Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 4 czerwca 2016, 16:02

Chernobyl VR - zwiedziliśmy Zonę i miasto Prypeć w hełmie na głowie

Odwiedzając gliwickie studio The Farm 51, mieliśmy okazję odbyć wirtualną wycieczkę po opustoszałym Czarnobylu. Choć projekt ten trudno nazwać grą wideo, czuć w nim postapokaliptyczny klimat – a przy tym można nauczyć się kilku rzeczy.

My, gracze, Czarnobyl znamy jak własną kieszeń. To miejsce pełne krwiożerczych mutantów, bezwzględnych bandytów, dziwacznych artefaktów oraz śmiercionośnych anomalii. Dobrze wiemy, że spotkanie przy ognisku kilku podobnych nam stalkerów i wypicie z nimi paru kieliszków (dla ochrony przed radiacją... tylko dla ochrony!) to jedyne, co dobrego czeka nas w przerażającej Zonie. Wiele razy przemierzaliśmy blokowiska Prypeci oraz opustoszałe wioski, pełne wygłodniałych psów (jeśli mieliśmy sporo szczęścia) lub snorków (jeśli mieliśmy go mniej). Można prawie zapomnieć, że gdzieś na Ukrainie rzeczywiście istnieje odizolowana Strefa i choć ani mutantów, ani anomalii tam nie uświadczymy, to nadal miejsce to przytłacza swoją tragiczną historią i postapokaliptycznym klimatem.

Wycieczki do Czarnobyla to jednak dość kosztowna sprawa, toteż gliwickie studio The Farm 51 postanowiło dać szansę na zwiedzenie tych terenów każdemu posiadaczowi urządzeń wykorzystujących technologię wirtualnej rzeczywistości. Chernobyl VR Project to bowiem nie gra, a po prostu interaktywna „przechadzka” po opuszczonych w kwietniu 1986 roku terenach. Nie uświadczycie tu żadnych elementów fantastycznych: Wojciech Pazdur, dyrektor produkcji w The Farm 51, powiedział wprost, że celem tego projektu jest przedstawienie historii ludzi dotkniętych przez katastrofę. Ponadto każdy taki materiał może być ostatnią szansą na to, by uwiecznić Zonę w takim stanie jak teraz, zanim zostanie ona całkowicie zamknięta dla zwiedzających.

Ciekawym dodatkiem jest możliwość używania licznika Geigera, mierzącego stopień promieniowania radioaktywnego. Da się go włączyć w dowolnym momencie wycieczki i sprawdzić, jak mocno skażone jest miejsce, w którym obecnie przebywamy. I choć nie przynosi to żadnych korzyści, zawsze miło nauczyć się czegoś nowego – a przy okazji posłuchać tego charakterystycznego trzeszczenia, które dobrze znamy z serii S.T.A.L.K.E.R..

Chernobyl VR Project podchodzi do tematu z dużym szacunkiem, co z pewnością należy docenić – choć ja akurat nie miałbym nic przeciwko temu, by zobaczyć podczas tej wyprawy parę easter eggów, nawiązujących do uwielbianej w Polsce serii S.T.A.L.K.E.R. Dostajemy tutaj dostęp do naprawdę wielu pomniejszych obszarów Zony – szkoły, basenu, wiosek, słynnego Diabelskiego Młyna – które niekiedy oglądamy tylko z jednego miejsca, niekiedy zaś możemy się po nich przejść i poeksplorować. Od czasu do czasu pojawiają się interaktywne elementy: patrzenie na nie przez kilka sekund uruchamia krótki filmik, w którym ukraiński przewodnik opowiada o historii danej lokacji. Zawartości jest więc całkiem sporo, choć wydaje mi się, że na przedmioty, z którymi możemy cokolwiek zrobić, natrafiamy zdecydowanie zbyt rzadko. Mimo to Chernobyl VR Project to naprawdę świetna okazja, by dowiedzieć się więcej na temat miejsca, w które większość z nas nigdy nie pojedzie – a nawet jeśli pojedzie, to czy wdrapie się na szczyt (nie)sławnego Oka Moskwy?

Ja bowiem dzięki produkcji The Farm 51 miałem taką okazję i nie wstydzę się przyznać, że gdy wyjrzałem przez pordzewiałe barierki, by spojrzeć na las rosnący prawie dwieście metrów niżej, zmiękły mi kolana. Technologia wirtualnej rzeczywistości sprawdza się tu na medal i absolutnie nie powoduje żadnego dyskomfortu, może za wyjątkiem bijącego po oczach, białego światła, które zakrywa cały ekran za każdym razem, gdy wejdziemy w ścianę. Gliwiccy deweloperzy wykonali kawał dobrej roboty, fotografując poszczególne miejsca tysiące razy i przenosząc je na ekran z niesamowitą dokładnością: możemy przyjrzeć się każdemu kawałkowi szmaty, pozostawionemu na podłodze w szkole, i przeczytać ogłoszenia na ścianach. Chernobyl VR Project doskonale udowadnia, że nawet bez mutantów i bandytów Zona jest wyjątkowo przygnębiającym oraz klimatycznym miejscem. Mnie trzeba było praktycznie siłą ściągać gogle z głowy – inaczej łaziłbym po Strefie w nieskończoność.

I to nawet pomimo tego, że nie wszystko zagrało tu jak należy. Na razie praktycznie nie istnieje oprawa audio – oprócz odgłosów kroków i mówionych kwestii przewodnika. Twórcy zapewniają, że w trakcie wycieczki będzie nam przygrywać ambientowa muzyka i szczerze mnie to cieszy – bo „rozgrywka” w kompletnej ciszy traciła na atmosferze. Technologia wirtualnej rzeczywistości nie jest też jeszcze na tyle dopracowana, by zapewnić ostry obraz w goglach – podczas zwiedzania Czarnobyla z powodu takiej, a nie innej jakości nagrań czułem się jak na filmie z lat 90. To jednak rzecz, która przeszkadza tylko przez chwilę, póki się nie przyzwyczaimy.

Niezależnie jednak od tych pomniejszych wad bawiłem się przy Chernobyl VR Project naprawdę wyśmienicie – choć może „bawiłem się” nie jest w tym przypadku odpowiednim określeniem. Produkcja The Farm 51 to świetny nośnik wiedzy na temat zarówno samej katastrofy, jak i tego, co spotkało osoby przez nią dotknięte. A przy tym jedna z niewielu interaktywnych wycieczek, które potrafiły mnie do siebie przekonać. Atmosfera przygnębienia i samotności jest tu wyczuwalna na każdym kroku – i choć pomniejsze poprawki z pewnością by nie zaszkodziły, projekt zdecydowanie daje radę. Szkoda tylko, że zapewne trafi do niewielkiej grupy fanów tematu...

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej