Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 12 maja 2018, 11:30

Lokalizacja gier – patriotyzm, za który ci płacą. Praca dla gracza – jak zmienić pasję w zawód?

Co może zrobić młody gracz, który połowę swego wolnego czasu poświęca na budowanie domków w Minecrafcie? Czy granie w gry może stanowić profesję? A jeśli tak, to jak to zrobić, żeby i pograć, i zarobić?

Lokalizacja gier – patriotyzm, za który ci płacą

A co, jeśli kończymy, powiedzmy, filologię obcą, a chcielibyśmy pracować w branży? Najlepszym rozwiązaniem będzie lokalizacja gier, o której więcej opowiedzą Wam Ryszard Chojnowski i Grzegorz Ferenc z Albion Localisations. Poczytajcie o wymogach i trudach tej pracy, ale również o jej wielu niesamowitych zaletach.

Zadałem Ryszardowi Chojnowskiemu zadałem pytanie, na czym polega praca „tłumacza”. Odpowiedź nie była wcale taka oczywista:

– Moja praca polega na lokalizacji gier. Czyli dostosowaniu gier wydanych po angielsku do realiów i zapotrzebowania polskiego rynku. Lokalizacja obejmuje wiele elementów: tłumaczenie, redakcję, adaptację, nagrania dźwięków, dostosowanie elementów graficznych, testy, przygotowanie tekstów marketingowych itp.

Tłumacze gier muszą oczywiście znaleźć odpowiednie słowo, ale na tym się nie kończy. Osoby odpowiedzialne za lokalizację kontrolują też jakość nagrań dźwiękowych, pilnują spójności przekazu reklamowego czy nawet testują grę. - 2018-05-15
Tłumacze gier muszą oczywiście znaleźć odpowiednie słowo, ale na tym się nie kończy. Osoby odpowiedzialne za lokalizację kontrolują też jakość nagrań dźwiękowych, pilnują spójności przekazu reklamowego czy nawet testują grę.

Być może zauważycie pewne cechy wspólne z procesem wydawniczym i pracą w wydawnictwach – lokalizacja gier obejmuje bowiem nie tylko samo tłumaczenie tekstu czy stworzenie nowej ścieżki dźwiękowej, ale całość procesu, który przekłada grę z jednego języka na drugi.

Od dobrze wykonanej pracy firmy lokalizującej i tłumaczy zależy nie tylko jakość samej gry, ale również np. spójność kampanii marketingowej (np. gdy w grze dane pojęcie tłumaczone jest jako Młot Zniszczenia, lepiej, by reklama na YouTubie nie mówiła o Kafarze Destrukcji) i spójność informacji przekazywanych o danej grze do mediów i przyszłych nabywców.

Ludzie, którzy parają się lokalizacją gier, niejednokrotnie wykonują więc zadania inne niż samo tylko tłumaczenie – np. kontrolują jakość nagrań dźwiękowych w studiu czy ściśle współpracują z wydawcą. Tłumacze siłą rzeczy mają więc nieustanny kontakt z grami, nawet z tymi, o których dopiero co poinformowały pierwsze nieśmiałe newsy.

Wymagania – tłumaczenie w praktyce

Znajomość gier to obowiązek. Kojarzenie faktów i growej historii to nieoceniona pomoc w trakcie przekładu. Słowo „kontekst” pojawia się w zawodzie tłumacza wielokrotnie, a jego znajomość to rodzaj Świętego Graala. Orientowanie się w świecie gier stwarza podwaliny pod ten kontekst – dzięki tej wiedzy nie tłumaczymy „Options” jako „Wybory”, a „Character development” jako „Rozbudowa charakteru”. Z pewnością spotkaliście się kiedyś z tłumaczeniami, które nie tylko nie oddawały ducha gry, ale wręcz wydawały się zupełnie wyrwane z kontekstu. Otóż właśnie znajomość świata gier i lokalizowanej pozycji minimalizuje ryzyko wystąpienia tego rodzaju problemu. A inne umiejętności? Cóż – z pewnością odrobinę się zdziwicie.

Mięsny Jeż z polskiej wersji Diablo III to przykład dopasowania gry do lokalnych realiów. - 2018-05-15
Mięsny Jeż z polskiej wersji Diablo III to przykład dopasowania gry do lokalnych realiów.

– Kandydat powinien posiadać bardzo dobrą znajomość angielskiego i doskonałą polskiego. Kandydat powinien być bardzo oczytany (oraz „ograny”, jeśli wolno mi użyć takiego neologizmu), mieć słuch językowy i wyobraźnię. Przydadzą się też choć minimalne umiejętności aktorskie, bo przy tłumaczeniu dialogów warto sobie tłumaczony tekst „odegrać” i spróbować go naturalnie powiedzieć. Wtedy łatwo można wykryć wszystkie sztuczności – mówi Ryszard Chojnowski.

Szczególną uwagę zwróćcie na wymóg „doskonałego polskiego”.

– Obok świetnej angielszczyzny musi być jeszcze lepsza polszczyzna. Nie ma nic gorszego niż „polingliszowanie”, czyli tworzenie tekstów z wykorzystaniem spolszczonych angielskich słów – stwierdza Ryszard.

Na pocieszenie – jeśli wybraliście anglistykę, ale zapomnieliście o poczytaniu Mickiewicza, Prusa czy Orzeszkowej – warto dodać, że studia językowe, choć są mile widziane, nie są twardym wymogiem, bardziej liczy się używanie języka (w mowie i piśmie).

Dodatkowe umiejętności

Grzegorz Ferenc, w przeszłości pracujący dla GRYOnline.pl i Blizzarda, opowiedział mi także o kilku innych wymaganiach, mniej oczywistych, a jednocześnie takich, nad którymi dość trudno pracować:

– Umiejętność pracy w zespole i uczenia się od innych. Gry rzadko powstają w pojedynkę. Często są w nie zaangażowane olbrzymie zespoły. (...) Gotowość do nauki pozwala wszystkim przyspieszyć proces tworzenia i osiągnąć lepsze wyniki, bo otwartość oznacza także elastyczność, umiejętność dostosowania swojej pracy do pracy innych, zmiany przyzwyczajeń i stosowania nowych trendów. (...) Taka banalna informacja jak to, że ktoś podkładał głos w jakiejś grze, może kiedyś zaprocentować przy szukaniu kandydatów do dubbingu, gdy pracuje się w lokalizacji. Więc regularne zaglądanie do serwisów growych, takich jak GRYOnline.pl czy Gamasutra, lub oglądanie prezentacji z GDC, by wiedzieć, jak powstają gry, to coś naturalnego.

Jeśli więc sądzicie, że będziecie mogli skupić się tylko na przekładanym tekście i z głową w monitorze odciąć się od tego, co dzieje się na świecie czy w firmie, srogo się zawiedziecie. Praca tłumacza to praca zespołowa – przekładu dokonują kilkunastoosobowe grupy i bez nieustannego kontaktu, rozmów, ustaleń i dywagacji nie stworzycie tak niezbędnego kontekstu.

Lokalizacja Baldur’s Gate była na naszym rynku przełomowa, jeśli chodzi o skalę i profesjonalizm wykonania. Do dziś w języku graczy funkcjonuje kultowa fraza z tej produkcji: „Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę”. - 2018-05-15
Lokalizacja Baldur’s Gate była na naszym rynku przełomowa, jeśli chodzi o skalę i profesjonalizm wykonania. Do dziś w języku graczy funkcjonuje kultowa fraza z tej produkcji: „Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę”.

Tłumaczom także zdarzają się błędy. W klasycznej grze Dungeon Keeper Horned Reaper, potężny demon, który mógł służyć w naszej armii, został przetłumaczony na polski jako Rogaty Rozpruwacz. Janusz Mrzigod, który tłumaczył tę grę, wspominał później, że był to zwykły lapsus. Słowa ripper (rozpruwacz – red.) i reaper (żniwiarz – red.) są bardzo podobne. Widok stwora z wielką kosą mógłby pomóc uniknąć błędu, ale tłumacząc grę, pan Janusz miał do dyspozycji tylko plik tekstowy bez żadnych dodatkowych materiałów.

Czy tłumaczenie jest proste? Z pewnością trudniejsze niż niejedno zajęcie, a przy tym odpowiedzialne. Twoją pracę nierzadko ocenią dziesiątki tysięcy polskich graczy. Słuchając jednak Ryszarda Chojnowskiego i Grzegorza Ferenca, można dojść do wniosku, że zajęcie to sprawia mnóstwo radości. To w końcu oni ustalają pewne definicje i słowa, którymi potem będą porozumiewać się inni. O czym jeszcze warto pamiętać?

– Samo granie nie wystarcza, by być dobrym tłumaczem czy pracować w branży. Trzeba je łączyć z innymi zainteresowaniami, mieć określony cel. To musi być granie świadome, podczas którego zwraca się uwagę na pewne określone elementy i aktywnie wykorzystuje zainteresowania z innych dziedzin. I tak przyszły projektant poziomów skupi się na architekturze, rozkładzie pomieszczeń i tym, jak gracz jest przez nie prowadzony. Przyszły tłumacz będzie analizować styl i rejestr tekstu – od dialogów po opis opcji w UI. To, kim chce się być, wpływa niejako na to, jak się gra, a nie odwrotnie – stwierdza Grzegorz Ferenc.

Innymi słowy – tłumaczenie gier to wymagające wielu talentów zajęcie, na które w Polsce jest ogromny popyt. Jeśli boicie się, że studentów anglistyki jest zbyt dużo, spójrzcie na to z innej strony – to wy wiecie, ile było dodatków do World of Warcraft i potraficie przejść Wiedźmina 3 na poziomie „Droga ku zagładzie”. Oni nie. Macie przewagę.

Wiele ofert pracy w branży gier można znaleźć w serwisie Skillshot.pl.

Maciej Pawlikowski

Maciej Pawlikowski

Redaktor naczelny GRYOnline.pl, związany z serwisem od końca 2016 roku. Początkowo pracował w dziale poradników, a później mu szefował, z czasem został redaktorem prowadzącym Gamepressure, anglojęzycznego projektu adresowanego na Zachód, aby w końcu objąć sprawowaną obecnie funkcję. W przeszłości recenzent i krytyk literacki, publikował prace o literaturze, kulturze, a nawet teatrze w wielu humanistycznych pismach oraz portalach, m.in. Miesięczniku Znak czy Popmodernie. Studiował krytykę literacką i literaturę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Lubi stare gry, city-buildery i RPG-i, w tym również japońskie. Wydaje ogromne pieniądze na części do komputera. Poza pracą oraz grami trenuje tenisa i okazyjnie pełni funkcję wolontariusza Pokojowego Patrolu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

więcej

Wykształcenie: game designer. Wywiad ze współtwórcą kierunku Game Studies na Uniwersytecie Opolskim
Wykształcenie: game designer. Wywiad ze współtwórcą kierunku Game Studies na Uniwersytecie Opolskim

Czy indeks z Game Studies na UO to paszport do growej branży? Trudno na razie stawiać tak mocne wnioski. Ale kierunek, który uczy studentów zarówno analizy, jak i tworzenia gier, po trzech latach radzi sobie co najmniej nieźle.

Szef idzie! Gry w pracy – podpowiadamy w co i jak grać
Szef idzie! Gry w pracy – podpowiadamy w co i jak grać

Ostatnio zachęcaliśmy Was do zdobycia pracy w branży gier, dziś pomożemy Wam ją stracić. Dlaczego? Bo polecamy gry, w które możecie grać w robocie.

10 typów klientów w sklepie z grami – spowiedź sprzedawców
10 typów klientów w sklepie z grami – spowiedź sprzedawców

Byłeś kiedyś w sklepie z grami? Na pewno ci się zdarzyło. Pytanie, czy zachowywałeś się jak ci klienci? Oto unikalne spojrzenie zza sklepowej lady na grających, a przynajmniej kupujących gry Polaków. FIF-ę na PlayStation 360? Już podaję.