Źródła problemu. Kto się boi swastyki? Symbole nazistowskie w grach
Hitlerowcy w grach pojawiają się już od lat 80. ubiegłego wieku, ale co ciekawe – nie zawsze towarzyszy im odpowiednia dla okresu symbolika. Postanowiliśmy się przyjrzeć zapisom prawnym, które zdołały napsuć deweloperom sporo krwi.
Źródła problemu
W całej sprawie chodzi mianowicie o artykuł 86a niemieckiego kodeksu karnego. Czytamy w nim:
par. 1. Karze pozbawienia wolności do lat trzech albo grzywnie podlega ten kto:
1) rozpowszechnia na terenie kraju symbole jednej z partii lub stowarzyszeń, o których mowa w art. 86 par. 1 pkt. 1, 2 i 4 albo publicznie używa ich w czasie zgromadzeń albo w przygotowywanych przez niego pismach albo
2) wytwarza, magazynuje, importuje lub eksportuje przedmioty zawierające lub przedstawiające symbole tego rodzaju w celu używania lub rozpowszechniania ich w kraju lub za granicą w sposób opisany w punkcie pierwszym.
par. 2. Symbolami w rozumieniu par. 1 są między innymi: flagi, znaki, części umundurowania, hasła oraz pozdrowienia. Za symbole wymienione w zdaniu pierwszym uznaje się także te symbole, które są do nich w znacznym stopniu podobne.
Przepis jest częścią procesu denazyfikacji, jakiemu podlegały Niemcy po zakończeniu drugiej wojny światowej, jednak i w tej regulacji znajdą się wyjątki. Nazistowskie insygnia można prezentować, jeżeli służą one w celach edukacyjnych, w informowaniu o wydarzeniach historycznych czy – co najważniejsze dla całej sprawy z punktu widzenia graczy – promowaniu sztuki czy nauki.
Tu właśnie napotykamy na problemy interpretacji prawa: czy gry komputerowe w obecnej postaci nie powinny zostać już uznane za pewną formę sztuki? Według niemieckich prawników nie. To o tyle dziwne, że jednocześnie za naszą zachodnią granicą bez problemów pokazuje się filmy, w których obecny jest wizerunek swastyki czy trupiej czaszki. I nie mówimy tu bynajmniej tylko o poważnych, osadzonych w tamtej epoce dramatach: cenzura nie dotknęła np. Zombie SS (horror, którego fabuły możecie się łatwo domyśleć po samym tytule) czy kultowego już filmu Indiana Jones i ostatnia krucjata, gdzie spotkanie głównego bohatera z Adolfem Hitlerem służy jako komediowa wstawka.
Dla deweloperów takie traktowanie gier jako obywateli drugiej kategorii ma poważne skutki, stają bowiem przed problemem: albo zostawić nazistowskie symbole i przerobić grę specjalnie dla niemieckiego odbiorcy, żeby stracić potencjalnych odbiorców w liczącym 80 milionów mieszkańców kraju, albo nie męczyć się dodatkową pracą, na czym straci realizm.
Nie jest to bynajmniej kłopot wyłącznie współczesny: twórcy Indiana Jones and the Last Crusade (gry powstałej na podstawie tego samego filmu, który wspomnieliśmy we wcześniejszym akapicie) już w 1989 roku musieli zamazać wszystkie swastyki, by uniknąć zakazu sprzedaż w Niemczech. Efekt? Czerwone flagi z białym kołem, na środku którego straszył czarny kwadrat. W serii Call of Duty z kolei symbole hitlerowskie zastąpiono wizerunkiem Żelaznego Krzyża, odznaczenia, które swą historią sięga jeszcze do czasów pruskich. Jeszcze w 2015 roku mieliśmy co najmniej dwa przypadki, kiedy artykuł 86a przysporzył twórcom problemów. Ubisoft musiał opóźnić premierę gry South Park: Kijek Prawdy w Niemczech i Austrii po tym, jak przy „czyszczeniu” produkcji z nazistowskich insygniów przegapiono pojedynczą swastykę.
To jednak nic w porównaniu do Wolfenstein: The New Order, którego wydawca, firma Bethesda Softworks, musiał oddzielić niemiecką wersję strony internetowej tej produkcji od międzynarodowej (tylko na tej drugiej można było zagrać w wypełnionego zakazanymi symbolami Wolfensteina 3D), a następnie zastąpić każdy niepożądany za naszą zachodnią granicą element wymyślonym przez twórców znakiem – co było zadaniem o tyle uciążliwym, że akcja gry dzieje się w świecie opanowanym przez hitlerowców.
AKTUALIZACJA – LIPIEC 2017
Pewne komplikacje nastąpiły także w przypadku drugiej odsłony cyklu, Wolfenstein II: The New Colossus – tym razem oficjalna strona gry została ocenzurowana nie tylko w niemieckiej, ale i w polskiej wersji. Zapytany przez nas wydawca potwierdził na szczęście, że zmiany objęły tylko kampanię marketingową, a sama rozgrywka będzie nieocenzurowana. Problem – jak tłumaczyła firma Cenega – wynikł z niejasności polskich przepisów prawnych.