zrealizowano dobrze, choć bez jakiegoś wyjątkowego natchnienia. Brie Larson, mimo krążących w mediach i na forach obaw, że jest zbyt drewniana i charyzmy nie ma w sobie za grosz, broni się przed tą krytyką bez zadyszki. Jej pozbawiona emocji gra ma zresztą pewne uzasadnienie w fabule, a dający się zauważyć później łobuzerski charakterek dodaje jej uroku.

Muszę tu jednak podkreślić, że w tym filmie o kobiecej sile najlepsze role otrzymali faceci: Samuel L. Jackson, którego młody Nick Fury jest w zauważalny sposób inny (wesoły, ciekawski) od zamkniętego w sobie cynika znanego z poprzednich dzieł, oraz Ben Mendelsohn prezentujący zaskakująco duży talent komediowy. Na specjalne wspomnienie zasługuje jeszcze kot Goose jako bardzo pozytywny aspekt filmu, a po przeciwnej stronie znalazł się nieco zmarnowany potencjał Jude’a Law, który nie był w stanie wykrzesać zbyt wiele ze swojej roli, a także trochę nijaka najlepsza przyjaciółka głównej bohaterki i dwa potencjalnie elektryzujące gościnne występy, które po prostu są.

Akcja Kapitan Marvel toczy się w latach 90., więc ze wszystkich stron widzowie atakowani są nawiązaniami, żartami i stylem znanym z kina mającego na karku 20 lat. Żarty wydają się udane, niektóre sceny akcji bezwstydnie odwołują się do klasyki (powietrzna walka w kanionie to kalka z Dnia Niepodległości), scenografia, ciuchy i muzyka, z wstawionymi w niektórych scenach hitami autorstwa Nirvany czy Garbage – wszystko to nosi znamiona przemyślanej kreacji i niedużo tu brakuje do jakości stylu prezentowanego w nasączonych „ejtisami” Strażnikach galaktyki. Konsekwencją tego jest jednak fakt, że momentami film robi się nijaki, niemal wyprany z tożsamości, co chyba mimo wszystko też stanowi cechę kina z tego okresu.

Filmy sygnowane logo Marvela przyzwyczaiły nas do ogólnego wysokiego poziomu technicznego. Pod tym względem Kapitan Marvel nie wyróżnia się ani bardzo na plus, ani bardzo na minus. CGI okazuje się solidne, choć ma momenty zbytniej sztuczności – casus Czarnej Pantery, ale szczęśliwie w dużo mniejszym natężeniu, zdjęcia są poprawne, z jedną czy dwiema scenami wyglądającymi naprawdę ładnie. Udźwiękowienie jest bez zarzutu, aczkolwiek muzyka oryginalna, zgodnie z niechlubną marvelową tradycją, zdaje się być zupełnie pomijalna.

Kapitan Marvel to film należący do tej lepszej części produkcji z Marvel Cinematic Universe, choć do najlepszych sporo mu brakuje. Kilka z postawionych przed nim zadań zostało zrealizowanych na piątkę: zapewnienie dobrej rozrywki, pokazanie „girl power” bez popadania w przesadę, podkręcenie atmosfery przed premierą czwartej odsłony Avengers. Jeśli jednak liczycie na wizualną oryginalność Doktora Strange’a, śmiałą wizję Zimowego żołnierza czy urok Spider-Mana, to możecie się zawieść. Kapitan Marvel jest dziełem skierowanym do fanów uniwersum i oni spokojnie mogą dodać do widocznej poniżej oceny jedno oczko. Marvelosceptycy pozostaną zapewne przy swoim stanowisku i coś odejmą. A ode mnie, krakowskim targiem...

NASZA OCENA: 7/10

Filip Grabski

Filip Grabski

Filip Grabski

Z GRYOnline.pl współpracuje od marca 2008 roku. Zaczynał od pisania newsów, potem przeszedł do publicystyki i przy okazji tworzył treści dla serwisu Gameplay.pl. Obecnie przede wszystkim projektuje grafiki widoczne na stronie głównej (i nie tylko) oraz opiekuje się ciekawostkami filmowymi dla Filmomaniaka. Od 1994 roku z pełną świadomością zaczął użytkować pecety, czemu pozostaje wierny do dzisiaj. Prywatnie ojciec, mąż, podcaster (od 8 lat współtworzy Podcast Hammerzeit) i miłośnik konsumowania popkultury, zarówno tej wizualnej (na dobry film i serial zawsze znajdzie czas), jak i dźwiękowej (szczególnie, gdy brzmi ona jak gitara elektryczna).

więcej

TWOIM ZDANIEM

Wolisz filmy Marvela czy DC?

77,9%
Marvela
22,1%
DC
Zobacz inne ankiety