Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 28 lutego 2003, 11:44

autor: Krzysztof Marcinkiewicz

Jestem Graczem z natury - część 2

Oto druga część wywiadu przeprowadzonego z Piotrem Pieńkowskim, red. naczelnym Świata Gier Komputerowych.

Poniżej prezentujemy drugą część wywiadu przeprowadzonego z Piotrem Pieńkowskim , red. naczelnym Świata Gier Komputerowych.

GOL: W roku 1998 po raz pierwszy zaczęto dodawać pełne wersje gier do pism o tematyce gier. Jak na to zareagowaliście?

PP: Z początku nie przywiązywaliśmy do tego większej wagi, bo pierwsze pełne wersje były kiepskie i ich dodawanie do pism nie różniło się od dodawania gier freeware'owych i shareware'owych. Problem zaczął się wtedy, gdy gry zaczęły być coraz lepsze, a zwyczaj spowszechniał. Od tej pory zaczął się wyścig szczurów pod tytułem "kto da lepsze i więcej". W pokerze taki moment określa się mianem gry na pieniądze. Nie liczą się wtedy karty, ale to, kto ile ma forsy, a wygrywa ten, kto akurat ma ich najwięcej i każdą licytację zasypuje forsą. Jeśli się gra dla zysku, taka strategia ma sens, jeśli jednak dla przyjemności - jest to czysty absurd. Moim zdaniem właśnie wtedy skończyła się pewna epoka. Wydawanie czasopisma o grach przestało być tworzeniem na żywioł, które w istocie rzeczy było beztroską zabawą, a zaczęło - dokładnie skalkulowaną i zaplanowaną działalnością. Już nie można było sobie pozwolić na przypadkową wpadkę, bo dawało to zgubny efekt domina i straty natychmiast rosły niebotycznie. Sami w tym roku zaliczyliśmy taką porażkę i musieliśmy szukać nowego wydawcy. I było w tym sporo szczęścia, bo w porę zrozumieliśmy swój błąd, opracowaliśmy mechanizmy obronne i później, kiedy zrobiło się naprawdę gorąco, byliśmy już nieźle przygotowani. W przeciwieństwie do konkurencji, którą taktyka CD Action i prawa nowego rynku po prostu zmiatały na naszych oczach.

GOL: Mówisz o konsekwencjach finansowych, ale to chyba nie jedyne koszty. Czy twoim zdaniem pełne wersje gier nie dewaluują jakości branżowych magazynów?

PP: A skądże. Ich treść jest niezależna od tego, czy na CD daje się hiciora czy knota. Dewaluacja jakości, jeśli następuje, to jest efektem pośrednim. Bo okazało się, że nie wystarczy być dobrym, trzeba jeszcze być bogatym. Świetna zawartość niektórych magazynów, w obliczu braku pieniędzy (ogromnych!) na pełne wersje, zwyczajnie rozłożyła je na łopatki. Z czasem zaś doszliśmy do absurdu, kiedy o sukcesie decyduje nie zawartość merytoryczna, ale jakość dodatków. I to już jest smutne.

GOL: Smutne i nienormalne.

PP: Tak, nienormalne. Świadczy o tym fakt, iż jesteśmy jedynym krajem na świecie, w którym istnieje zwyczaj stałego dodawania do pism pełnych wersji gier. W cywilizowanych krajach istnieją stosowne porozumienia, bo wszyscy mając świadomość, do czego prowadzi takie szaleństwo.

GOL: Masz na myśli fakt, że w ten sposób wydawnictwa niedługo wpadną w pułapkę, w której trzeba będzie wydawać pisma z kilkoma grami lub z jedną, ale w cenie bułki?

PP: Już wpadły. Ten szalony wyścig szczurów dochodzi do punktu krytycznego. A wpływ na to ma jeszcze jeden element. Na naszym rynku jest obecnie więcej nabywców gier, niż sprzedawców, więc ceny licencji rosną, a walka o kolejne tytuły jest już po prostu nieprzyzwoita (mam na myśli na przykład półoficjalne licytacje o określone gry, w których wszystkie chwyty są dozwolone). Ludzie to jednak nie interesuje, chcą tylko więcej i taniej - dlatego właśnie wydawcy wpadli we własne sidła. Teraz mogą dawać tylko więcej gier lub sprzedawać je coraz taniej. Zawsze jednak w najwyższej jakości. A to oznacza wydawanie pism po kosztach lub ze stratami. Jest to więc początek końca. Bardzo długiego i bardzo nieprzyjemnego końca. I nie pomogą tu jakieś worki pełne prezentów czy inne zwariowane pomysły. Wyrok zapadł, a jego wykonanie jest nieuchronne. Chyba że stanie się cud.

GOL: Cud? Co masz na myśli?

PP: Próbę zmiany układu. Próbę konieczną dla przywrócenia równowagi. Chodzi oczywiście o wydanie pisma bez pełnych wersji i pokazanie, że można inaczej. Że wszystkie te worki pełne prezentów to zwykła iluzja i że w istocie rzeczy wszystkim nam chodzi o coś zupełnie innego. O gry.